Przez oceanu ruchome płaszczyzny
Pieśń ci, jak mewę, posyłam, o Janie.
Ta lecieć długo będzie do ojczyzny
Wolnych, bo wątpi już, czy ją zastanie,
Czy też, jak promień twej zacnej siwizny,
Biała, na puste zleci rusztowanie,
By kata twego syn rączką dziecinną
Kamienie ciskał na mewę gościnną!
Więc, niźli szyję twoją obnażoną
Spróbują sznury, jak jest nieugiętą —
Więc, niźli ziemi szukać poczniesz piętą,
By precz odkopnąć planetę spodloną,
A ziemia z pod stóp twych, jak płaz zlękniony
Pierzchnie —
więc, niźli rzekną: „Powieszony...»
Rzekną i pojrzą po sobie, czy kłamią —
Więc, nim kapelusz na twarz ci załamią,
By Ameryka, odpoznawszy syna,
Nie zakrzyknęła na gwiazd swych dwanaście:
«Korony mojej sztuczne ognie zgaście,
Noc idzie, czarna noc z twarzą murzyna!» —
Więc, nim Kościuszki cień i Waszyngtona
Zadrży — początek pieśni przyjm, o Janie!
Bo pieśń nim dojrzy, człowiek nieraz skona,
A, niźli skona pieśń, naród pierw wstanie.
[od edytora: Oryginalny tytuł: Do obywatela Johna Braun]