Widziałem pożar jak z iskry dobyty
Ogarnął zamku niebotyczne szczyty;
Pękły sklepienia, runęły filary,
Wszystko w piekące zmieniło się żary,
A nieba krwawą kryjąc się powłoką
Duszę trwożyły i raziły oko.
Widziałem razem jak z ogniska łona
Iskra wyparta i wichrem pędzona,
Wziąwszy zgubniejsze w swym polocie życie,
Padła na chatki ubogiéj pokrycie,
I gdy gmach jeszcze opierać się sili,
Ta w jednéj błysła, w jednéj znikła chwili.
Próżno wędrownik w puszczy zabłąkany,
Spoglądać będzie kędy gmach wskazany
Po nad dęby wznosił jasne czoła,
Już po nich drogi sprostować nie zdoła.
Próżno na nocleg, gdy wieczór zaskoczy,
Przyjdzie do chatki myśliwiec ochoczy,
Już tak z przepychu, jak z nędzy siedliska
Gruz tylko leży i czarne zwaliska
A późniéj niszcząc tych pomników brzemie
Pług może zorze uwolnioną ziemię,
Lub zaniedbałą od człowieczéj dłoni
Woda zatopi albo las osłoni.
Iskra odwieczna życia i zniszczenia
Nigdy nie gaśnie, ciągle się odmienia,
Toczy się w kole nieprzejrzaném świata
A czas dmie na nią i popioły zmiata.