Czemuś zmięty kwiatku biały?
Ledwie wczoraj z twéj osłony
Tchnieniem wiosny wypieszczony
Nad urwiskiem czarnéj skały,
Czemuś zmięty kwiatku biały?
Rumak dziki stargał wodze
Pędził polem w skały zboczył,
Krzewia, kwiaty, wszystko tłoczył
I mnie zdeptał téż po drodze.
Leć wietrzyku, leć w doliny
Nie zatrzymuj się tu w pędzie,
Inne kołysz dziś rośliny.....
Mnie z zachodem już nie będzie...
Leć wietrzyku leć w doliny!
Czemu szkarłat kwiatku biały,
Jak z maliny wycisk świeży,
Na twych śnieżnych listkach leży?
Barwę, co ci Nieba dały
Czemuś zmienił kwiatku biały?
Przez skaliste progi, stopnie
Pędził rumak rozhukany,
Rzucił jeźdzca o te ściany
Padł młodzieniec, padł okropnie!
Krew bryznęła z jego rany,
Krew to listki moje znaczy.
Padł młodzieniec, padł okropnie!
Już Ojczyzny nie zobaczy.
Biedna matko, syn jedyny,
Biedne siostry, brat wasz luby
Już nie wróci do rodziny,
Płaczcie stratę waszéj chluby!
Próżno nieraz w nocnéj porze
Tentent konia was ułudzi
Próżno, gdy zabłyszczą zorze,
Żagiel nadzieje obudzi.....
Nie powróci syn jedyny,
Nie powróci brat wasz drogi!...
Leć wietrzyku, leć w doliny,
Nieś nieszczęścia odgłos srogi,
Nieś nad chłodne czyste zdroje
I ostatnie tchnienie moje!
Kwiatku biały miéj nadzieję,
Kropla rosy cię obmyje,
Promyk słońca cię ogrzeje,
Serca twego woń odżyje.
Padnie na mnie promyk słońca,
Niebo rosy łzą uroni
Nie odsunie mego końca;
Zwiędnie, zwiędnie kwiatek biały.
Przyjdą siostry, przyjdzie matka
Te w żałobie zwiedzić skały,
Zoczą smutne szczątki kwiatka
I krew drogą tu zobaczą
I podniosą i zapłaczą.
Uświęcony po mym zgonie
Sióstr uściskiem, matki łzami,
Na jéj czułem spocznę łonie
Będę jéj syna obrazem.
Krótkie były nasze chwile,
Pięknym leżał świat przed nami
Oba w całéj życia sile
Ach, i lubiąc życie tyle
Utraciliśmy je razem!...
Leć wietrzyku a w dolinie
O mnie zamilcz, mów o synie,
Ja samotny i nieznany,
On miał matkę, był kochany!