Paryż się budzi

Autor:
Tłumaczenie: Julian Tuwim

Hej, tchó­rze, na bul­wa­ry Pa­ry­ża! Chod­ni­ki
Słoń­ce od­de­chem płuc swych pło­mien­nych otar­ło;
Tu nie­gdyś tłum Bar­ba­rów prze­le­wał się dzi­ki,
Świę­te się na za­cho­dzie mia­sto roz­po­star­ło!

Śmia­ło na­przód! Już wście­kłe bał­wa­ny pło­mie­ni
Nie wró­cą! Oto skwe­ry, uli­ce, bul­wa­ry,
Domy na tle la­zu­ru, gdzie blask się pro­mie­ni,
A wte­dy - z bomb czer­wo­ne bu­cha­ły po­ża­ry!

Nad mar­twy­mi gma­cha­mi wznie­ście z de­sek budę!
W ów dzień strasz­li­wy - przej­rzał wasz wzrok osłu­pia­ły!
Oto biódr krę­ci­cie­lek su­nie sta­du rude:
Sza­lej­cie! Śmiesz­ne będą wa­sze dzi­kie sza­ły.

Zgra­jo suk, roz­ju­szo­na nad ścier­wem! Przy­zy­wa
Was okrzyk z do­mów zło­ta! Hu­zia, kraść, łaj­da­cy!
Ob­że­rać się! Noc uciech na uli­cę spły­wa
Głę­bo­kim spa­zmem: pij­cie, roz­pacz­ni pi­ja­cy!

Pij­cie! A gdy się świa­tłość po­tęż­na roz­pa­li,
Grze­biąc przy was w prze­py­chu zło­ci­stych stru­mie­ni,
Nie bę­dzie­cież w szklan­ce śli­ny lać, zdrę­twia­li,
W bia­łe dale bez­myśl­nie i nie­mo wpa­trze­ni?

Żryj­cie! Na cześć kró­lo­wej o za­dzie fa­li­stym!
Na­pa­waj­cie się pie­śnią czka­wek i beł­ko­tów!
Słu­chaj­cie, jak się w mro­ku ci­ska­ją ogni­stym
Chma­ry star­ców, lo­ka­jów, ochry­płych idio­tów!

Zgra­jo z ser­cem nie­chluj­nym i po­twor­nym py­skiem,
Puść­cie cuch­ną­ce gęby w ruch, a sil­nie, dzi­ko!
Da­wać dla tych zdrę­twial­ców wina! Grzę­za­wi­skiem
Hań­by są brzu­chy wa­sze, o zwy­cię­ska kli­ko!

Wzdy­chaj­cie mdłość wspa­nia­łą, win za­wrot­ne wo­nie,
Mocz­cie gar­dzie­le w tru­cizn okrut­nych kry­ni­cy;
Na kar­ki wa­sze kło­niąc skrzy­żo­wa­ne dło­nie,
Po­eta wam po­wia­da: Sza­lej­cie, nędz­ni­cy!

W brzu­chu ko­bie­ty z pa­sją szpe­ra­jąc ohyd­ną,
Bo­icież się, że za­drga jesz­cze kur­czem ży­wym,
Co krzy­czy, du­sząc wa­szą cze­re­dę bez­wstyd­ną
Na swej pier­si ogrom­nej w uci­sku strasz­li­wym?

Sy­fi­li­ty­cy, błaź­ni, brzu­cho­mów­cy, ga­chy,
Cóż dla Pa­ry­ża-dziew­ki ten cały kram zna­czy?
Wa­sze cia­ła i du­sze, tru­ci­zny i ła­chy!...
Otrzą­śnie się z was, zgnil­ców i krzy­ka­czy!

A gdy z ję­kiem na wła­sne wy­pru­te je­li­ta
Pad­nie­cie prze­ra­że­ni, pła­cząc zło­to swo­je,
Wy­pier­śna nie­rząd­ni­ca, w czer­wień bi­tew spo­wi­ta,
Z dala od was za­ci­śnie cięż­kich pię­ści dwo­je!

Pa­ry­żu! Gdy twe sto­py tak gniew­nie plą­sa­ły,
Gdy znio­słeś tyle ciosw, ran no­żem za­da­nych,
Gdy le­żysz z tlą­cą jesz­cze w źre­ni­cy ze­szkla­łej
Resz­tą ci­chej pło­wych dni wio­śnia­nych!

O ty mia­sto bo­le­sne, sto­li­co za­mar­ła,
Łbem i pier­śmi ci­śnię­ta ku Przy­szło­ści, któ­ra
Na twą bla­dość śmier­tel­ną mi­liard wrót otwar­ła:
Bło­go­sła­wić by mo­gła cię Prze­szłość po­nu­ra!

O cia­ło, obu­dzo­ne na nie­ludz­ki męki!
Znów wre ży­cie po­twor­ne! I głuch­ną w twej głę­bi
Sine tęt­na po­ezji, śpiew­nych wier­szy dźwię­ki,
A mi­łość twą - dłoń błęd­na, dłoń lo­do­wa zię­bi!

Lecz choć zgro­zą przej­mu­je wy­gląd twój okrop­ny
I choć ni­g­dy zie­lo­na Na­tu­ra nie mia­ła
Ta­kiej kro­sty na so­bie cuch­ną­cej i rop­nej -
- Cu­dow­nie pięk­na je­steś, sto­li­co wspa­nia­ła!

Ochrzci­ła cię naj­wyż­sza po­ezja - or­ka­ny!
Krze­pią cię prze­ogrom­nych po­tęg za­wie­ru­chy!
Dzie­ło twe wre, śmierć czy­ha... O gro­dzie wy­bra­ny,
Niech wrzask i jęk wy­peł­ni ser­ce flet­ni głu­chej!

Wte­dy te wy­cia więź­niów, te okrut­ne śpiew­ki,
Płacz wy­rzut­ków wy­klę­tych po­eta po­chwy­ci,
Pro­mień­mi swej mi­ło­ści bę­dzie sma­gał dziew­ki,
Stro­fy jego pod­sko­czą: Tak to, tak, ban­dy­ci!

- Wszyst­ko znów, pro­szę pań­stwa, w po­rząd­ku: znów pła­czą
W daw­nych za­mtu­zach or­gie, rżąc po daw­ne­mu,
A na mu­rach bru­nat­nych la­tar­nie ma­ja­czą,
Pło­nąc bla­skiem zło­wro­gim ku nie­bu bla­de­mu.

Czy­taj da­lej: Statek Pijany – Arthur Rimbaud