Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

miasto jest miękkie i przytulne
dla przykładu
chodniki pokryte gumolitem
(nikt nie zrobi sobie krzywdy)

dla pewności
asfalt zastąpiono dywanami
co stanowi nietypowe rozwiązanie

po głębokiej czerwieni
bezszelestnie mknie autobus
numer dwadzieścia pięć

ma poduszkowe zderzaki
i niematerialne okna

na przystanku
podskakują kauczukowe buty
choć wcale nie jest zimno
a zimy są ze styropianu

inni utonęli w fotelach
gubiąc efemerydy
widzą przez powieki

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Wiersz napisany dobrym warsztatem, ale przyznam, że dość trudny - w swojej ułomności widzę niebotyczne miasto asekuracji, marazm, rozleniwienie mieszkańców, zatapiających się w swojej cielesności/fizjologii - są ulotni, przemijają chwilami bezruchu, czyżby wiersz opowiadał o zgaszonej wygodami aktywności/porzuceniu odruchów samorealizacji ? Taki przesłodzony/ulewający eden na Ziemi, który staje się przekleństwem - nie wiem - tytuł kojarzę z somatycznością, może dlatego - zaciekawia swoją wieloznacznością, jest taki inny - tyle ode mnie.
Pozdrowki
kasia.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Wiersz napisany dobrym warsztatem, ale przyznam, że dość trudny - w swojej ułomności widzę niebotyczne miasto asekuracji, marazm, rozleniwienie mieszkańców, zatapiających się w swojej cielesności/fizjologii - są ulotni, przemijają chwilami bezruchu, czyżby wiersz opowiadał o zgaszonej wygodami aktywności/porzuceniu odruchów samorealizacji ? Taki przesłodzony/ulewający eden na Ziemi, który staje się przekleństwem - nie wiem - tytuł kojarzę z somatycznością, może dlatego - zaciekawia swoją wieloznacznością, jest taki inny - tyle ode mnie.
Pozdrowki
kasia.

Przeczyta Pani coś Huxleya :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Wiersz napisany dobrym warsztatem, ale przyznam, że dość trudny - w swojej ułomności widzę niebotyczne miasto asekuracji, marazm, rozleniwienie mieszkańców, zatapiających się w swojej cielesności/fizjologii - są ulotni, przemijają chwilami bezruchu, czyżby wiersz opowiadał o zgaszonej wygodami aktywności/porzuceniu odruchów samorealizacji ? Taki przesłodzony/ulewający eden na Ziemi, który staje się przekleństwem - nie wiem - tytuł kojarzę z somatycznością, może dlatego - zaciekawia swoją wieloznacznością, jest taki inny - tyle ode mnie.
Pozdrowki
kasia.

Przeczyta Pani coś Huxleya :)

Huxley :PP Nowy Wspaniały Świat jest boski i tyle, a i tak wbrew pozorm moi jego antyutopia niejest taka żła... no oc cżłek chce szczęścia to je ma.. .po co mu więcej. Ja bym nawet optował za podobnym roziwązaniem tylko rozszerzeniem go o pomysł Platonaii jego państwa- to była by idealne ziemia. A genteyczne progrmaowanie ludzi to o czym warto pomyśleć.

Co do wiersza. Obraz wyłania isę idealnego społeczenstwea bez strachu, bolu krzywdy, asekurancja to idea istnienia tego państwa. Lecz to kosztuje - za bezpieczeństwo i szcżeścier zpłacimy wolnościa, poezją, sztuką, mysla i cżłowieczeństwem...

Podba isę wierszm

pozdrr
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Przeczyta Pani coś Huxleya :)

Huxley :PP Nowy Wspaniały Świat jest boski i tyle, a i tak wbrew pozorm moi jego antyutopia niejest taka żła... no oc cżłek chce szczęścia to je ma.. .po co mu więcej. Ja bym nawet optował za podobnym roziwązaniem tylko rozszerzeniem go o pomysł Platonaii jego państwa- to była by idealne ziemia. A genteyczne progrmaowanie ludzi to o czym warto pomyśleć.

Co do wiersza. Obraz wyłania isę idealnego społeczenstwea bez strachu, bolu krzywdy, asekurancja to idea istnienia tego państwa. Lecz to kosztuje - za bezpieczeństwo i szcżeścier zpłacimy wolnościa, poezją, sztuką, mysla i cżłowieczeństwem...

Podba isę wierszm

pozdrr

Czyli nie rozminęłam się tak bardzo w interpretacji - idealny eden na Ziemi przy braku ruchu/samorealizacji/ coś za coś i marazm przewartościowania - dzięki za źródło :) Pozdrówki
kasia.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Przeczyta Pani coś Huxleya :)

Huxley :PP Nowy Wspaniały Świat jest boski i tyle, a i tak wbrew pozorm moi jego antyutopia niejest taka żła... no oc cżłek chce szczęścia to je ma.. .po co mu więcej. Ja bym nawet optował za podobnym roziwązaniem tylko rozszerzeniem go o pomysł Platonaii jego państwa- to była by idealne ziemia. A genteyczne progrmaowanie ludzi to o czym warto pomyśleć.

Co do wiersza. Obraz wyłania isę idealnego społeczenstwea bez strachu, bolu krzywdy, asekurancja to idea istnienia tego państwa. Lecz to kosztuje - za bezpieczeństwo i szcżeścier zpłacimy wolnościa, poezją, sztuką, mysla i cżłowieczeństwem...

Podba isę wierszm

pozdrr

Ty, taki idealista i romantyk, szerzysz takie poglądy? Smuci mnie to. Dzięki za komentarz. Pzdr
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Huxley :PP Nowy Wspaniały Świat jest boski i tyle, a i tak wbrew pozorm moi jego antyutopia niejest taka żła... no oc cżłek chce szczęścia to je ma.. .po co mu więcej. Ja bym nawet optował za podobnym roziwązaniem tylko rozszerzeniem go o pomysł Platonaii jego państwa- to była by idealne ziemia. A genteyczne progrmaowanie ludzi to o czym warto pomyśleć.

Co do wiersza. Obraz wyłania isę idealnego społeczenstwea bez strachu, bolu krzywdy, asekurancja to idea istnienia tego państwa. Lecz to kosztuje - za bezpieczeństwo i szcżeścier zpłacimy wolnościa, poezją, sztuką, mysla i cżłowieczeństwem...

Podba isę wierszm

pozdrr

Ty, taki idealista i romantyk, szerzysz takie poglądy? Smuci mnie to. Dzięki za komentarz. Pzdr

ta...wiesz kto jest problemem każdego idealnego systemu: człowiek.
I niestety - mamy diwe drogi:

bagno albo Antyutopię Huxleya

obie tragiczne... bo nijak przemówć do ludzi, nijak zmienić...
żeby zbawić świat - jak to pięknie brzmi :)) zbawić..z - bawić.. bardziej pasuje bo jest to z a b a w a w Boga trzebaby uwznioślić człowieka...ale tu jest problem by się to odbyło cłżowiek by sie msuiał nato zgdizć, nic pod rpzymusem...a się mało by zgłosiło..

masz lepszy pomyśł?

pozdr.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ty, taki idealista i romantyk, szerzysz takie poglądy? Smuci mnie to. Dzięki za komentarz. Pzdr

ta...wiesz kto jest problemem każdego idealnego systemu: człowiek.
I niestety - mamy diwe drogi:

bagno albo Antyutopię Huxleya

obie tragiczne... bo nijak przemówć do ludzi, nijak zmienić...
żeby zbawić świat - jak to pięknie brzmi :)) zbawić..z - bawić.. bardziej pasuje bo jest to z a b a w a w Boga trzebaby uwznioślić człowieka...ale tu jest problem by się to odbyło cłżowiek by sie msuiał nato zgdizć, nic pod rpzymusem...a się mało by zgłosiło..

masz lepszy pomyśł?

pozdr.

To przekaz książki (dla mnie co najwyżej b. dobrej, nie świetnej czy genialnej) jest antyutopią, zaś społeczeństwo w niej opisane jest jak najbardziej utopijne. Nie bardzo rozumiem co masz na myśli, pisząc o 'bagnie'. Istnieją przecież w dzisiejszym świecie modele i systemy całkiem przyjazne człowiekowi. To nie człowiek jest problemem, tylko nawiedzone jednostki pragnące wznieść siebie (i przy okazji również innych) ponad człowieka, co jak wiemy na razie nie jest możliwe. I genetyka nic nie zmienia, a obok zalet, niesie za sobą też niebezpieczeństwa. Nie potrzeba podnosić Człowieka do rangi Boga. Trzeba stworzyć system wartości (do niektórych może spróbować powrócić), taki żeby człowiek naprawdę poczuł się człowiekiem i zrozumiał gdzie jest jego miejsce, bo najgorszą rzeczą jest wmawiać komuś, że jest kimś kim nie jest. Potrzeba powrotu do korzeni, bo tylko to daje nam szansę na zrozumienie naszej tożsamości i w konsekwencji bycie szczęśliwymi.

I co Ty masz za problemy z pisaniem na klawiaturze, mnie napisz.
Opublikowano

Nie sądzę. Sam bylem kiedys idealista, ale patrzac na 99% ludzi to się ich nie ruszy. Ludzie lubią byc zezwierzęceni - mają do tego prawo - tylko czemu roszczą sobie prawo do bycia traktowanym jak nie-zwierzęta. Każda decyzja ma swoją cenę.

Nawet odrodzenie wartości nic nie da. Przecież mamy jeden nawet dobry system - chrześcijanski. Tyle, że jak się patrzy na chrześcijan/katolików to się rzygać chce. Bolączką jest cały czas to zezwierzęcenie, które jest po prostu nei chęcią do aspiracji wyzej niż pozwala cielesność natura, a wieć do postrzegania świata nie racjonalnie, cielesno, ale duchowo i abstrakcyjnie - tyle że tego nie naucyzsz ludzi.

Bagno - to jest obecny świat., gdzie pod płaszczykiem demokracji rządzi finanjsera - czyt. ci co mają kasę (dodaję, bo się ludziom cąły czas zzydostwem ,a to nie tylko żydzi mają kasę) Mieli dobry pomysł: dać ludziom 500 cłhłopa budynek zwany parlamentem i niech sobie popiperza, krzyczą naód mysli, że się dzieje dobrze bo to przecie dyskusja, polemika, a najwżniejsze decyzje już zpaadją na salonach. I co z tego, współczesny cżłowiek jest tak zindokrtynowany demokracją(pseudo) i wolnością (pseudo), że nijak nei spojrzy wyżej i nie dostrzeże czegoś lepszego. Całą ta machina wmawiająca wolność i swobodę, a w rzeczywisotści przekazująca ją finansjerze jest już z górry *(nazwijmy infantylnie)* zła. Ale nie ruszysz jej - bo za dużo świn ma interes

Póki nie wyzwolimy ludzkości z hedonizmu nie będzie człowieka - wergo. będą tylko zwierzęta o ksztąłcie cżłowieczym, tak jak sa owsiki. Ale wyzwolenie to nie jest prosta rzecz. Mówisz, że jest to demagogia i wszystek wali isę, gdy przychodzi jakiś szaleniec probujący cośzmieniać - PRAWDA!!! Bo tak było jest i bedzie - to jest wliczone w rachunek ziemi... ale czssem pojawiąją się myśli ponadziemskie, nie przewidywalne - choćby chęc stworzenia nad-cżłowieka, ktorą ,ożna rozczytać jako chęc uczłowieczenia ludzi. ?? I gdzie tu wina jednostki... w tym, że chce lekko przymusić, ale dła naszego dobra do pewnej doktryny. Przecie i my do demokracji jesteśmy przymuszeni, czemu zatem ten przymus jest dobry, a przymus inny nie?

Patrzmy na społeczenstwo mrowek - jest takie szczęśliwe! Ale dla nas musi to być tylko krok - chwilowe hedonistyczne bez-nadziejne społeczeńsdtwo jako preludium społeczeństwa uwznioślonych ludzi (rzecz jasna nie wszystkich, bo tak jak Plato wymyślił powinny byc 3 kategorie i te kategorie winny byc zachowane)

pozdr.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ja nie jestem idealistą, co więcej - uważam, że człowiek z natury jest leniwy, słaby, egoistyczny i ma w sobie pierwiastek zła. Z drugiej strony staram się unikać cynizmu.

Piszesz o jakimś zezwierzęceniu - ok, wg Ciebie znaczy to "niechęć do aspiracji wyżej niż pozwala cielesność", a receptą na wyzbycie się tego, jest nauczenie ludzi postrzegania świata w sposób abstrakcyjny.

Jako, że światopogląd i płaszczyzna myślenia jednostki jest wynikiem wychowania i oddziaływania środowiska, można, przynajmniej teoretycznie, doprowadzić do powstania społeczeństwa nastawionego na myślenie abstrakcyjne. Jednak takie społeczeństwo nie miałoby racji bytu, dlatego że świat jest brutalny i potrzebna jest przewaga myślenia racjonalnego. Nie bardzo potrafię sobie taką społeczność wyobrazić, bo do czego byś doszedł gdybyś zamiast kopać rów, zastanawiał się nad strukturą szpadla? Myślenie abstrakcyjne tak, ale tylko u niektórych jednostek - u reszty na organicznym poziomie.Nigdy do tego nie dojdzie, bo jest to po prostu nieopłacalne ewolucyjnie.

Ludzie nawet nie chcą myśleć w ten sposób, bo to obnaża wszystkie ich wady i niedoskonałości. Człowiek nie wzniesie się ponad i nie przestanie być zwierzęciem. I w tym momencie z pomocą mu przychodzą odpowiednie wartości, które pokazują jaka jest jego pozycja i tłumaczą dlaczego właśnie taka. Jak już napisałem, ludzie potrzebują prawdy o sobie, a nie mrzonek o czymś, co de facto jest zwykłą utopią.

Piszesz też, że obecna demokracja to bagno. Mimo, że nie jest to najgorszy system, a ludziom nie dzieje się w nim krzywda (przynajmniej w prawdziwych demokracjach typu zachodniego) - masz rację. Demokracja jest systemem niesprawiedliwym, nieefektywnym, podatnym na naciski itp. Ale czym innym jest demokracja niż wymysłem lewicy, która zakłada, że najwyższą wartością jest człowiek i jego potrzeby? Tym samym ludzie, którzy ten system stworzyli i, w dużej mierze, tworzą chcą, jak to napisałeś "uwznioślenia" człowieka. To wynika z tej ideologii. Widzę tu paradoks.

Człowiek jest raczej 'przeznaczony' do wypełniania wyższych celów i podporządkowania się wyższym wartościom. Dlatego wszelkie próby stworzenia nadczłowieka spełzły na niczym i co więcej doprowadziły do potwornych okrucieństw (faszyzm, komunizm). Ktoś kto zabija ludzi w imię jakiejś pojebanej idei nadczłowieka czy też innej 'sprawiedliwości'(i to dla jego dobra!) jak najbardziej ponosi za to winę. Tak jak winę ponosi każdy kto bezzasadnie przymusza do czegokolwiek drugiego człowieka.

Paradoksalnie próby uwznioślenia człowieka prowadzą do hedonizmu, bo wtedy człowiek staje się wartością najwyższą i autonomiczną. Zaczyna gubić punkty odniesienia i wydaje mu się, że może więcej niż kiedyś. Myśli więc, że ma prawo mieć w pogardzie innych. Od tego blisko do tragedii. A jeśli zajdzie potrzeba zmian, natura sama tego dokona.

Pzdr
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



I właśnie tu jest cała paranoja sytuacji. Zgadzam sie z tobą - wiec najlepiej by było stworzyć takj jak Plato i tak jak proponuje Huxley z góry okreslić kto co moze myśleć, robić, cuzc=-- straszne... ale to smao dzieje sięteraz... dziecko urodozne w zniszcozenj rodiznei bedzie zniszczone... w żłym społeczeństwie... sam widzisz, że wprowadzenie takiego rozwiązania to tylko formalność, bo mówiąc niesprawiedliwe jest, że z góry człowiek wyznacza drugiemu cżłowiekowi jego role w społeczeństwie, mówimy: neisprawiedliwe, że nie wybeiramy genów, czy też rodziny? Nieprawdaz?

Dalej mówisz, że demokracja jest najlepsza. Ok. Ja też nie popriem zbrodni ludobójtwa czy mrodowania, ale zawsze keidy myślę o holokauście nachodzi mnie pytanie: a co czuli ludzie którzy stracili wszystko w okresie Wielkiej Inflacji? Jak zyli, jak cierpieli? Czywłaśnie dmeorkacji ofiarai nei są szyscy ci, którzy wprzeciwieństwei do finansjery nei mają oparcia w gotówce?

Cżłowiek jest łsaby i żły - ale może się samodoskonalić! Tego nei odbierze mu nikt. Ale nie chce. Czyż przymuszenei nie jest tu w dobrym celu, czy jak matka, ktora przymusza dziecko do uczenia nie robi tego po to by potem jej syn miał piekne zycie? Czyż nie mo[żna dla dobra ludzi narzucić im czegośc, co w przyszłości ich uszczęścliwi?

Z drugiej strony, kto mówi , żę ludzkość zasłguguje na wolność, niby za co? Za tysiące lat materializmu, cynizmu i bezwzględności?

Nie ma idelanje utopi, panstwa, ale czy tazbliżająca do Boga, a nwet jezeli isę nei iwerzy w Boga do naszego wyobrażeni człowieka nie jest słuszna?

Na zkaończenie - czyż nie mieli racji marksiści - mieli - lecz ich wykonanie bło z góy skaane na upadek z winy cżłowieka.

pzd
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



I właśnie tu jest cała paranoja sytuacji. Zgadzam sie z tobą - wiec najlepiej by było stworzyć takj jak Plato i tak jak proponuje Huxley z góry okreslić kto co moze myśleć, robić, cuzc=-- straszne... ale to smao dzieje sięteraz... dziecko urodozne w zniszcozenj rodiznei bedzie zniszczone... w żłym społeczeństwie... sam widzisz, że wprowadzenie takiego rozwiązania to tylko formalność, bo mówiąc niesprawiedliwe jest, że z góry człowiek wyznacza drugiemu cżłowiekowi jego role w społeczeństwie, mówimy: neisprawiedliwe, że nie wybeiramy genów, czy też rodziny? Nieprawdaz?

Dalej mówisz, że demokracja jest najlepsza. Ok. Ja też nie popriem zbrodni ludobójtwa czy mrodowania, ale zawsze keidy myślę o holokauście nachodzi mnie pytanie: a co czuli ludzie którzy stracili wszystko w okresie Wielkiej Inflacji? Jak zyli, jak cierpieli? Czywłaśnie dmeorkacji ofiarai nei są szyscy ci, którzy wprzeciwieństwei do finansjery nei mają oparcia w gotówce?

Cżłowiek jest łsaby i żły - ale może się samodoskonalić! Tego nei odbierze mu nikt. Ale nie chce. Czyż przymuszenei nie jest tu w dobrym celu, czy jak matka, ktora przymusza dziecko do uczenia nie robi tego po to by potem jej syn miał piekne zycie? Czyż nie mo[żna dla dobra ludzi narzucić im czegośc, co w przyszłości ich uszczęścliwi?

Z drugiej strony, kto mówi , żę ludzkość zasłguguje na wolność, niby za co? Za tysiące lat materializmu, cynizmu i bezwzględności?

Nie ma idelanje utopi, panstwa, ale czy tazbliżająca do Boga, a nwet jezeli isę nei iwerzy w Boga do naszego wyobrażeni człowieka nie jest słuszna?

Na zkaończenie - czyż nie mieli racji marksiści - mieli - lecz ich wykonanie bło z góy skaane na upadek z winy cżłowieka.

pzd

To, że dziecko rodzi się w 'złej' rodzinie, tylko po części jest winą systemu, natomiast w sposób bezpośredni błędem owej rodziny, nie sądzisz? Przykład więc nietrafiony. To jest niesprawiedliwe, w ogóle świat jest niesprawiedliwy, ale my nic na to nie możemy, a wszelakie próby zaprowadzenia sprawiedliwości przysparzają tylko niepotrzebnych ofiar. To, że człowiek nie wybiera sobie genów to inna sprawa. Na to nie mamy wpływu, więc trudno mówić tu o jakiejś niesprawiedliwości, bo niby kogo to wina? Przyrody? Rodziców? Tak po prostu jest.

Ja nigdzie nie napisałem, że demokracja jest najlepsza. Napisałem, że nie jest taka zła. Sam nie jestem demokratą, co powinieneś już zauważyć. Istnieją inne systemy, w których nie dochodziło do zbrodni.

Narzucanie komuś czegoś, kłóci się z moją wizją wolności jednostki. Poza tym narzucanie narzucaniu nie równe, i matka ma prawo narzucić coś dziecku, jako że jest ono jeszcze człowiekiem niedojrzałym.

Materializm, cynizm i bezwzględność nie jest domeną wszystkich ludzi, ale tak czy inaczej te wszystkie podmioty wpisane są w ludzką naturę. Gdzie tu wina człowieka? Tak skonstruowany jest świat, takie rządzą nim zasady, że coś wygrywa, a coś przegrywa. Ja wierzę w to, że każdy człowiek ma prawo do wolności.

Utopia nie jest słuszna, właśnie dlatego, że jest utopią. Nigdy nie będzie czegoś takiego jak równość i sprawiedliwość. Może być co najwyżej równość wobec prawa.

Marksiści oczywiście racji nie mieli. Bo cóż sprawiedliwego jest w tym, że ludzi, którzy chcą się wyróżniać, być lepsi od innych, dążyć do celów i spełniać swoje ambicje, na siłę się zrównuje? Dlaczego nygus ma mieć tyle samo co człowiek pracowity? Komunizm już w warstwie teoretycznej idei jest zły, dlatego że jest zaprzeczeniem natury człowieka.

Pzdr

ps. wyjeżdżam dziś nad jezioro, więc na ewentualną ripostę odpowiem dopiero po powrocie tzn. w piątek wieczorem, lub w sobotę.
Opublikowano

"demokracja" to jeszcze jedna forma władzy, gdzie jedni rządzą, a drudzy są rządzeni, w sumie nic nowego. Powoli nawet przestają obowiązywać jakiekolwiek reguły.

To ta k na marginesie: najważniejsze, że ten marazm będący tematyka wiersza (Lem coś napisał kiedyś o "betryzacji") jest napisany tak lekko, jak mnie sie nigdy nie udaje.

Pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @KOBIETA dla mnie to erotyk, delikatny, a jednak. witaj
    • Bluźnierstwo  Okrucieństwo    Krew rozlana  Na wszystkie strony    I bijące kościelne dzwony    Grzesznik karmi się swoim grzechem  A głupiec dławi śmiechem 
    • Na południe od stepu ciągnie się basen Morza Wewnętrznego. Większość jego linii brzegowiej znajduje się pod panowaniem Imperium Buduńskiego. Jeśli wliczyć w to również terytorium Chanatu Ordy Dadańskiej, który to jest buduńskim lennikiem, wtedy Imperium panuje nad całością tego morza. Tak przynajmniej mają się sprawy według państwowych dokumentów. Prawda jest taka, iż step sam w sobie nie należał ani do Unii Lechicko-Estowskiej na zachodzie, ani do Carstwa Sepentrii na wschodzie, ani nawet do Inperium Buduńskiego na południu, nie należy on w pełni do nikogo. Temu też w bezprawiu panoszą się po nim halyjskie bandy, szukające łatwego zarobku w rabunkach. Lud ten był plemieniem zahartowanym przez liczne wojny i dzikie niebezpieczne tereny.    Halyjczycy w szczególności upodobali sobie dręczenie panów południa, z racji ich innowierstwa. Mieszkańcy dzikiego stepu nie tylko byli zawziętymi wojownikami, prędkimi jeźdźcami, ale też zaprawionymi żeglarzami. Kilka wielkich rzek przecinało step, na nich to z drewna wierzbowego lub lipowego budowano zwrotne łodzie, które nazywano czajkami. Przez rzeki przepływano ujściem do morza. Będąc już na otwartej wodzie, kilkadziesiąt łodzi zbierało się w jedną grupę i Halyjczycy wyruszali na wojaż, zwany chadzką, łupiąc skarby i pustosząc liczne buduńskie porty, rozsiane na brzegach Morza Wewnętrznego.    Był schyłek kwietnia, gdy halyjska flotylla powracała na step. Obłowili się tak, że dym czerniał z odległych zgliszczy, a w mnogich garncach pełnych złota i klejnotów mogli zanurzyć ręce po łokcie. Unosili garście monet, które przesiewały się im przez palce, dźwięcząc melodyjnie, gdy na powrót upadały do naczyń. Śmiech huczał między łodziami, załoganci upstrzali swoich atamanów w wymyślne bibeloty.     Beztroski nastrój musiał jednak z czasem ustąpić. Za czajkami na horyzoncie, wśród blasku Słońca rozszczepianego przez morskie fale, majaczyły maszty galer, mknących za nimi w pościgu. Pchane były nie tylko wiatrem, lecz także wspomagane łopoczącymi o taflę wiosłami, napędzanymi siłą niewolniczych mięśni. Wkrótce jednak żagle zwinięto, a to dlatego, że zerwał się nagły wiatr i niebo zachodziło coraz gęstszymi chmurami. Poznali wtedy wszyscy załoganci, że nadciąga zlewa. Widoczność stopniowo słabła, pierwsze ciężkie krople poczęły rozbijać się o pokłady, dmący wicher zagłuszał komendy atamanów. Wzburzone fale wznosiły się na wysokości, jakich jeszcze wówczas nie spotkano, rozbójnicy trzymali się kurczowo olinowań, by nagłe uderzenie nie zmyło ich w morską otchłań. Większość jednak miała o tyle szczęścia, iż sztorm nie zachwiał ich kursu, a nawet popędził bliżej do docelowego brzegu. Jedna czajka padła jednak ofiarą chwiejnego kaprysu Doli. Odłączona od pobratymców, zboczyła ostro na południowy wschód. Łódź noc całą dryfowała, smagana ze wszystkich stron siłami natury. Rankiem rozpogodziło się, nie był to jednak koniec zmartwień porwanej załogi. Wrzuceni zostali w bliskie towarzystwo pościgowych galer buduńskich. Czajka otoczona została ścisłym kordonem, a aż dwie galery podpływały, gotowe do abordażu. Zamknięci w pułapce Halyjczycy nie stracili jednak jeszcze ducha, czajka wyposażona była w dwa falkonety, huczały one naprzemiennie, aż jedna z podpływających galer poszła na dno. Druga jednak wbiła się w pokład łodzi taranem i chmara Buduńczyków ostrzelała muszkietami załogę czajki, następnie ciasno zalała małą przestrzeń, przeskakując na nią i siekając szablami. Załoga czajki broniła się dzielnie, choć dobrze wiedzieli, że nie wyjdą z tego cało. Z szególną zawziętością walczył ich czarnowłosy ataman, który to wkrótce pozostał sam, pośród zalanych krwią ciał towarzyszy. Zabił on w samotnej obronie szablą jeszcze dwóch Buduńczyków, po czym złapano go na arkan. Spętany, wił się jak wściekły pies, ogłuszono więc go, uderzeniem głowy o maszt. Zaciągnięty został na pokład galery, wraz ze zrabowanym skarbem.   * * *    Ataman wkrótce zbudził się na ławie, pod pokładem galery. Nasiąknięty słonowatą wilgocią zapach drewna szturmował jego nozdrza, choć po chwili uderzył go dużo gorszy zapach, spoconych ciał wymęczonych niewolników. Ktoś go właśnie chlusnął wiadrem lodowatej wody, wzdrygnął się z mrozu. Smagły żołnierz krzyczał coś niezrozumiale nad jego uchem, a gdy jeniec chciał unieść pięści, by brutalnie uciszyć nieznajomego, załopotały tylko ogniwa łańcucha, był przykuty do wiosła. Czarnowłosy ataman mógł więc jedynie wbijać w tego człowieka swój niepojęcie dziki wzrok. Stojący nad nim Buduńczyk odwdzięczył się za to smagnięciem bata.    - On każe ci wiosłować - rzekł nagle człowiek siedzący obok na ławie.    Czarnowłosy spojrzał na współwięźnia, był zaskoczony, gdy zorientował się, że ten był równie ciemny na skórze, co wrzeszczący na nich żołnierz. Rozejrzał się wokół i większość tutejszych raczej przypominała odcieniem skóry Halyjczyków, Sepentrionów czy Lechitów, wszyscy jednak co do jednego ubrani byli w skąpe łachy i zarośnięci na twarzach. Nie mając wyboru chwycił za drzewiec wiosła i razem z ciemnym sąsiadem pchali i ciągneli, w ustalonym przez reszte rytmie. Wkrótce nowy więzień nie rozróżniał już, czy w ustach czuje słony posmak wody, którą go oblano, czy to już tylko spływający pot tak mu nawilża wargi. Nie miał na szczęście większych problemów z operowaniem wiosła, na swobodne jego machanie pozwalała mu tężyzna fizyczna. Było tak przynajmniej narazie, nie widział czy surowa, niewolnicza dieta pozwoli utrzymać mu odpowiednią do tego formę.     Dzień mijał mozolnie, choć tak właściwie ciężko było dokładnie ustalić porę dnia w nieustannym półmroku. Jednak wieczorem ciemność pogłębiała się i utrzymywała aż do rana, temu galernicy potrafili ogólnikowo odgadnąć, która połowa doby aktualnie panuje. Na kolację podano im półmisek sucharków. Miał on starczyć dla całej ławy, która mieściła razem pięciu wioślarzy. Czarnowłosy Halyjczyk siedział na krawędzi, tak więc podał pozostałym do rąk posiłek. Widział jak na ich dłoniach ropieją odciski od nieustannego wiosłowania. Ciężko było się nasycić skromnym prowiantem podanym przez strażników, szczególnie człowiekowi, który dopiero co przybył i nie przyzwyczaił się do głodowych porcji.     - Jak cię zwą? - zapytał smagły sąsiad.    - Jegor - odpowiedział szorstko czarnowłosy.    - Ja jestem Ekim. Ekim Jildizeli. Tu obok mnie siedzi profesor Heinrich, jest Teutonem. W trakcie rejsu nie wolno nam rozmawiać, lecz mamy chwilę swobody przy posiłkach.    - Co robisz na tej galerze? Większość tu wygląda na ludzi z moich stron, porwanych do jasyru, ty z kolei przypominasz mi Buduńczyka.    - Tak w rzeczy samej jest, jestem Buduńczykiem, lecz nie jest to fakt, który w jakikolwiek sposób mógłby uratować moją skórę. Uwierz mi lub nie, ale niegdyś byłem poważanym dostojnikiem w mej Ojczyźnie. Powiem więcej, to ja zbudowałem statek, którym teraz płyniemy, a dokładniej byłem konstruktorem i kierownikiem budowy tego i wielu innych statków. Piąłem się po szczeblach kariery, zdobywając honorowe tytuły. Co rusz stocznie z wschodnich wybrzeży Morza Wewnętrznego wysyłały mi nowe zlecenia, opiewające na wysokie kwoty. Taki stan rzeczy jednak powodował zazdrość wśród szych, które przede mną zdążyły się dobrać do koryta. Zawiązała się więc przeciw mnie konspiracja, którą przewodził niejaki Tekir. Owa konspiracja obarczyła mnie oskarżeniami o współpracę z Halyjczykami, sfałszofane listy miały dowodzić, iż to ja miałem otworzyć bramę jednego z portów, w zamian za bogactwa, których w ten sposób miałem się dorobić. Dzięki temu rozbójnicy mieli podbić miasto z dwóch frontów. Na Tengri, to wszystko oczywiście była bzdura, ale sędziowie nie chcieli mnie usłuchać. Tylko moja przykładna służba w stoczni uratowała mnie od stryczka. I w taki oto sposób wylądowałem tutaj. Siedzę już pod pokładem dłuższy czas, temu też podłapałem trochę twego języka.    - A drugi kolega jak tu trafił - Jegor zwrócił wzrok na Heinricha, przyjrzał mu się uważnie i był to mężczyzna w średnim wieku o topornie ciosanych rysach twarzy - Teutonia Wschodnia jest stąd dość daleko i leży nad innym morzem.    - Tu gdzie teraz ty siedzisz, Herr Jegor, siedział do niedawna mój asystent, Markus. Ja i on byliśmy ludźmi nauki, archeologami. Zmierzyliśmy w te strony w poszukiwaniu pewnego starożytnego miasta, którego dzieje zatarły się pod naporem zęba czasu. Badaliśmy już je od kilku lat, po tym jak pewien kupiec dostarczył nam gliniane tablice zawierające osobliwe znaki. Kupiec zarzekał się, że fale wyrzuciły te tablice na brzeg. Udało nam się ustalić, iż owe znaki były w rzeczywistości dawno zapomnianym pismem, które staraliśmy się przez następne dwa lata rozszyfrować. Powiodło nam się, gdy zauważyliśmy, iż niektóre symbole naznaczone są pewnym podobieństwem do dialektów używanych przez starożytne, kilku tysiącletnie ludy znad brzegów Morza Wewnętrznego. Po rozgryzieniu tajemniczych tablic, poznaliśmy przybliżoną lokalizację miasta. Dotarłszy do wybrzeży Morza Wewnętrznego, wynajęliśmy barkę, która miała opłynąć kilka razy basen morza, w poszukiwaniu wyspy, na której według glinianych kronik rzekome miasto miało się wnosić. Mein gott, popełniliśmy jednak z Markusem wielki błąd, gdyż nie sprawdziliśmy na czyją tak naprawdę łajbę się pakujemy, a gdy się w tym zorientowaliśmy, było już za późno. Otóż łódź, na której pływaliśmy, należała do piratów. Podczas rejsu napotkaliśmy Buduńską galerę, która bez ostrzeżenia nas zaatakowała. Zostaliśmy wzięci za część załogi i pojmani jako jeńcy. Pływam tu od tego czasu. Markus niestety niedawno wyzionął ducha z wycieńczenia.    Przerwa na posiłek skończyła się, oznajmił to schodzący pod pokład Buduńczyk. Smagnął kilka razy batem w powietrze i rozdarł gardło, po tym powrócił na wyższy pokład i powtórzył tam tę czynność. Jegor wywnioskował, iż nad nim muszą również siedzieć rzędy niewolników. Wiosłowali przez pół nocy, po czym nastąpiła dłuższa przerwa. Wzmożył się wiatr i galera rozwinąć mogła żagle, rozmowy jednak między więźniami w dalszym ciągu były zakazane.    Mijały kolejne dni, a Jegor zżywał się powoli z towarzyszami niedoli, każdego dnia dzieląc z nimi cierpienie i posiłki. W takich warunkach lepiej można poznać człowieka, niż zna go własna matka. I tak minęły dwa tygodnie katorżniczej pracy na galerze. Nadszedł w końcu czas, kiedy to atmosfera panująca wokół zaczęła się zmieniać, zrobiło się wyraźnie duszno. Jegor wyczuwał instynktownie, że coś osobliwego wisi w powietrzu. Choć grube dechy kadłuba wygłuszały dźwięki z otoczenia i słychać było głównie tylko skrzypienie. Mimo wszystko jednak jego wyczulony słuch wyłapał, iż fale stawały się coraz bardziej burzliwe. Łomotały też w burty i statek kołysał się chaotycznie z coraz większą siłą. Nad głowami galerników rozległ się jakby huk armatni, coś trzaskało i powaliło się z łomotem, do nozdrzy dobiegał duszący zapach. Strażnicy na dolnym pokładzie zaczęli się wiercić z niepokoju, ktoś ich wezwał na górę. W zamian dwóch Buduńczyków zbiegło na dół, obaj w drżących dłoniach nieśli pęki kluczy, a przerażenie malowało się na ich niezwykle pobladłych twarzach. Jeden z nich podbiegł do Jegora i uwolnił go z ciasnych, stalowych obręczy. Drugi podbiegł do innego Halyjczyka. Wrzeszczeli coś i wtedy Jegor zauważył, że obaj Buduńczycy trzymają w rękach wiadra.    - Statek się pali, cały forkasztel w ogniu, fokmaszt obalony, jest kilku rannych - wyjaśniał w pośpiechu siedzący obok Ekim - brakuje im rąk do gaszenia.    Jegor nie zastanawiał się więc więcej, podniósł się z ławy, kolana strzeliły mu od zbytniego zasiedzenia się, wziął podawane mu przez Buduńczyka wiadro i gdy ten odwrócił się, myśląc, iż Jegor posłusznie za nim podąży i pomoże przemóc pożar, pojmany ataman z potężnym zamachem rozbił wiadro na buduńskim czerepie. Huk zaalarmował drugiego marynarza, skorzystał na tym oswobodzony rodak Jegora i również i on rozbił wiadro na łbie klucznika. Obaj następnie powalili i skopali zdezorientowanych marynarzy, a gdy ci byli już nieprzytomni, porwali ich klucze i bułaty, po czym zaczęli oswobadzać pozostałych niewolników. Oswobodzeni powstawali dość niepewnie, ich wola została już złamana, Jegor jednak starał się ich zagrzać do buntu. Od strony rufy znajdowała zbrojownia, każdy przytomniejszy na umyśle rzucił się w jej stronę. Uzbrajali się w berdysze i bułaty, niektórzy wzięli dodatkowo pistolety, znaleziono nawet kilka garłaczy. Gdy strażnicy powrócili pod pokład, w zmartwieniu długiej nieobecności kluczników, czekała ich niemiła niespodzianka. Dwóch pierwszych błyskawicznie zostało zabitych, następna dwójka zdążyła przed śmiercią wznieść alarm, reszta nie śmiała już zejść do galerników. Chaos całkowicie zapanował po środku Morza Wewnętrznego. Buduńczycy wrzeszczeli coś do oswobodzonych niewolników, Ekim wyszedł na przód, by uważniej się temu przysłuchać. Wzdrygnął się nagle wystraszony, źrenice okolone ciemno-dębową barwą mu zmalały.    - Na Tengri! Zamierzają rozstrzelać niewolników na górze, jeśli nie złożymy broni - wyjaśnił drżącym głosem.    - Parszywie z nami postępują. Mam ja jednak plan jak się z nimi rozprawić. Tamci na górze są teraz zbici w ciasną masę, przez to, że wszyscy wybiegli na górny pokład. Podzielimy się więc na dwie grupy. Pierwsza, ta większa, stanie przy schodach do górnego pokładu. Druga grupa, dzierżąca garłacze, rozlokuje się na całej długości statku. Na mój sygnał, jednocześnie, druga grupa ma wystrzelić salwę w sufit, a pierwsza wybiegnie na górę, nie bacząc na nic. Choć deski pokładu są grube i wątpię, że garłacze narobią tym na górze poważnych szkód, choć kilka pocisków powinno się przebić i przynajmniej lekko zranić i zdezorientować tamtych. Po wystrzale, druga grupa złączy się z pierwszą. Będziemy na nich szarżować i rozniesiemy ich szablami, jeśli nie, to i tak nie ma dla nas ratunku.    Entuzjazm buntowników opadł, kilku było gotowych pójść na układ z Buduńczykami. Spora część jednak była już wyjątkowo zdesperowana i czuła niebywały wstręt do wiosła. Nie widziało się im spędzić pod pokładem nie do końca wiadomo ile jeszcze lat, nim krewni ich wykupią lub pomrą z wycieńczenia. Tak więc postąpili według wskazówek atamana.    Wrzask dobył się z gardła Jegora, a tuż za nim podążyła ogłuszająca salwa garłaczy. Szarża dowodzona przez atamana była w tym czasie już u szczytu schodów. Błyskawice pląsały wokół czarnych obłoków, wiatr zagłuszał niemal całkowicie wszystkie głosy, płomień na statku strawił już połowę pokładu, tak naprawdę połowa jeńców zdążyła już przez to ścierpieć okropne katusze i umrzeć w beznadziei. Nic z tego nie zatrzymało jednak szaleńczej szarży, rozpaliło to ją nawet jeszcze bardziej, gdyż musieli się pospieszyć, by ratować kogo się da. Buduńczycy oczywiście nie spodziewali się tak desperacko rozpaczliwego ataku. Padali cięci w szaleńczej furii wygłodniałych Lechitów, Sepentrionów i Halyjczyków. Tylko kilku wciąż przykutych niewolników padło od muszkietowych kul, większość strzelców, by ratować swe życie, skupiła się na napastnikach. Stojącej w tyle grupie drugiej, udało się nabić garłacze, pierwsza grupa więc rozstąpiła się, strzelcy wybiegli na przód i przerobili resztki buduńskich marynarzy na poszatkowane strzępy mięsa. Galera została w pełni oczyszczona z Buduńczyków, z wyłączeniem Ekima oczywiście.     W trymiga zabrano się za uwalnianie niewolników. Pokład wciąż płonął, spopielony taran odpadł, burtt również się zajarzyły, kadłub mógł wkrótce pęknąć na pół. Jegor kazał chwytać za wiadra i szukać beczek z wodą, sam złapał za ster, by uregulować kurs. Zbliżali się bowiem nieubłaganie w kierunku ostro wystających z wody i gęsto usianych skał. Wiatr i fale jednak zdawały się być potężniejsze od steru, galera niechybnie zbliżała się ku kolizji. Ostatni rozkaz Jegora brzmiał “Trzymać się”. Po tym statek mocno uderzył w skałę, przewracając go, uderzenie głową w pokład pozbawiło go przytomności. 
    • Ktoś ważny zawodzi — z dodatkiem obrazy. Coś niewybaczalnego. Na horyzoncie pojawia się dal dusz, które kiedyś były sobie bliskie. Mijacie się w prozie życia, udając nieznajomych.   Zapomniane chwile radości i spełnienia, spotkania w kawiarni, z wkładką do kawy pełną łez śmiechu. Zapomniałeś, jak było?   Siedzisz na kanapie w towarzystwie samotności. Hej, świecie — czy naprawdę ci się to opłaca?   Mądrością życia są dobrze obstawione obligacje z kapitałem relacji. Opłaca się tobie…?

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Roma Ten wiersz jest jak cicha modlitwa, szeptana między wiarą a czułością. Nie potrzebuje wielkich słów – wystarczy jego prawda. Pozdrawiam:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...