Boska komedia - Czyściec - Pieśń XXXII

Autor:
Tłumaczenie: Edward Porębowicz

Dante obserwuje, jak oddalający się na wschód Wóz zbliża się do Drzewa, które przy zetknięciu z nim zakwita; jest także świadkiem mistycznych przemian Wozu.



Tak chciwie na niej oczy me zawisły,
Dziesięcioletnie chcąc gasić pragnienie,
Że zapomniały mi się inne zmysły.

A nieowładne owo zapatrzenie,
Stanąwszy między światem a jej świętem
Obliczem, w dawne niewody mię żenie.

Kiedy tak pasę wzrok, jednym momentem
W lewo go wciągną trzy Niewiasty boże,
Wołając do mnie: „Olśnie ci ze szczętem!"

Wtem moc widzenia moja zaniemoże,
Jako to mdleją oczy oślepione
I znieczulone w słonecznym splendorze.

Aż kiedy w mniejszych jasnościach ochłonę,
Powiadam: mniejszych przeciw jej urodzie,
Od której głos mię odwiódł w inną stronę,

Ujrzę: dostojne wojsko w swym pochodzie
Skręca na prawo, ukąpane w złotem
Słońcu i Świecach sunących na przodzie.

Jak rota bronna puklerzy namiotem
Skręca się, koło sztandaru zebrana,
Aż front odmieni zupełnym obrotem,

Tak te zastępy Niebieskiego Pana
W mych oczach łukiem gięły się na szlaku,
Zanim zawrócił kierownik rydwana.

Przy Wozie poszły Niewiasty orszaku;
Gryf ciągnął ciężar swój, tak lekki w chodzie,
Że jedno piórko nie drgnęło na ptaku.

A piękna pani, co mię zmyła w wodzie,
I Stacjusz, i ja szliśmy w trop za kołem,
Które łuk mniejszy kreśliło w obwodzie.

Tak snuł się pochód po gaju wesołem,
Pustym z win Ewy, co węża uznała;
W rytmach anielskich stąpaliśmy społem.

Bliżej, niż trzykroć wypuszczona strzała
Przeleci — stanął pochód ze sztandary:
Tam Beatrycze z Wozu zstępowała.

„Adamie!" — smutne rozebrzmiały gwary
Wokół rośliny, co ogołocona
Z liści nagimi sterczała konary.

Modłą przedziwną była jej korona
Szersza ku górze; rośliny tak sporej
Nie rodzą nawet indyjskie nasiona.

„Błogosławiony, Ty Gryfie, żeś kory
Z Drzewa nie uszczknął, choć w smaku miodowa;
Ktoś inny od niej wił się z bólu chory".

Pod krzepkim Drzewem taka brzmiała mowa,
A Zwierz dwukształtny wołał, gdy je zoczył:
„Sprawiedliwości siemię tak się chowa".

Tedy do Wozu zwrócił się i toczył,
Aż go przyciągnął do wdowiego Drzewa,
I to, co z niego, do gałęzi troczył.

Jak w porze, kiedy słońce jasność zlewa
Z innąjasnością, która to w koronie
Zodiaku poza Rybą rozelśniewa,

Pęcznieją zioła, aż każde zapłonie
Barwą z bożego daną mu dekretu,
Nim w innym znaku słońce sprzęże konie,

Podobnie, mniej niż barwą fijoletu,
Więcej niż róży, ów pień się odnowi,
Stojący na kształt nagiego szkieletu.

Nie znam i nie wiem, czy gdzie słuch ułowi
Pieśń taką słodką jak ta, co tam biła;
Zmysł mój nie zdołał zdzierżeć jej czarowi.

Gdybym mógł pędzlem oddać, jak uśpiła
Okrutne oczy powieść o najadzie:
Oczy, dla których czujność zgubą była,

To sztuką, co się w żywych barwach kładzie,
Wyobraziłbym, jak wpadałem w ciszę;
Niestety, niemoc stoi mi na zdradzie.

Zatem od razu ocknienie opiszę:
Pękła zasłona snu; blask poszedł po niej;
„Wstawaj! Co czynisz?" — takie słowa słyszę.

Jak mając ujrzeć kwiateczki Jabłoni,
Której owocu anieli łakomi
I która Niebo upaja w swej woni,

Piotr, Jan i Jakub padli niewidomi
I znów powiekę podnieśli zemdloną
Na głos, co większe sny, bywało, skromi,

I zobaczyli uszczuplone grono —
Eliasz z Mojżeszem zniknęli w obłoku —
A szatę Mistrza swego przemienioną,

Tak jam się ocknął i podniósł z widoku
Tej rozżalonej nad zbłąkaniem moim,
Która mię przedtem wiodła wzdłuż potoku.

„Gdzie Beatrycze?" — pytam z niepokojem.
„Patrz — rzekła — siedzi na Drzewa korzeniu
Umajonego nowych liści strojem.

Przypatrz się, w jakim błyszczy otoczeniu;
Reszta za Gryfem już jest wniebowzięta,
Wzlatuje w słodszym i wznioślejszym pieniu".

Czy jeszcze więcej mówiła ta święta,
Nie wiem, bo w oczach mych już tylko gości
Ona i wszystkie moje zmysły pęta.

Sama siedziała na ziemi szczerości,
W straż tej Kolaski pięknej zostawiona,
Którą Zwierz przywiózł jeden w dwuistości.

Wokół się plotła z Siedmiu Nimf korona:
Każda z nich w ręce jasny Lichtarz dzierży,
Nietrwożny Austru ani Akwilona.

„Krótko zabawisz; ze mną ci należy
Obywatelstwo wieczne w onym Rzymie,
Gdzie to sam Chrystus był pierwszym z rycerzy.

By świat poprawić, który zła się imie,
Na Rydwan patrzaj; co tutaj się stanie,
Wróciwszy na dół, opiszesz w swym rymie".

Tak Beatrycze; ja zawsze poddanie
Wypełniający, cokolwiek poleci,
Wzrok i uwagę wieszam na Rydwanie.

Nigdy tak pędem gwałtownym nie leci
Piorun zza gęstej obłoków osnowy,
Skoro się w sferze płomienia roznieci,

Jak tutaj runął z góry Jowiszowy
Ptak i obszarpał na Jabłoni korę,
I omuskał z niej kwiaty i liść nowy.

Wtem całą mocą uderzył w komorę
Wozu; tak w okręt tłuką wodne masy,
Rozkołysane w nawałniczą porę.

Do tryumfalnej następnie Kolasy
Wkradł się Lis, cały wychudzony czczością
I na potrawę niezaznaną łasy.

Ale skarcony w swej brzydkiej chytrości
Od pani mojej naganą surową,
Pierzchł, ile znieść go mogły chude kości.

Po chwili Orzeł, skąd spadł, stąd na nowo
Rzucił się pędem na Wozu rynsztunek
I zasłał pierza białością puchową.

Jak z łona, w którym tłucze się frasunek,
Tak z nieba ozwał się głos i żałował:
„O Łódko moja, smutny twój ładunek".

Między kołami grunt się rozstępował;
Z głębi Smok wyszedł i, kolcem oczosa
Spod spodu wiercąc dno, Kolaskę psował.

A jak swe żądło w siebie ściąga osa,
Tak je ściągała poczwara zjadliwa:
Część dna wyrwała i uszła z ukosa.

Jak pulchna ziemia runią się okrywa,
Tak Rydwan puchem bożego Sokoła,
Co go chęć może przyniosła życzliwa.

Szczęt zatem Wozu i dyszel, i koła
Otuliły się w te puszyste stroje
Szybciej, niżeli człowiek westchnąć zdoła.

Gdy tak Sprzęt boży zmienił kształty swoje,
Nagle mu z wnętrza Siedem Głów wynika:
Czworo po krańcach, a na dyszlu troje.

Na trzech po parze Rogów jak u byka,
Na czterech jeden w czele; tak bajecznej
Stwory śród ziemi nikt nie napotyka.

Jako na góry szczycie głaz bezpieczny,
Siedziała na niej, chyżymi oczyma
Strzelając, postać Niewiasty Wszetecznej.

A jako strażnik straż nad skarbem trzyma,
Stał nad nią Olbrzym z ohydnym obliczem
I całował ją, a ona Olbrzyma.

Widząc, że ku mnie swym okiem zwodniczem
Strzelała, srogi ów gach nielitośnie
Od stóp do głowy siekł ją ostrym biczem.

Potem od razu gniewnie i zazdrośnie
Odwiązał potwór i powlókł do boru,
Który tam jak tarcz dzieląca mię rośnie

Od Nierządnicy i dziwnego Stworu.

Czytaj dalej: 67. Boska komedia - Czyściec - Pieśń XXXIII - Dante Alighieri