Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'nostalgia' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o poezja.org
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


  1. leo

    sekunda

    gdzie podziało się serce? teraz jedynie głos w gardle zamiera zza ekranu pozostaje się uśmiechać a w noc bezkresną tańczyć na schodach na tak wielu horyzontach, leżą dawne dzieje wpierw spojrzę potem dotknę, poczuję żyje świat we mnie tak bardzo boje się zapomnieć zapisane karty prawdy objawione dary dla króla w szarości gdzie zniknął dawny żar? wymyśliłem sobie? dziwnie śnić ławka wciąż w parku stoi, na niej już nikogo (nawet i mnie) co począć? bo czy to śmiałość że przez zęby przemawiam? raczej głupota naiwność poprzedniego dnia tak dawno minął moment na sentyment łatwo dać się płaczu? nie znam tych chwil, już odległych a co najśmieszniejsze? minęła tylko sekunda.
  2. dedykuję Natalii Kruk Cóż z tego, że się zmierzcha. Ciepłem kominek przyciąga, nieme futryny szarością zgasiły ogień pożądań. Zegar dźwięki przywołał, melodii z dzieciństwa znanej, w półmroku ugrzęzły słowa, wchłonęły milczące ściany. Płomień rozedrgał przestrzeń w dotyku kochanych dłoni. Zaś usta spijają resztki przeszłości w kolorze soli. A filiżanki stygną - samotne w zapachu kawy. Świadome - że wszystko mija czas grzebie okruchy marzeń. Cóż z tego, że się zmierzcha, gdy wokół tyle się dzieje. Wsiąknie w poduszkę łezka, nadzieje wrócą, gdy dnieje.
  3. Poranek nad Wisłą, poranek jedyny. Zapamiętałam go jako niewyspany, ale szczęśliwy. Nikt z nas nie wiedział, że owego poranku już nigdy nie będzie. Każdy z nas przespał resztę poranka. Tylko pewien wróbel, który wiedział, co się stanie oglądał nasz poranek z hotelowego parapetu.
  4. W świecie bzdur odnalazłam NAS. Splecione dłonie, niekończąca się rzeka szczerych słów wypływających z wnętrza NASZEJ historii. To, co przeżyliśmy żyje w NAS. Ślady podeszew na leśnych ścieżkach, echo „kocham cię” wyszeptanego między brzozami, zapach ciebie na mojej skórze. Po nienapisany list miłości przyjdę do lasu, w którym zaczęliśmy się MY.
  5. Monia

    Ostatni list

    Z cyklu "wyciągnięte z szuflady" cz.IV żółty jesienny liść spada na sam dół złocistoczerwone cmentarzysko płaczące niebo bez uśmiechu w szponach mgły zagubieni żadne wołania nie dochodzą ostatni krótki list daleko porywa wiatr
  6. Gładko przechodzi siatka tapety W liściasty flores na wykładzinie W starej rolecie klekoczą klepki Pochłania światło ciekawski wizjer Barwność riwiery wżera się w kliszę (Tak złudna bywa pamięć siatkówki, Że równie dobrze mógłby nie istnieć Ten senny spektakl, jak noc – zbyt krótki) Bryza dopadła Pierwszą przy brzegu Wzburzyła tiule, w nich bukiet zmarszczek (Przypudrowanych zaledwie z wierzchu) Nadmiar brokatu stworzył meander Zastygł na twarzy i tak już został Więcej już nie chce jej się przydarzyć Cóż jej zostało? Wsiąka w krajobraz Kruchy ornament na pustej plaży
  7. JoannaS

    W przeszłości

    Przepuszczasz teraźniejszość przez filtr przeszłości. Nakładasz dawne wizerunki na nowe twarze. Odwiedzasz wciąż te same, znane ci miejsca, Szukając ludzi, którzy od ciebie odeszli. W przeszłości szukasz ukojenia. W przeszłości stoi twój dom. W przeszłości zasypiasz i budzisz się. W przeszłości widzisz sens. Teraźniejszość nie ucieknie. Teraźniejszość niczym zazdrosna kochanka Szarpie cię co dnia, żądając uwagi. Teraźniejszość jest błaha. Niemożliwe jest biec w przeszłość, By odnaleźć szczęście na teraz. Po co przeszłość zaciąga ci kaptur na głowę i oczy, Nie pozwalając spojrzeć całą szerokością wzroku? Czas teraźniejszy nieprosty Na polu bitewnym z czasem przeszłym prostym, Oczywistym i odgadnionym, Zmaga się z tobą, człowieku, byś poczuł świeżość chwil.
  8. W powietrzu lawirują subtelnie Nici, strzępki włókna utkanego Z delikatności czucia ludzkiego; Powoli, figlarnie, nienatrętnie. Za nimi głosy się niosą dźwięcznie: Echa szum melodii przedawnionych, Zapachy i smaki chwil minionych; Tak słodko, ponętnie, niepokrętnie. Suną spokojnie marzenia moje małe - Kwiat nostalgii, życia mego fatum Spowite ulotnością i żalem. Czucia moje, zaklęte w tym za to, Że nic w nich nie jest do końca trwałe, Lecą w eter - niczym babie lato. 12 VI 2022
  9. koralinek

    nocny tułacz

    wśród gasnących w mroku budynków kolorów życia tańca tuła się on w milczeniu ostatnie ciepło dotyka jego skroni przeszłość paru dni schodzi z jego oczu w odmęty nostalgii z konkretnego widoku marzyć zaczyna... o blaskach nocy żywej o dźwiękach głosach śmiechach w miłości i sympatii poczętych o zapachu którego kwiecistość powietrze mu zastępowała... mrużąc oczy ze snu wstępuje w nowy dzień dla którego tamten wieczór będzie już tylko nocną tułaczką po przygodzie pełnej życia
  10. Patrzę w górę, marząc o tym jak o niezaznanym niebie. Tam, gdzie mogę uciec, by zaznać spokoju umysłu i duszy. Być odciętym od świata, niepodległy: innym, wierze, sobie. Jakie to szczęście, że zawsze jak patrzę w noc, to się serce wzruszy. Bym zrzucił brud mojego ciała, zatańczył na tafli czerni. Zagubił się walcach świetlistej orkiestry, zapomniał o wszystkim. Wsiadłbym na okręt i opłynął z gwiazdami niebo ziemi, zwiedzić horyzonty niepoznane, oddać się arkadiom dalekim. Och, jaki byłbym czysty, gdybym żył ponad całą ludzkością. Moimi jedynymi kompanami oświecenie oraz gwiazdy. Unosiłbym się na pustce, nie przejęty swoją wielkością. Nie ma tam pieniędzy, władzy, nie ma nawet prawdy. Zostałbym sam na sam z refleksją, odbiciem w nicości. Prawdziwym ja, tego, którego nie muszę już ukrywać. Nie ma przed kim, samotność wszystko uprości. Nie ma żadnej szarości, przez którą trzeba innych okłamywać. Pomimo tego, widzę szczęście, tam gdzie mogę nic nie robić. Ostateczność w mojej drodze, tam gdzie bym został. Dla spokoju duszy, mógłbym swoje ciało w eterze utopić. Oddałbym za niebo całe swoje życie, za to co bym tam zastał.
  11. Kiedyś dzisiaj będzie tylko wspomnieniem. Tym do czego chcemy wrócić marzeniem. Absolutna prawda wszechświata boli. To, że nad końcem nikt nie ma kontroli. Jednak to nadaje dzisiejszemu dniu słodkość, którą nie chcę pamiętać jako zwykłą młodość. Malujmy te obrazy takimi, jakimi są: rozkwitem dwóch ludzi, ciepłą wiosną. Te chwile gdy nie było niczego poza nami. Kiedy świat był piękny, gdy byliśmy sami. Gdy muzyka była naszym przewodnikiem. Kiedy jeszcze ciebie poznawałem.
  12. Gracja.13

    Aniele

    Czemuś swych skrzydeł mi nie dał aniele? Bym bliżej mogła być serca jego Bym swego grzebać nie musiała w popiele Choć nie odpowiadasz, wciąż pytam dlaczego Czemuś swych skrzydeł mi nie dał aniele? Bym mogła tulić w nich duszę jego By mej, zbolałej, ulżyło tak wiele Choć nie odpowiadasz, wciąż pytam dlaczego Czemuś swych skrzydeł mi nie dał aniele? Żar na mych barkach to dla mnie podpowiedź Rysujesz je z tyłu na moim ciele Choć nadal milczysz, zostawiasz odpowiedź
  13. Ból, płacz, radość, jestem ludzikiem na planetce.... ziemio kocham Cię ziemio dałaś mnie ale odejdę zostawię Ci dzieci ziemio umieram dziś... Czy umrę kiedyś naprawdę? Życie się zmienia krew leje z trzewi A ja idę dalej ludzie mnie nie słuchają na przestworzach zostawiają a tu tylko podniecenie gdy piszesz wiesz, że czujesz żyjesz, marzysz i idziesz dalej tańczysz, i tak dalej..... zatracasz się leniwy żal dotyka cie nie wiesz czemu czy każdy jest artystą?... tak, już wiesz że tak padnij Chopin, Mozart nie tylko wy jeśli wy to nie my....przeklęci wy
  14. Nie umiem płakać Pogrążona w bólu Ocsmotniona Niestabilna Sama, w pokoju umieram po cichu Z mojego wyboru
  15. Z każdym tchnieniem zatrzymana By nie zaprowadzić nas do Pana Trzymana tak uparcie Ona zamknięta w glinianej lalce Tchwi w niej tak uwiziona Zamknięta osamotniona Szepcze nam ciche kazania Do czasu z światem rozstania
  16. ja_wochen

    Niezdarność

    Nie zdążyłem złapać Twoich słów Zbyt szybko Zbyt dużo Opadły jak liście Teraz pod stopami Szeleszczą Moje myśli samotne Żółkną Niedokończone rozmowy
  17. DrFaust

    ...Tobie

    ƺ Opuszczam cząstką me ciało, Gdy płynę przez żyły, Po to co na skórze grało Gdzie one się wbiły, Tam boli... ƺ Dotykam w najsubtelniejszej mej formie Choć wtedy nie zostaję sam z świecami Dotykam tych skrzydeł, nim mnie kolejne Zbyt bystre spojrzenie duszy omami ƺ I walczę ze sobą czując puch smętny - Pamiątkę pewnego oblicza... Baśń zasianą przez płatek namiętny, Który w darze niosły moje demony ƺ I tak patrząc między chmury, Między deszczu łzy błękitne Widzę według mej natury Swoje samotne odbicie. ƺ Gdybym tylko dla porządku sumienia, Nie romansu czy starej już przygody Wracał zwrócony do przodu istnienia Lecz nie potrafię... ƺ Znów mnie we śnie będzie nękał sentyment I odurzony marą znów zawołam: "Trwaj chwilo! Ach, piękna chwilo trwaj!" By rano zbudzić się z duszą sprzedaną. Nikomu innemu jak...
  18. co ja wtedy robiłem w lipcu 1993 pewnie byłem na wakacjach morze gryzły mnie wszy a może to były kolonie albo wczasy sorry Marcin nie pamiętam reszta do kasy ;) lipiec 1993” w YouTube
  19. pytasz mnie co robisz nic odpowiedziało W tym kraju gdzie tak wielu sprzedano.
  20. Pierwszego dnia zauważyłem kiedy zamrażarka się trzęsła na oścież drzwi jej otworzyłem By mgła rozprzestrzeniała się lodem. Ściany w białe dywany zakamuflowały barany Zimą wdycham czyste powietrze wnętrze ze szronu wychuchuję z zewem nadchodzi pora wiosny Gruda sopli spada na głowę już nie ma pary tylko wody krwiobieg pobudzają do życia Świeżość przypływu bada nozdrza las, ląki, moczarów "Briss" w obieg puszcza falami cienie słońca swit przebija żaluzje latem szelest potem oznajmia burze nadchodzi jesień - zbieram krople
  21. FilipD

    Pajęczyna

    Rozrywasz pajęczyn wstęgi, byle zostawić popiół. Jakąś chorą cząstkę głowy, jakąś chorą zdobycz dnia. Wiersz obfity w zdania, bez wyrazu, snujący się od delikatnego koloru, do delikatnego koloru. Dni są bez, dni gorzkiego chleba, Krwawi drzewo, krwawią kartki, rozkopane doły dawne. Przy listach siedziałem długo, by pamiętać, że pamiętam. Zakuty w kajdanki ścian, odbijam się od nich i wklejam. I tylko dom, dom, dom, okien drży rozmazana kreska, I tylko pajęczyn wstęgi, śnić na jawie kilka lat.
  22. I choćbyś znalazł klucz do świata bram Na końcu zawsze pozostaniesz sam I choćbyś zawrócił rzeki bieg Marzenia stopnieją niczym śnieg Życie zdmuchnie nadziei twej ostatki Będziesz płacić od radości podatki
  23. FilipD

    Zakończenie Roku

    Krwinki płoną by już zniknąć, zagrzebane blizny strute. Włosy wbite w błonę smug bo w powietrzu Was dziś widzę, zwiewni tak leżymy, jak wspomnienie. Spełniać się w nostalgii życia. Pić łapczywie szare zdjęcia, tak kiedyś kochałem, taki kiedyś byłem szczupły. K-pax, uczucie z tragedii stworzone. Wielkie domy, wydarzenia, sole, kap, kap, na kartki. Nie pójdziemy już na kłody, na plaży już bez tych książek, bez historii o kochaniu. Spełniam się w wiecznym pragnieniu, to jest przeszłość, rzeczy bieg, strumieniami piętrzy rzeki, w żyłach spienia starość chwil. Pokaż mi te blade zdjęcia, chude twarze w dłoń wlepione. na plaży znalazłem piasek, nie znalazłem naszych kapsli. Wody daj łapczywie wołam, jeszcze chcę pójść z Wami. Tak budują dziś imperia, każdy w innej części świata. Wyjazdy do naszych państw. obraz marzeń w tych pastelach. Obraz szkicu niewinnego. Delikatnie było, teraz siłą trzeba brać. Garściami nas nie nasycą. Ciągle iść, znaczy już biec. Poza światy oniryczne poza sen i fotel miękki. Oniryczny taniec świtem, tak mocno ja nie potrafię, pogodzić się, że ten budzik, będzie wciąż mi przypominał, o tym, że boję się straty.
  24. dmnkgl

    Powidok

    Już trzeba odejść, już się słońce chyli, Jeden raz zmierzyć przestrzeń bystrym wzrokiem. Niech się wypali w nim obraz tej chwili Srebrną poświatą, czystym powidokiem. Powiek skarbnica niech długo przechowa Wspomnienia barwę, płochość i wdzięk sarni. Niech zwiąże z sobą szarfa światła płowa Błysk fal jeziora, czerń oczu latarni. A choć żal ściska gardło zachrypnięte Od śpiewów dzikich do białego rana Pamiętać będziesz cytrynę i miętę. Powidok świtu. Przetarte kolana.
  25. Cierpienia Starego Wertera Opowiadanie (dla młodzieży od lat 18) Motto: Nadzieja nie umiera nigdy Niniejsze opowiadanie dedykuję wszystkim którzy stracili swoich bliskich w podobnych okolicznościach Józef Wierzbicki - 1 - Rozdział I - Dom- Czwartek- dzień pierwszy - Sławek Ja umieram - usłyszałem w słuchawce jej głos. Zadzwoniła jak zwykle rano i z niecierpliwością znowu pytała kiedy zrobią mi operację . - Już po operacji odpowiedziałem - ale chyba nie do końca się udała, mogą mnie jeszcze zatrzymać . - Ja umieram, ale Ty ...Ty będziesz żył długo , pochodzisz z długowiecznej rodziny - Znowu usłyszałem przyśpieszony oddech a potem potok słów który przechodził jak echo gdzieś obok mnie i i rozpływał się w oddali. Mówiła coraz szybciej. - Ja nie chcę bez Pikusia - Usłyszałem w końcu sam siebie. - Jak Mnie jutro nie wypiszą to wyjdę bez wypisu -dodałem. Przez jakiś czas leżałem na szpitalnej sali wśród ludzi z którymi nie utrzymywałem żadnego kontaktu i próbowałem zebrać myśli. Wiedziałem że muszę zaraz zadzwonić bo inaczej zadzwoni znowu, jeszcze bardziej roztrzęsiona. Wróciłem na korytarz. Upłynął dłuższy czas zanim odebrała telefon . Była już spokojniejsza – w odróżnieniu ode Mnie . - W domu będę jutro - najpóźniej w południe – wszystko będzie dobrze - mówiłem spokojnie jak przystało na głowę rodziny. - Jak będę wyjeżdżał to zadzwonię - wszystko będzie dobrze -powtórzyłem. Schludne utrzymany szpital urologiczny w Katowicach przyjął mnie kilka dni temu przed terminem . Mile zaskoczył hasłami o prawach pacjenta a nawet instrukcją gdzie mogę składać skargi na personel. O terminie zaś operacji powiadomiono mnie dwa dni wcześniej. Tak pozytywnie nastawiony doszedłem do wniosku że o operacji powiadomię swoją lepszą połowę dopiero po jej wykonaniu . Taka niespodzianka. Kiedy późnym wieczorem pielęgniarka zgasiła światło wróciłem myślami do rannej rozmowy żoną . Wszystko co mówiła wydało mi się jakąś wielką niedorzecznością spowodowaną zagrożeniem które niósł mój pobyt w szpitalu oraz jej impulsywny charakter. Mimo tak logicznego wytłumaczenia dalej miałem chaos w głowie. Wreszcie dotarło do mnie że mówiła o raku. „Mam raka” słyszałem teraz wyraźnie jej podniecony głos .Ale to również jakiś absurd .Przecież miesiąc temu temu lekarze rozpoznali u niej osteoporozę i na to się leczyła . Zanim poszedłem do szpitala kupiliśmy refundowany gorset a później ”balkonik” do chodzenia . Chociaż szok po rozmowie powoli mijał ja dalej nic nie rozumiałem. Nad ranem litościwy sen odstawił na bok cały wczorajszy dzień. Piątek - dzień drugi Panie Sławomirze,pobudka!Ktoś potrząsnął moim ramieniem. Ranny obchód . - 2 - Pielęgniarka zaczęła poprawiać pościel przy moim łóżku. W świetle porannego słońca spostrzegłem między łóżkami ordynatora,lekarzy prowadzących oraz towarzyszących im asystentów. Kiedy doszli do mnie- lekarz prowadzący coś mówił do ordynatora przeglądając moją kartę odpię- tą od oparcia łóżka. Dziś badanie kontrolne a jutro wypis - zawyrokował ordynator. Przeszedł do łóżka obok. Mimo woli usłyszałem jego rozmowę z sąsiadem która na moment odwróciła moją uwagę od własnych spraw. U Pana zdiagnozowaliśmy guza na nerce. Dopiero w czasie operacji podejmiemy decyzję czy nerkę będzie można zostawić czy trzeba będzie usunąć. Zaskoczyła mnie reakcja sąsiada - rosłego chłopa - który nagle się rozpłakał. Szybko wróciłem do własnych problemów .Wyszedłem na korytarz żeby zadzwonić do domu. Powoli wykręciłem numer. Odebrała od razu. Widać czekała na ten telefon. I co ? Przyjedziesz dzisiaj? Nie, przyjadę dopiero w sobotę - odparłem Była tak zawiedziona że moich wyjaśnień w ogóle nie przyjmowała do wiadomości. Przekonał ją dopiero argument że, odejście ze szpitala bez wypisu narazi Nas na zwrot kosztów mojego leczenia. Długo potem rozmawialiśmy jeszcze o dorosłych już synach unikając wczorajszego tematu. Po południu miałem badanie kontrolne które potwierdziło że, operacja się udała. Masz Pan teraz prostatę jak niemowlę - żadnych zastoin – stwierdził urolog. Zamiast ukojenia wiadomość ta przeniosła jedynie moją uwagę ponownie na wczorajszą rozmowę z żoną . Cofając się w czasie zacząłem szukać dowodów na potwierdzenie lub zaprzeczenie sensu tego co mówiła - ale to co w końcu znalazłem nie było pocieszające. Przypomniałem sobie dokładnie przebieg kłótni jaka wybuchła między nami rok a może półtora roku temu. Poszło o moją prostatę a właściwie o uciążliwość noszenia cewnika na co się poskarżyłem. Ponieważ w domu wszyscy mieli prawo chorować oprócz Mnie rozmowa szybko przerodziła się w kłótnie . Nagle usłyszałem jej wrzask „A ty wiesz na co ja jestem chora”. „Powiedzieć ci” . Ton w którym to wypowiedziała był tak dramatyczny że przez dłuższy czas milczałem nie mogąc zebrać myśli .Nie wytrzymałem dopiero kiedy zaczęła tłuc talerze. Zbierając z podłogi skorupy wraz z tym co pozostało z obiadu zacząłem wyzywać ją od „zbuka” i „bździbąka” - to ostatnie określenie sam wymyśliłem bo trafnie oddawało jej charakter. Nie pozostawała mi dłużna . Rozmyślając nad tą małżeńską sielanką zmęczony całym dniem w końcu usnąłem. Sobota - dzień trzeci Nie ruszając się z łóżka dzień rozpocząłem od wspomnień. Od epizodów których przedtem nie rozumiałem a które teraz nabierały znaczenia . Cofnąłem się w czasie prawie o rok . Pamiętam jak przez uchylone drzwi tarasu do dużego pokoju wchodziło mroźne powietrze zimowego poranka. . Żona często je uchylała ja zaś zamykałem skarżąc się na zimno. W miarę nowoczesny system okienny zapewniał mikro - wentylację jednak jak twierdziła pokój był mimo tego niedotleniony. Aby uniknąć kłótni dla „świętego spokoju” zamykałem więc uchylone okna lub drzwi kiedy już spała. Uchyl okno - usłyszałem którejś nocy. I tak coraz częściej aż w końcu nie było dnia ani nocy kiedy nie otwierał bym lub nie zamykał okna . Podział ról przy tym bezsensownym „dotlenianiu” uznałem jednak za sprawiedliwy gdyż mając założony cewnik spałem po „zewnętrznej”części wersalki. Wiosną problem sam się rozwiązał . - 3 - Zauważyłem też że żona wstaje z coraz większym trudem a kiedy zawitało lato to już nie było wstawanie ale „zwlekanie” . Nie oszczędzała się jednak i jeszcze dwa miesiące temu myła i plewiła chwasty wokół rodzinnego grobowca. Ten coroczny i rodzinny rytuał wiązał się z wyjazdem do sąsiedniego miasta . Mając prawo jazdy nigdy jednak nie prowadziła samochodu . To rezultat mojej niefortunnej kiedyś uwagi aby nie goniła samochodem rowerzysty (na szczęście rowerzyście udało się uciec). Swoje prawo jazdy żeby mnie ukarać dokładnie potargała . Akurat ten okruch wspólnego życia przywołałem z pamięci celowo gdyż mnie uspokajał i utwierdzał w przekonaniu że żona szybciej mówi niż myśli. Na początku czerwca kiedy Mój pogląd że , przyczyną jej kłopotów może być niewielka nadwaga okazał się nietrafny zdecydowaliśmy się pójść do Poradni. Wiesz - w naszym wieku wszyscy mają już reumatyzm a kobiety - „wdowi kark” - pocieszałem ją w drodze do lekarza . Po rutynowym badaniu dostała skierowanie do reumatologa który po tygodniu postawił diagnozę ; osteoporoza. Na początku założony zgodnie z zaleceniami lekarza gorset przez kilka dni przyniósł jej ulgę która jak się później okazało była jedynie efektem placebo. Kiedy środki przeciwbólowe oraz przepisane leki nie przynosiły żadnej poprawy reumatolog zlecił prześwietlenie . Wynik zaskoczył w większym stopniu Nas niż lekarzy. Żona miała pęknięte dwa żebra i uszkodzone kręgi lędźwiowe. O gorsecie oczywiście nie było już mowy natomiast najwidoczniej uznano że spustoszenia w układzie kostnym to efekt postępującego odwapnienia bo nadal kontynuowano dotychczasowe leczenie (ambulatoryjne) na ….osteoporozę . Zwiększono jej jedynie ilość środków przeciwbólowych. Kiedy gorset zastąpił „balkonik do chodzenia” - zrozumiałem że witaminy i leki przeciwbólowe jej nie wyleczą. Myśl że, jedynie tomograf jest w stanie określić stan zdrowia żony szybko przerodziła się w obsesję która towarzyszyła mi już przez cały okres oczekiwania na to badanie. Upalny czerwiec i część lipca spędziłem więc głównie na mozolnych próbach „przyśpieszenia” badań których termin wyznaczono dopiero za cztery miesiące. W promieniu kilkudziesięciu kilometrów od miejsca zamieszkania odwiedziłem wszystkie placówki zdrowia dysponujące tomografem gdzie, prosiłem a właściwie żebrałem o możliwość dokonania wcześniejszych badań. Daremnie. Te największe (uniwersyteckie) akurat były w remoncie pozostałe natomiast podawały termin badań za pół roku a nawet dłużej. Kiedy któregoś upalnego dnia zmęczony wróciłem z kolejnych bezowocnych poszukiwań zadzwonił telefon ze szpitala urologicznego że mam się stawić na operację .I to jeszcze dzisiaj. W pośpiechu zacząłem się golić - zaś uczepiona do balkonika żona pakowała konieczne do pobytu w szpitalu rzeczy. Widząc Mnie już ubranego w końcu nie wytrzymała i wybuchnęła płaczem. Tak się rozstaliśmy. Z tych niewesołych wspomnień wyrwał mnie głos pielęgniarki. Panie Sławomirze - proszę odebrać wypis. Będąc już w autobusie zacząłem układać plan działania na najbliższe dni i tygodnie . Z autobusu też zadzwoniłem do domu . Kiedy wysiadłem przed Szpitalem Wojewódzkim – rozpoczął się mój wyścig z czasem. Pierwsze kroki skierowałem do „Punktu świątecznej pomocy” - placówki położonej w wewnętrznej części szpitalnego dziedzińca.. Przez wiele lat z tego właśnie miejsca odbierałem żonę z nocnych dyżurów. Okazało się że placówka udziela pomocy tylko w przypadkach osobistych zgłoszeń i doraźnych niedyspozycji. Pracownik placówki zaczął je dokładnie wyliczać: bóle głowy ,żołądka, obstrukcja… ……...nie czekałem aż wymieni „złamanie paznokcia” tym bardziej że wściekle rozdzwonił się telefon. Dzwoniła żona. - 4 - Jeszcze jadę , są korki, - kłamałem Żeby dostać się do patomorfologii(tam pobierają wycinki tkanek rakowych) musiałem obejść cały budynek . Na drzwiach przeczytałem że histopatolog przyjmuje do czternastej trzydzieści , - na komórce było już po piętnastej. Jedyną więc możliwością przyjęcia żony na oddział było pogotowie ratunkowe. Z tym przeświadczeniem stanąłem w progu domu który o
×
×
  • Dodaj nową pozycję...