Kiedy zginę, może przyśnią się tobie
siwe oczy zabitego żołnierza,
może cień mój ujrzysz w lustrze przy sobie,
może głos mój poznasz w szepcie pacierza.
Kiedy zginę, może koń mój bułany
ciemną nocką do wrót twoich przybieży,
strząśnie szrony z ogrodowej altany
i kopytem pod twem oknem uderzy.
Skoczysz ze snu... — Co się stało, mój Boże! —
Wyjrzysz oknem i wypadniesz z komory.
— O mój miły , takie zimno na dworze!
Gdzie ty jesteś? Czyś ty ranny, czy chory? —
Zarży koń mój, skoczy na bok lękliwie ...
— T y mnie nie gładź swoją ręką pieszczoną,
ty mnie nie gładź, bo na piersi i grzywie
mam krew jego, mam krew jego czerwoną.
— Jezus Maria! — krzykniesz we łzach i trwodze —
krew czerwona, krew czerwona, jak róże.
Boże mogił, Boże krzyżów przy drodze,
czemuś dał mu ginąć w obcym mundurze? —
Zarży koń mój, nogą w ziemię uderzy,
Jęknie ziemia od Warszawy po Kraków,
wstaną z grobów cienie śpiących żołnierzy,
wielkie pułki niezrównanych junaków.
Wstaną z grobów gdzieś z nad Warty, z nad Bzury,
i głos rzucą: — Bóg się o nas zatrwożył
i na wszystkie te niepolskie mundury
polską ziemię, polską ziemię położył.
14 grudnia 1914 r.