Wiosko rodzinna, coś mię wychowała,
O jakże jesteś sercu memu droga,
W tobie, dziecina będąc jeszcze mała,
W snach złotych marzeń, przeszła młodość błoga.
W tobie spędzone wiosenne dni życia,
Pełne swobody, snów, marzeń kwiecistych,
Tutaj, gdym wyrósł z pieluchów powicia,
Biegał po łąkach i gajach cienistych.
Tu mi jest znana każda chatka, pole,
I wszyscy ludzie i każdy zakątek,
Wszystko tu dla mnie w tem rodzinnem siole
Pełne jest wspomnień i drogich pamiątek.
Oto tą drogą między wiejskie chaty,
Ileż tysięcy razy przechodziłem
Do wiejskiej szkółki do zdroju oświaty,
Gdzie młodą duszę i serce kształciłem.
A nasz kościółek nowo — murowany
Z wysoką wieżą, w której dźwięczne dzwony,
Kiedy uderzą, grają jak organy,
A głos ich płynie hen, w dalekie strony.
Ten strumyk kręty przez wioskę płynący,
A brzegi jego strojne w kwiaty, krzewy,
Ten las nad wioską poważnie szumiący,
Powietrze wonne, a tych ptasząt śpiewy!
Te domki wiejskie, słomą pokrywane,
W pośrodku sadów, zieleni i kwieci,
Stoją jakoby smutne, zadumane,
Że w świat „za chlebem“ poszły starsze dzieci...
Wiosko rodzinna, cudowny ty raju!
O jakże jesteś sercu memu droga,
Cicha, spokojna, rozkoszna i błoga,
Gdzież tak jest w świecie, jako na Bugaju?