Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'hipokryzja' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o poezja.org
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Znaleziono 6 wyników

  1. Ludwik_Becht

    Dusz-Pasterz

    Gnije ciało w ciemnym jarze nad rzeką Tormessą Mkną przez zgliszcza w dusz pożarze słuchy z opowieścią Grzebiąc truchła roztrzewione z przy boku wódeczką Począł Pleban w kieszeń wsuwać wszystko – co pomieszczą Złota srebra - kosztowności są ich zbędną częścią Niech zostaną – nie w tej ziemi - a nas żywych pięknią Tak bogacił się lubieżnie Pleban nasz wiekowy Aż do dzisiaj – gdy w niedzieli ścięto grzeszne głowy
  2. To był wigilijny wieczór. Idealnie wigilijny. Były kolorowe światła w oknach domów, ozdobione ulice, uśmiechnięci ludzie. Śnieg padał tak puchaty, jakby ktoś na górze rozdarł wielką pierzynę. Nie była to groźna śnieżyca, bardziej przypominało finalne posypywanie wiórkami kokosowymi tortu. Bezwietrzną ciszę nocy, wnikającej w świat delikatnie, jak dłoń chłopca wślizgująca się pod bluzkę dziewczyny na randkowym seansie, wypełniał dźwięk kolęd i pastorałek. Wtedy postanowił. Przez chwilę przyglądał się przez okno jednej z kamienic, jakiejś małżeńskiej, gwałtownej scenie, a potem zamyślony zrobił kilka niespiesznych kroków i stanął w cieniu drzewa rosnącego przy budynku. Znieruchomiał. Na stojącego w absolutnym bezruchu, z pochyloną głową, opadały wielkie kłębuszki śniegu. Osiadały na jego długim, ciemnym, ciepłym płaszczu, wplątywały się we wzburzoną czerń rozwichrzonych włosów. Stał w bezruchu jakiś czas. Śnieg zdążył już zabielić jego ramiona, bark i głowę. Ktoś przechodzący spojrzawszy na niego w pierwszej chwili wziąłby go za posąg. Dopiero słysząc zgrzytliwy dźwięk otwieranej bramy jego ramiona zadrżały, a część śniegu zsunęła się na ziemię. Podniósł głowę. Z bramy wyszedł mężczyzna, którego oglądał przez okno. Wyszedł gwałtownie, ze złością otwierając skrzydło drzwi i szarpiąc się z wkładaną jednocześnie kurtką. Szybko przeszedł obok drzewa. Nawet nie zauważył stojącej postaci. Chwilowy posąg obserwował go zaś uważnie. Kiedy mieszkaniec zaczął się oddalać, ruszył nagle i po kilku krokach szedł już bezpośrednio za nim. Wtedy wyciągnął ręce przed siebie i silnie pchnął idącego z przodu. Tamten zgubił rytm kroków, potknął się i zatoczył. Odwrócił się zdumiony i spojrzał na napastnika - Co jest do cholery!... uważaj pan..- Ten zrobił kilka kroków i, stojąc już en face, znowu pchnął. Zaatakowany zrobił krok w tył, pośliznął się i przyklęknął na jedno kolano. - O co chodzi...?! - Napastnik stanął przed pytającym. - O co chodzi?...Jeszcze pytasz?!... Niech cię szlag trafi!... Dziwisz się, że ktoś cię leje? - - Ale ja naprawdę nie wiem o co chodzi... Nie znam pana!... - Klęcząc, nie zmieniwszy pozycji, odruchowo wysunął jedną rękę przed siebie, chroniąc głowę przed ewentualnym atakiem. - Słuchaj dupku! Mam już ciebie dość, rozumiesz? Mam po dziurki w nosie twojej hipokryzji, obleśnego zakłamania, dwulicowości! Rzygać mi się chce, kiedy nawet w tak szczególnej chwili potrafisz znęcać się nad kobietą, która myśli że cię kocha, a tak naprawdę to boi się ciebie, bo to, co ona czuje to nie da się nazwać miłością, durniu jeden!..- - CO pan sobie?! TO...!... Skąd wiesz?!... O co chodzi? Kim jesteś?... - Klęczący z rosnącym przerażeniem ale i złością patrzył na stojącego. Nagle otworzyła się brama jednego z budynków. Klęczący zerwał się i krzyknął głośno - Ratunku!! Pomocy!! - Zamknij się. - Napastnik zrobił krok, pchnął mężczyznę tak potężnie, że ten usiadł gwałtownie na sporej hałdzie pozostałej po odśnieżaniu. Powiedział to głosem lodowatym, ale spokojnym. Machnął w geście pozdrowienia w kierunku grupki ludzi wychodzących bramą. Tamci odmachnęli i poszli w drugą stronę. Znów spojrzał na siedzącego z pogardą - Kim jestem? A powiem ci, barania łąko, powiem. Jestem twoim cholernym aniołem stróżem, oto kim jestem, dupku.- - Ochroniarzem? - Siedzący pokręcił z niedowierzaniem głową -Ale ja nie mam ochrony, ani nikt...W firmie też nie, no nikt nie płaci... Kto ci kazał?...Skąd? -Jakim ochroniarzem, pusty dzbanie? Powiedziałem wyraźnie. Aniołem stróżem. Aniołem. - Mówiąc to stojący wymierzył siarczysty policzek siedzącemu. - Rozumiesz, tępaku? - - Jakim, kurwa, anio... - ponowny siarczysty strzał tym razem w drugi policzek przerwał wypowiedź. - Nie klnij przy mnie.- - Ale jakim aniołem?!...do.. cholera! - Stojący wziął się pod boki. -Acha. Nie wierzysz? I słusznie. Aniołów nie ma przecież. Tak samo Boga nie ma i tych wszystkich spraw. Przecież zdycha się po prostu i rozkłada w ziemi, prawda? Niebo to karma dla ubogich i głupich. - A żebyś pan...żebyś wiedział! Czego chcesz ode mnie?... - Ja? Ano niewiele. Chciałem ci tylko powiedzieć co myślę o tobie bo już mam dość. Od tysiąca lat dostaję takich dupków. No, może nie zawsze, ale tych normalnych to policzyć można na palcach rąk... Czekaj!... Nie! nawet jedna by wystarczyła! Mamma mia! - Stojący spojrzał w górę z dezaprobatą kręcąc głową. - Taaa, czterech w sumie. A reszta to śmieci. Kłamliwe popłuczyny... - Siedzący zaczął powoli i dyskretnie się odsuwać. Spoglądał dyskretnie na boki szukając czegoś, lub kogoś, kto mógłby go ocalić z tej absurdalnej sytuacji. Jednocześnie słuchał coraz mniej wiarygodnych słów tamtego i coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że trafił na szaleńca. - Jak jeszcze raz pomyślisz sobie, że jestem czubem, to tak dostaniesz w ryj, że stracisz jednego trzonowego i jednego siekacza. - Stojący powiedział to niemal nie przerywając swojej litanii narzekań na podopiecznych. Jednak to zdanie zatrzymało cichą ucieczkę siedzącego. - Skąd wiesz co pomyślałem? - zapytał niepewnie. - Skąd? BO JESTEM PIEPRZONYM ANIOŁEM! Z tego samego wora wiem, że masz kochankę, że kasa z drugiego etatu idzie na jej utrzymanie, że okradasz firmę, że na studiach zgwałciłeś pijaną koleżankę na imprezie sylwestrowej... - ale ... ty.. skąd... ona nie... ja jej nie... ona chciała... była pijana i chciała... - Siedzący w panice wyrzucał z siebie strzępy słów, a jego przerażony umysł szukał jakiegoś wytłumaczenia faktu, że facet, którego on widzi pierwszy raz w życiu, wie tak dużo o nim. - Nie, nie chciała, dupku. To, że nie broniła się to nie znaczy, że chciała. Była upita i po skręcie. Wykorzystałeś ją. I nawet nie próbuj dyskutować, bo jak znów zaprzeczysz to dam w ryj. Nie próbuj ze mną igrać. Nie dziś. Nie teraz, kiedy jestem tak wkurwiony na ciebie. - Siedzący w tej absurdalnie przerażającej sytuacji nagle odważył się na drwinę - Mi nie wolno kląć, a tobie wolno? - Stojący zamilkł na ułamek sekundy i odpowiedział spokojnie - A tak, żebyś wiedział. A co do ciebie i twojej przeszłości, to nie dlatego rozmawiamy. Nie tak do końca. Jesteś małym podłym i bezdusznym robakiem. Ale to nie opowieść wigilijna. Nie mam zamiaru cię prostować, straszyć, czy uczyć. Ja dziś po prostu już nie wytrzymałem. Masz pecha po prostu, dupku. Co tysiąc lat anioł może się wkurwić i tyle. Psy mogą co roku podobno się skarżyć ludzkim głosem, to co, nam nie wolno? Raz na tysiąc lat? No więc nie wytrzymałem, jak tak patrzyłem na ciebie, kiedy wyżywałeś się na pokornej, żałosnej kobiecie, która powinna już dawno cię wyrzucić z domu, albo i przywalić jakimś garem w ten pusty łeb... Po co ty się z nią żeniłeś? Żeby ją tak bezczelnie gnoić? Pieprzony psycholu, aż mam ochotę wyrwać ci ten plugawy łeb i wykopać go do ścieku... Siedzący w pewnej chwili nagle o czymś pomyślał i przerwał - Zaraz, zaraz!... Jak ty jesteś moim aniołem stróżem, to chyba powinieneś MNIE chronić a nie bić! i anioły raczej nie są takie... agresywne...- - Taaa? A skąd to niby wiesz? - Anioł pochylił się z groźnym uśmiechem nad mężczyzną. - No przecież, to... ta, biblia. Tam jest napisane.. albo ksiądz nam mówił... - - Jakoś do tej pory nie wierzyłeś w to, co napisane i w to co mówili. Teraz wierzysz? Czy raczej chcesz wierzyć… No więc dowiedz się, że mogą. I bić i się wkurzać na takich debili. - Ale ja nie chciałem przecież, to ona... - Anioł aż sapnął - Zamknij się! Rozumiesz? Zamknij! Z-a-m-k-n-i-j!!! Przyswój sobie, pierwotniaku, że ja wiem WSZYSTKO o tobie. Każdego twojego pierda znam, każdy wykręt, kłamstwo i złodziejstwo i wszystko. Nawet to, że kupiłeś herę i amfę, żeby to podrzucić żonie i zgłosić na policję, że ćpa i handluje w szkole. A to wszystko, bo chcesz jej zabrać mieszkanie. Chcesz się rozwieść, ale tak, żeby to była jej wina. Nawet te twoje fochy, co przez miesiące, a właściwie lata miały na celu wykończyć żonkę, albo doprowadzić ją do ucieczki albo zdrady. Wtedy byś zabrał wszystko. Tylko dziecko byś jej zostawił. Prawda? - Anioł tę z początku dość energiczną wypowiedź skończył już spokojnie i chłodno. - nie... Anioł uniósł lekko pięść i ostrzegawczo warknął - noo.! - Dobrze, dobrze...To jakiś sen chyba, czy co? Że, no nie wiem, pośliznąłem się na lodzie i teraz leżę nieprzytomny pod klatką, dlatego to wszystko wiesz... aaaa! - mężczyzna uśmiechnął się głupkowato – to znaczy, że cokolwiek mi zrobisz to zwykły sen... - Teraz, kiedy znalazł jakieś rozwiązanie poczuł się trochę pewniej. Zaczął wstawać niezgrabnie. Anioł przyglądając mu się z uwagą pochylił się nad nim i wyciągnął rękę. Mężczyzna złapał się jej i wstał. Anioł nie wypuścił jednak jego dłoni, a płynnym ruchem sięgnął drugą ręką, złapał za mały palec trzymanej dłoni i złamał go. Uśmiech mężczyzny zmienił się w zdumienie, które spłonęło jak obraz z bibuły w ogniu bólu i krzyku. Anioł uśmiechnął się serdecznie. - Nie obudziłeś się?... To chyba jednak nie śpisz. Z tego co się orientuję taki ból, jaki właśnie czujesz, powinien przerwać Majaki. Jeśli tak się nie dzieje, to najprawdopodobniej nie śpisz... Przestań się tak drzeć! I tak cię nikt nie usłyszy. - Mężczyzna przestał krzyczeć i tylko pojękiwał trzymając drugą ręką dłoń z wyłamanym palcem. Groteskowo skrzywiony z bólu, rzucił w złości - ładny anioł popierd... - trzask! siarczyste uderzenie rozpaliło policzek - No co?!!... popieprzony, pochrzaniony... Może tak być?! czemu się znęcasz?! Nie masz co robić do jasnej kk..cholery? Anioł znów się uśmiechnął, tym razem dobrotliwie. - No. Wreszcie właściwe pytanie. Czemu się znęcam? Zastanawiałem się jak ci odpłacić za te lata twojego pastwienia się nad tą niewinną kobietą. Najpierw myślałem, żeby cię okaleczyć, ale wiem, że byłbyś wtedy najbardziej upierdliwym, paskudnym rodzajem kaleki. W sumie cierpiałoby twoje otoczenie. Znów. Myślałem o wielu jeszcze rozwiązaniach a w końcu pomyślałem, że tylko ci się pokażę, powiem w oczy co mnie w tobie wkurzało i dlaczego się tobą brzydzę. I powiem jeszcze, co czynię z nieukrywaną radością, że odchodzę. Rzucam posadę, psycholu. Twój anioł stróż cię zostawia. - No i dzięki Bogu - wyrwało się mężczyźnie. Nawet nie zdążył mrugnąć. razem z ostatnią wypowiedzianą głoską poczuł potężne uderzenie w szczękę, aż poderwało go z ziemi. Poleciał do tyłu czując straszny ból w szczęce. Jednak nie stracił przytomności, za to usta zaczęły zapełniać się krwią i wyczuł jakieś dwie osobliwe grudki . Wypluł krew wraz z nimi na śnieg. W sporym, ciemnoczerwonym kleksie zauważył dwa zęby, w tym jeden trzonowy. Anioł podszedł i spojrzał na kleksa - Trzonowy jak zapowiedziałem -rzucił z satysfakcją - ale ten drugi to kieł. Chyba bardziej boli, nie? Dlatego wybrałem go zamiast siekacza. Dłuższy korzeń... - znów spojrzał na jęczącego mężczyznę - nie wypowiadaj Jego imienia nadaremno. A właściwie w ogóle. Nie jesteś godny, gnido. Ale do rzeczy. Tak właśnie postanowiłem cię ukarać. Zostawiam cię samego - Mężczyzna plując krwią i jęcząc przyklęknął skulony, nabrał w garść trochę śniegu i przyłożył sobie do policzka. Odpowiedział niewyraźnie i z widoczna trudnością wypowiadając słowa - Nie czułem do tej pory twojej obecności, to jak odejdziesz niewiele stracę. - Anioł zmrużył oczy - Hmmm... A wiedziałeś, że jestem przy tobie? Mężczyzna zawahał się. - Nie… - No właśnie. A teraz wiesz. Jak odejdę pozostaniesz sam. Absolutnie. Będziesz jak chodzące mięso bez krwi. Teraz mi nie wierzysz, ale uwierz, ja to wiem i to mnie bardzo pociesza, że to będzie szczególnie przykre doświadczenie. Do końca twojej podłej egzystencji... Mężczyzna spojrzał z przestrachem - a co z wybaczeniem? tyle o tym mówicie i piszecie ... Co z tym?! ładnie to tak? Pastwić się nad bliźnim?! - A kto powiedział, że ci nie wybaczę? Mam czas na przemyślenie tego. - Anioł zmarszczył się niebezpiecznie - Ale uważaj, jak wykonasz któryś z twoich planów i skrzywdzisz jeszcze raz tą kobietę, to wrócę już nie jako anioł stróż, a zemsty. I będę okrutny. Zapomnij o prochach, zapomnij o obciążaniu jej winą. Odejdziesz i nie wrócisz... acha, a alimenty będziesz płacił regularnie. I bez ściemy. Ja wiem ile zarabiasz. Jeśli zaś w sądzie udowodnisz, że nie masz nic i nic nie zarabiasz, to przysięgam, że tak będzie, że się spełni co do grosika. Ona da sobie radę, padalcu, ale ty bez kasy, bez niczego zdechniesz jak wiór pod płotem. Zrozumiałeś? Mężczyzna klęcząc jedną ręką opierał się o hałdę śniegu, a drugą trzymał śnieg przy policzku. Pochylony pokiwał nieznacznie głową. Anioł przykucnął przy nim. Chwycił go za podbródek i uniósł jego twarz tak, by móc spojrzeć w oczy. - Słyszę jak myślisz... Nie, to nie sen, i jutro nie obudzisz się i wszystko nie będzie jak dawniej. A żebyś czasem tak nie pomyślał dam ci na pożegnanie prezent. - Dotknął kciukiem czoła mężczyzny nad prawym okiem. Ten wrzasnął i oderwał szarpnięciem głowę. W miejscu dotknięcia pojawiły się trzy linie, zaczerwienione, jak po oparzeniu. Wyglądało to trochę jak odwrócone do góry nogami, koślawe odbicie lustrzane napisu GYL. - To po hebrajsku "padlina". To będzie taki nasz żarcik. I nie radzę żadnych kosmetycznych zabiegów, żadnego usuwania napisu. Może się okazać, że to jakaś szczególnie przykra odmiana raka, złośliwego jak jasna cholera, albo - anioł zaśmiał się ponuro - jak wkurwiony anioł, i po usunięciu mogą być przerzuty. Ale wiem, że nie zapomnisz. Wiem to. No... - Anioł klepnął mężczyznę w plecy - na mnie już czas. - Wstał, wyprostował się i odetchnął głęboko - Uchhhh! Co za ulga! Dzięki Ci, Panie. - Rozstawił szeroko ręce, zwrócił twarz w kierunku bezkresnego nieba i z dźwięcznym śmiechem zakręcił się wokół własnej osi, burząc leniwy lot puchatych płatków śniegu. Potem odszedł lekkim, dziarskim krokiem. Klęczący mężczyzna patrzył za nim, a z każdą chwilą w jego umyśle działo się coś dziwnego. Czuł coś jakby wślizgujący się chłód, jakby z ciepłego domu wkraczał do zimnego, pustego hangaru. Jakiś dziwaczny strach ścisnął klatkę piersiową i dławił oddech. Wraz z oddalającym się aniołem czuł przytłaczającą samotność. Zaczął rozumieć, jak bardzo był przesiąknięty obecnością tamtego. I już wiedział, jak wielką cenę zapłaci za swoją podłość. A anioł, niknąc w mroku, kopnął z marszu, zręcznie i potężnie, leżący na chodniku kawałek plastiku. Po czym mruknął z lekko kwaśnym uśmiechem - Co za ulga... Szkoda, że tak można tylko raz na tysiąc lat... - Spojrzał kątem oka w stronę nieba - Mógłbyś to, Panie, przemyśleć? Hm?... Uśmiechnął się zawadiacko dokładnie w chwili, gdy uspokojoną, mruczącą bożonarodzeniowe melodie noc przerwało tępe uderzenie, a po nim zaskoczony krzyk bólu.
  3. Chrzęszcząc jak miażdżone skorupy, Drepczą od chwili do chwili. Niedawno jeszcze serca im biły, Dziś to już żywe trupy. Wszystkim odpięto uśmiechy, W lodzie czekają na biorcę. Na ich miejscu wyrosły kolce, Do który mocują twarzy reliefy. Tamta kobieta nie potrafi kochać, Koledzy zgwałcili ją grupowo. Teraz brzydzi się sobą. Nikt nie wie czemu cały czas szlocha. Brodacz, który upadł na ulicy, To ojciec wyrzucony z domu. Okazał się niepotrzebny nikomu. Dlatego w nocy krzyczy. Ten, co mu ściąga buty, to żebrak. Łazi po domach i zbiera milczenie. Czasem ktoś rzuci kamieniem, Żeby pamiętał, że win mu nie brak. W cieniu kamienicznej bramy Jakaś para nieporadnie się szamocze, Ona bezwładna, ale on ma ochotę, Stąd na niej te rany. Golem nie powstaje z krzywdy. Rodzą go skradzione serca I próchno na ich miejscach, Co drzewem nie było nigdy. Można się z nimi oswoić, Wykorzystać do darmowej pracy, A po niej choćby i zabić. Przecież to nie boli. To tylko wypalona glina. Nie tak jak my, ludzie prawi. Ich kością się udławisz, Lepsza jest ludzka padlina.
  4. Pozoranci hipokryzji Płyną leniwie kukły marzann przez homoseksualistów topionych dzisiaj nad brzegiem.
  5. zbyt nonkonformistycznie rejestruję aureole kanonizowanych sprawiedliwych w depozycie terminala pomiędzy mam kilka zarysowanych kryształów i krystalicznych nieczystości zawsze rozgrzeszałem błędy ideologów zwłaszcza za nieprawdę prawdziwą najważniejsze jutro się ogolić do dziś odwracam głowę oglądając drastyczne sceny w filmie to pozostało niezmienne
  6. zbyt nonkonformistycznierejestruję aureolekanonizowanych sprawiedliwychw depozycie terminala pomiędzymam kilka zarysowanych kryształówi krystalicznych nieczystościzawsze rozgrzeszałem błędy ideologówzwłaszcza za nieprawdę prawdziwą najważniejsze jutro się ogolićdo dziś odwracam głowęoglądając drastyczne sceny w filmieto pozostało niezmienne
×
×
  • Dodaj nową pozycję...