Boska komedia - Czyściec - Pieśń XXX

Autor:
Tłumaczenie: Edward Porębowicz

Gdy procesja zatrzymuje się, Dante spostrzega na Wozie Beatrycze; w tym momencie znika Wergili. Beatrycze surowo wypomina poecie winy, jakie popełnił od chwili jej śmierci.



Już ten siedmiogwiazd pierwszej nieb dziedziny,
Co nie zna Wschodu ni Zachodu, ani
Innych mgieł nie zna oprócz mgławic winy,

Tam zaś naucza, co czynią poddani
Swej powinności: jak ster Niedźwiedzicy
Uczy żeglarza, gdzie szlak do przystani,

Stanął; Dwadzieścia Czterej Przodownicy,
Co w ślad Świecznika szli za świętym Ptakiem,
Do Wozu przyszli, do miru stolicy.

Jeden z nich, jakby niebios był śpiewakiem:
„Pójdź, oblubiona z Libanu, pójdź" — woła.
Reszta wtór pieniem zawodzi jednakiem.

Jak w dzień ostatni na głos Archanioła
Błogosławiona gromadka powstanie
Z odzyskanego jestestwa wesoła,

Tak w stu powstali na świętym Rydwanie,
Posłuszni hasłu, które ich przyzywa,
Anieli, wróżbę śląc na zmartwychwstanie.

„Błogosławiony ten, który przybywa —
Śpiewali, kwiaty rzucając obficie: —
Kwieciem liliji niech się pookrywa!"

Jak wyglądają niebiosa o świcie,
Że wschodnia strona płonie barwą róży,
A reszta stoi w bladawym błękicie,

Tarcz słońca w parach porannych się mruży
I we mgle swego nie broni widoku,
Tak że jej oczy mogą zdzierżeć dłużej —

Podobnie tutaj w kwiatowym obłoku,
Którym okryły Wóz anielskie dłonie,
Sypiąc dokoła i z góry, i z boku;

Z wieńcem oliwnym na białej zasłonie
Stała Niewiasta w płaszczu barwy ziela,
Pod którym szata jak żar żywy płonie.

Stęsknił się duch mój, że od lat tak wiela
Cudem jej wdzięków nie był czarowany:
Cudem, co wabi i co onieśmiela.

Więc gdy mi błysnął kształt jej ukochany,
Przez moc tajemną, która od niej biła,
Dawnej miłości poczułem kajdany.

A gdy ujęła mię ta można siła,
Co po raz pierwszy, kiedym był młodziutki
Chłopczyna, zmogła mię i zniewoliła,

W lewo się zwracam, z tej samej pobudki,
Co dziecko, kiedy pod matczyne ramię
Ucieka koić wszelki strach i smutki,

Chcę Wergilemu rzec: „W serdecznej jamie
Krwi kropli nie mam, ażeby nie drżała;
Dawnych płomieni rozpoznaję znamię".

Ale Wergili zniknął: moja cała
Radość, Wergili, co mi stał na straży,
Wergili, piastun duszy mej i ciała!

Nawet te cuda rajskich wiry darzy
Pomóc nie mogły, by zmyte od rosy
Znów nie sczerniały kolory mej twarzy.

A ona rzekła: „Dante, chciały losy,
Byś sam pozostał; nie płacz żalem zdjęty:
Płakać cię zmusząjeszcze inne ciosy".

Jak na pomostku stojąc, swe okręty
Admirał z góry kieruje i pędzi
Słowem rozkazu i gestem zachęty,

Tak na Rydwanie, po lewej krawędzi
Widzę — gdym swego dosłyszał imienia,
Którego z musu tu wam się nie szczędzi —

Stała, wróżbami anielskiego pienia
Już przedtem sercu memu objawiona,
Śląc oczy ku mnie poprzez nurt strumienia.

Chociaż na twarz jej spadała zasłona
Z uzielenionej oliwami głowy,
Tak że mym oczom była utajona,

Jednak słyszałem, gdy z gestem królowej
Zaczęła mówić, patrząc mi w oblicze,
Jak człek, co wyrzut gotuje surowy:

„Przypatrz się! Jam jest, jam jest Beatrycze.
A więc raczyłeś wspiąć się na te schody?
Wiedziałeś, jakie w tym świecie słodycze?"

Oczy me padły na zwierciadło wody,
Lecz gdym się przejrzał, powiodłem po łanie
Kwiecia, bo wstyd mi ubarwił jagody.

Jak serce w dziecku na matki łajanie,
Tak się na głos jej we mnie onieśmieli,
Bo gorzkie w smaku jest politowanie.

Zamilkła; po niej śpiewali anieli:
W Tobiem, o Panie, położył nadzieję...
Nie dokończyli zwrotki i stanęli.

Jako na grzbiecie italskim topnieje
Śnieg i śród borów zrazu w lód się zmienia,
Gdy od słowiańskiej strony wiatr powieje,

Kiedy zaś z lądów, gdzie brak czasem cienia,
Zadmie, wnet taje z gorącym podmuchem,
Jako gromnica taje od płomienia —

Tak jam bez westchnień stał i z okiem suchem,
Zanim poczęli śpiew święci duchowie,
Nucący zgodnie ze sfer wiecznym ruchem.

Lecz skorom czułość wysłyszał w ich mowie,
Z której dźwięczała nuta bardziej tkliwa,
Niż gdyby rzekli: „Czemu tak surowie?...",

Lodowa serca mojego pokrywa,
Tchem się i wodą stawszy niespodzianie,
Westchnienie i łzy ze mnie wydobywa.

Ona wciąż stojąc na swoim Rydwanie
Wyprostowana, niemieszkając dłużej,
Tak rzekła na ich litośne wołanie:

„W ciągłym czuwaniu wam się wzrok nie mruży
Ani krok jeden wam w ciemnościach ginie
Z tych, które czyni świat w ciągłej podróży.

Więc odgadniecie, do kogo tu czynię
Przymówkę i słów zwracam ostre groty;
Chcę, aby skrucha była równa winie.

Nie tylko przez sfer niebieskich obroty,
Z których się pierwszy siew po ziemi sieje
Tam, gdzie każdego ziarna chcą przymioty,

Ale przez Łaski Bożej przywileje,
Co deszcz swój czerpie z tak wysokiej chmury,
Że na jej drodze ziemskie oko mdleje,

On w wieku młodym otrzymał z natury
Tak wiele darów, że w rozumnej szkole
Byłby wypiękniał jak nie lada który.

Lecz im obficiej mieści w sobie pole
Soków żywotnych, bywszy bez uprawy,
Tym bujniej rodzi chwasty i kąkole.

Długo mój widok strzegł go od niesławy
I obrócony nań mój wzrok dziewiczy
Nie dał mu z drogi występować prawej.

Lecz gdy na średniej lat moich granicy
Śmierć dla drugiego życia mię zabrała,
Pokochał inną, a mnie znać nie życzy.

Ledwie na duszny byt wybiegłam z ciała,
Gdzie, owszem, wzrosły ma moc i uroda,
Tom się mniej lubą i ponętną zdała.

Na krzywą drogę zaraz krok swój poda;
Dóbr go doczesnych wabią złudne cienie
I obietnice, którym wierzyć szkoda.

Nic nie pomogło zsyłać nań natchnienie,
W snach go ostrzegać i przez inne próby
Wołać do siebie; w małej miał je cenie.

Tak nisko upadł, że wszystkie rachuby
Zbawienia spełzły na nic i zawiodły;
Zostało wieść go przez naród zaguby.

Przebyłam bramę z piekielnymi godły;
Do Przewodnika jego ze łzą w oku
W słowach błagalnych zanosiłam modły.

Lecz szczerba w Bożym byłaby wyroku,
Gdyby mu wolno w zaletejskie kraje
Przejść i kosztować wody z tego stoku,

Nie płacąc skruchą, co przez łzy się kaje".

Czytaj dalej: 65. Boska komedia - Czyściec - Pieśń XXXI - Dante Alighieri