Znasz ty zaciery, popary, rozbiory,
Kotły, alembiki
Kadki i trubniki?
Znasz ty gorzelni pijane potwory,
Co pięć razy, każdéj doby
Piekielnego na świat ducha
Zdrój szaleństwa i choroby
Z gorącego zioną brzucha?
Jeżeli nie znasz, składaj dzięki Bogu,
A zechcesz poznać, utknij wprzód na progu
I na tę wieszczą przestrogę
Cofnij nogę.
Uchodź, uchodź poeto choćby do Kamczatki,
Tam łatwiéj ognia Feba rozniecić ostatki
Jak w téj żydowskiej Walhali
Co gorzelnią ją nazwali,
Gdzie od kotła do powroza
Wszystko proza i proza.
Konew, skopiec, drąg, kociuba
Rura, huczek, pipa, śruba....
O wielkie Bogi,
Co za dźwięk srogi!
Pomimo tego chociaż w cieście palec topię
I drożdże w nos bijące gorzką łzą pokropię,
Nałóg silniejszy nad opór wszelaki
I na Pegaza siadam bez kulbaki.
Ale biedna moja Muza
Co krok łapie guza;
Kłapie zębami w bliskości trubnika,
Albo w brażnicy oparzona syka,
Albo, jak cybuch napełniona dymem,
Dzikim obdarza mnie rymem:
Westchnę do Kupida Matki
Trzask! Na rym pchają się Kadki,
Ledwiem wspomniał wawrzynem uwieńczone skronie
Już ciebie diabeł niesie siwy niedogonie
I na domiar shańbienia przy boskim parnasie
Ty, ty wrogu gorzelni stajesz wieczny kwasie!
Darmo trzeba lutnie połamać w kawałki
Zamiast wód Hipokrena pociągnąć gorzałki,
Bo chociaż przy nadziei i bliski połogu
Nim z gorzelni wystąpię poronię na progu.