Nadeszła święta chwila pożegnania,
Fatma przed Ojcem nisko głowę skłania, —
Mohamed rękę na jéj czole spiera
Modlitwą dla niéj łaski w niebie zbiera;
Potém zasłonę tak białą, tak cienką
Jakby aniołów tkana była ręką,
Wznosi i rzuca na splot włosów czarny,
A jak z kadzielnic obłoczek ofiarny,
Jak mgła poranną jutrzenką złocona,
Tak na dziewicę spłynęła zasłona.
„Weź dziecie moje, rzekł Mohamed stary
„Weź tę zasłonę. — Bóg ci dał swe dary,
„Obdarzył sercem czystém jak krynica,
„Wdziękiem rozumu okrasił twe lica,
„Miłość i wiarę, których źródło w niebie,
„Jak w kielich róży spuścił hojnie w ciebie.
„Ja zaś ubogi, na co mnie dziś staje
„Tę ci zasłonę w upominku daję.
„Pod nią jedynie, w każdéj życia porze
„Kobieta światu objawiać się może.
„Jéj cnoty, piękność, uczucie, rozmowa,
„Niech się w niéj zawsze do połowy chowa;
„Dźwięk głosu, śmiechu, wyrazy, wejrzenia,
„Wszystko niech zawsze jéj chmurka ocienia,
„Niech żaden zapał, żadne męskie zwroty
„Nie tkną jéj fałdów nadobnéj prostoty;
„Jéj cicha świętość niech wszystko okoli
„I więcéj zgadnąć, niż widzieć dozwoli.
„Weź tę zasłonę, sercem jakiem dana
„Idź w drogę życia, jak tęczą oblana
„Bóg z tobą dziecie moje“...... Tu zamilkła mowa
I te były ostatnie Mohameda słowa.