Św. Bonawentura przebywający w drugim kręgu uczonych sławi życie i czyny św. Dominika, a następnie opłakuje zepsucie zakonu franciszkanów.
Zaledwie przerzekł swe ostatnie słowo
Błogosławionej ognik aureoli,
Święty krąg począł wirować na nowo.
Lecz zanim jeszcze pełną odbył kolej,
Już się krąg drugi w pierwszą tęczę wplata,
Słowo ze słowem, dźwięk z dźwiękiem zespoli.
Dźwięk, do którego w tych nadniebnych świata
Organach tak się mają ziemskie tony,
Jak do pierwosłońc ich ziemska poświata.
Taki jest właśnie na rozkaz Junony
Z barw równoległych wity łuk dwutęczny
Na wiotką chmurę w powietrze rzucony.
Ze środkowego wystrzela zewnętrzny,
Jak głos tej nimfy, co niby opary
W słońcu, zmarniała w miłości niewdzięcznej.
Weń poglądając, ludzie są tej wiary,
Że to znak boży pisany na chmurze,
Jako nie spuści więcej równej kary.
Tak więc naokół nas wieczyste róże
W girlandzie toczą swoje korowody,
Zewnętrzna średniej wtórując w tym chórze.
Aż gdy te wielkie i radosne gody,
Owe migoty i owa muzyka
Świateł, lubości pełna i pogody,
Za zgodną wolą, która w ruch przenika,
Zmilkły tak razem, jak obie połowy
Powiek się razem zwiera i odmyka,
Znienacka łono jednej jaśni nowej
Sprawiło, pieśnią nagle się rozpększy,
Żem się k'niej na kształt igły magnesowej
Zwrócił. Śpiewała: „Miłość, co mię piększy,
O drugim wodzu powiadać mi każe:
Przez niego pierwszy w czci zajaśniał większej.
Słuszna, by z jednym drugi chodził w parze,
Bo jak walczyli pod sztandarem wspólnie,
Niech się i sława ich razem pokaże.
Wojsko Chrystusa, zebrane mozolnie
Po pierwszych klęskach, formowało cugi
Chwiejne, nieliczne, ciężko i powolnie.
Więc Władca wieczny opatrzył swe sługi
I podparł słabe Kościoła obrońce
Według swej Łaski, nie zaś ich zasługi.
I jak już rzekłem, posłał swej Małżonce
Z odsieczą tych dwu przedziwnych szermierzy,
Aby skupili wojska błąkające.
W tej ziemi, kędy wstaje Zefir świeży
Rozwijać zioła na poczęciu roku,
Z których Europa ma ruń swej odzieży,
W pobliżu Oceanowego skoku,
Za którym słońce, zszedłszy w dal od proga
Lądów, z ostatnich ziem ginie widoku,
Błogosławiona leży Callaroga
Pod czułą strażą tej tarczy potężnej,
Gdzie się na wieże lwia wspina załoga.
Tam się urodził ten nowo zaciężny
Miłośnik wiary, ten zapaśnik święty,
Dla swoich słodki, na wrogów orężny.
A w duszy taką mocą był zaklęty,
Że matka ogniem proroczym owiana
Sny o nim śniła, ledwie był poczęty.
Gdy wziął ślub z Wiarą i tytułem wiana
Obojej stronie u świętej krynice
Nierozwiązalność była warowana,
Niewiasta, co zań składa obietnicę,
We śnie ogląda owoc ów dostały,
Co miał wzróść z niego i przejść na dziedzice.
Aby w imieniu samym się streszczały
Duszy znamiona, Anioł go w swej zjawie
Kazał zwać »pańskim«, bo w Panu był cały.
Zwał się Dominik, a ja o nim prawię
Jak o rataju wezwanym od Chrysta,
By mu pomagał w ogrodu uprawie.
I widno, że był praciwnikiem Chrysta,
Bo pierwszą miłość i pierwszą swą wolę
Zwrócił ku myśli zesłanej od Chrysta.
Nocą piastunka trafiała pacholę
Na ziemi, pełne niemego skupienia,
Jakby mówiło: »Na tę-m skazan dolę«.
Rodzicu jego, »Szczęsny« bez wątpienia,
O matko jego, w istocie »Joanno«,
Jeżeli los wasz wykładać z imienia.
Nie żądzą ziemskiej mądrości naganną
Wiedzion za głośnych kanonistów wzorem,
Lecz by prawdziwą nasycić się manną,
Rychło zasłynął przedziwnym doktorem
I począł chodzić około winnicy
Pod złym hodowcą nawiedzanej morem.
Nie o to prosić szedł świętej stolicy,
Która spełniała miłosierdzia cnotę,
Gdy szafarzyli w niej lepsi skarbnicy —
By pozwalała brać z sześci trzy złote
Albo zagarniać kościelne prebendy,
Albo z dziesięcin obdzierać biedotę;
Lecz by posłała go karczować błędy,
Ratować ziarno, skąd na naszej roli
Dwudziestu czterech drzew wyrosły pędy.
Potem jak strumień, nim się z gór wyzwoli,
Z swą apostolską misją czekał do pór,
Kiedy się poczuł i w wiedzy, i w woli.
Do heretyckich krzów przykłada topór,
A usilnością tam żywiej nastaje,
Kędy zaciętszy napotyka opór.
Z niego rozliczne wytrysły ruczaje:
Tak katolicka zagroda skrapiana
Drzewka swe stroi w zawsze jasne maje.
Gdy tak ci kreślę jedno z kół rydwana,
Z którego Kościół w domowej rozprawie
Bronił się i skąd gromił wrogów Pana,
To ci tym samym przed oczyma stawię,
Czym był ów drugi niebieski najmita,
O którym Tomasz mówił tak łaskawie.
Lecz kolej przezeń w szczycie kół tych ryta
Przemieniła się na manowce kręte,
A gdzie był winny osad, pleśń zakwita.
Rodzina jego, porzuciwszy święte
Tropy, już dzisiaj tak opacznie czyni,
Że stawia palce, gdzie on stawia piętę.
Sama się lichej uprawy obwini
W dniu owym, gdy to zapłacze wydarty
Kąkol, że się go nie daje do skrzyni.
Prawda, że waszych ksiąg przejrzawszy karty,
Znajdę takiego, którego pochwalę,
Że dziś jest tyle co i dawniej warty.
Nie z Acquasparta jednak, nie z Casale,
Bo tam spaczona reguły istota:
Ten ją zaostrza, ów pełni niedbale.
Ja z Bagnoreggio jestem: duch żywota
Bonawentury, dostojnik w kościele;
Przed ziemską wrzawą zamykałem wrota.
Z Illuminatem swoje szczęście dzielę
I z Augustynem; to pierwsi w pokorę
Żebraczą strojni Boga przyjaciele.
Hugo z San Victor i Piotr Mangiadore,
Piotra Hiszpana duch cię tutaj wita:
W dwunastu księgach jego słowo gore.
I Natan prorok, i Metropolita
Chryzostom, Anzelm, Donat blaski toczy,
Z którego dzieł wam pierwsza sztuka świta.
Rabanus tu jest, a obok rwie oczy
Duch Joachima, Kalabrii opata,
Co mowę pełną miał mocy proroczej.
Wysławiać tylu paladynów świata
Oto żarliwa uprzejmość mię skłania
Oraz wymowność przeroztropna brata
Tomasza, a z nim ta święta kompania".