Wyleciała mi z duszy piosenka
Wyleciała jak ten młody ptak,
Co się lotów wichroskrzydłych lęka
I któremu sił do lotu brak.
Zanuciła ptaszęcym świergotem
I strzepnęła ranną rosę z piór,
Rozbujana na powietrzu złotem
Pod błękitem słonecznym bez chmur.
Lecz gdy przyszły chmury piorunowe
I zasnuły lazurowy szlak,
Skryła w skrzydła przerażoną głowę
I zamilkła, jak spłoszony ptak.
Potem głośny jęk mi wyrwał z duszy
Wielki twórca pieśni płaczu — ból,
Jęk, co skonał w beznadziejnej głuszy,
Jak płacz wichru na odłogach pól.
Nie doleciał z żywota otchłani,
Z szarych bagien ludzkich krzywd i mąk
Do tej jasnej i słonecznej Pani
Na jutrznianych firmamentów krąg.
Aż mi z piersi dusza się wyrwała
Na gościńce lazurowych dróg,
Kędy mieszka ona Pani biała,
Pieśń wszechświata, jego sen i Bóg.
Z trosk codziennych wzbiła się obręczy,
Rozerwała własnej piersi cieśń,
I przed Panią oną białą klęczy,
Aż ją zaklnie ona Pani — w pieśń.