Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'czas' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o portalu
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


  1. Zegar przestaje pokazywać godziny, Człowiek ginie, Umiera w cierpieniach, Miłość umyka, Euforia znika, Muzyka przestaje grać, Nadzieja upada, Zegar już tyka, Człowiek się rodzi, Przeżywa piękne chwile, Miłość rozkwita, Euforia pojawia się, Piosenka gra nowa, Nadzieja powstała.
  2. Pod zamkniętą powieką swobody, wolności kreuje się świat. W przestrzeniach, choć może bez liku, granice z żelaznych ma krat. Dryfuje na fali wzburzonej, morzem na bezludny brzeg. W ciszy na wyspie umownie, nazwanej na swoją część. Od nowa maluje marzenia, w palecie kolorów ze snów. Układa opowieść znajomą, pilnując w sekrecie jak stróż. W myślach wiruje się kłębi, rozchodzi się w ciele jak prąd. Odcina od ciała myślenie, Rzucając swe cienie na krąg. I w kręgu zaplata ramiona, wbijając się w ciało jak duch. Przeszywa najmniejszy zakątek, lekkim dotykiem jak puch. Wygina wskazówki zegarów, cofając w przestrzeni swój świat. Atomy spowalnia tak w pędzie, by wstrzymać na zawsze ten czas. Buduje w materii zwyczajnej, energią tysiąca słońc, Ładunek subtelnie dodani, uczucia silnego jak grom. Ulotnie za chwilę przemija, od nowa malując sen. Koniec początek rozwija i kroczy sekretnie jak cień. Zegary mozolnie ruszają, odmierza się w klepsydrze piach. Pamiątką zostają te chwile, kołysząc się myślach i snach. Zamknięte powieki dźwigają, wyrwane w głębokim śnie. Na jawie powoli ruszają, samotnie w kolejny dzień.
  3. Terraska

    Czasem

    Czasem myslę, że to szczęście, Które widzę na Twej twarzy, Że to ciepło, ogień duszy Już dwa razy się nie zdarzy Czasem milczę, choć chcę krzyczeć, Jesteś ze mną, jesteś blisko Choć pozornie się uśmiecham Płacze we mnie czasem wszystko. Czas ucieka, przemijamy, Każda chwila biegnie sobie Szczęście miłe, lecz ulotne - Drugi raz nic już nie zrobię Stop zegarom, zgasić swiatla W równoległej tej przestrzeni Niech mój ogród, wbrew naturze Nawet w zimie się zieleni Niech się drzewa uginają Pod ciężarem wielkim liści Chociaż tam, w moim ogrodzie Sen cudowny mi się ziści Sen o rzece, co dwa razy Wejść do wody mi pozwala O tych wspólnych, pięknych chwilach Które zatrzymamy zaraz “Trwaj ta chwilo”, powiesz tylko Ja uśmiechnę się ospale I, wbrew prawom przemijania, Pójdę z Tobą wstecz, nie dalej
  4. Rozmijanie W twarze obcych mi ludzi - - patrzę zastanowieniem … … pytając siebie… -/ … kim …- ja …– …jestem… - ? / - … … raz znów - - celów drogę swych … …gubię … / … starając … - się… - nie … - wypaść …/ … -… z rytmu … - … Wiedząc, że - - łatwiej nie będzie … … … być… - zapewne… graf. aut. A.Krach
  5. "Martwe dłonie" Mar twe dłonie pełne Zjawiskowe zjawy się jawią z między jawy i snu, wiosennym dżdżykiem Wio, senny rycerzu, mrukiem i nawykiem; dłońmi badaj ściany Po ciemku Senne miraże murali przeszłości z cienia wyciągaj Ciągaj palcem trupim, głupim po gładkiej gładzi mroku, gładź nie ufając oku Mrucząc biernie, miernie w toku, u życia, za życia i z życia się z barakiem braku bycia Więc idziesz, widząc, co pragniesz widzieć Czyli nic I dżdży na martwe dłonie, mrzy rycerz siąść w koronie, zawczasu czasu pragnie Zaś czas mu się nie nagnie
  6. "nasenne" Wypowiedz życzenie i módl się o spełnienie; o zasunięcie powiek. Pilnuj ich, odźwierny jak gdyby od mych marzeń sennych minęły już tygodnie. Daj im się zadomowić w głowie i wyłącz, proszę światło, niech będzie im wygodnie. Chodź, zastrzelmy słońce, zwiążmy dzień za końce, byśmy mogli wrócić każdy do własnego łóżka. Zalęgnąć w sennej sieni bez nachalnych promieni, w pierzastych poduszkach bo bez światła dzień jest nocą, i możemy dać odpocząć naszym ciężkim, ciężkim głowom, i szczypawkowym oczom. Tabletki nasenne, spadając falami, zjadają mnie, zjadają mnie żywcem. Ćwierćnocne filmy latają za oczami; zjadają mnie, zjadają mnie żywcem. Jeśli czas istnieje, to chciałbym, aby przeszedł na moją, ciemną stronę Bo jeśli czas trwa wieki, to niech mi da powieki ukoić, snem zmorzone. Tak chciałbym, by godziny, coś dla mnie znów znaczyły, bym znowu czuł się dobrze. Jeśli zrządzeniem losu, w jakikolwiek sposób, napotkasz mnie obejmującego samego Morfeusza, wiedz, że żyję we śnie w tym właśnie momencie. Więc proszę bardzo grzecznie, nie sprowadzaj na mnie jawy, nie zawadzaj dla zabawy, błagam, mnie nie ruszaj. Tabletki nasenne, spadając falami, zjadają mnie, zjadają mnie żywcem. Ćwierćnocne filmy latają za oczami; zjadają mnie, zjadają mnie żywcem.
  7. bądź proszę moją klepsydrą z drobnymi ziarenkami wspomnień bym mogła mierzyć czas ilość oddechów twoim miarowym biciem serca wolnym by na nic nie zabrakło czasu
  8. Czy jest dźwięk upiorniejszy od bicia zegara I od jęku wskazówek o czwartej nad ranem? W porze gdy rzeczywistość, cała jeszcze szara, Zdaje się zapomnianym przez ludzkość kurhanem? Czy równe tętno w skroni nie budzi do życia? Nie ponagla do biegu, nie pcha do galopu? Czy o czwartej nad ranem jest co do ukrycia Śród miłości konwalii i grzechu świerzopu? Żadnych pragnień przed Tobą nie dam rady schować, Więc zechciej w Swej dobroci zatrzymać zegary. Od zmarnowania życia mnie zechciej uchować I tchnij w źrenice moje jasność silnej wiary. O Najwyższy Straszliwy! Nie daj swemu słudze Pogrążyć się w krainie snu -śmierci- czekania. Daj aby się nie zgubił w chwilowej szarudze I czuwając doczekał świtu Zmartwychwstania.
  9. O Rzeczy Pewnej Zabiorę wszystkich was w pewne i ciche miejsce I skończy się wasz trud I skończy się on wreszcie Zgromadzony złoty proch Rozwieje wieczny wiatr Pozostanie tylko myśl Tą myślą będę ja Dostrzegasz nagie ciało Czy widzisz coś jeszcze? Przegapiony duszy blask Niweczy ludzkie szczęście Śledząc cudze mapy Gubisz własną drogę Pędząc ku gorącym gwiazdom W obcym świetle spłoniesz Zabiorę wszystkich was W pewne i ciche miejsce I skończy się wasz trud I skończy się on wreszcie Zgromadzony złoty proch Rozwieje wieczny wiatr Pozostanie tylko myśl Tą myślą będę ja Niczego ci nie życzę Obraz twój własną ręką kreślony Nie masz więcej tajemnicy Kurtyna opada odsłania granicę Czemu się dziwisz? Nie tego szukałeś? Tak! to ty! A ja jestem tobą i tym co zastałeś Zabiorę wszystkich was W pewne i ciche miejsce I skończy się wasz trud I skończy się on wreszcie Zgromadzony złoty proch Rozwieje wieczny wiatr Pozostanie tylko myśl Tą myślą będę ja Obraz: "Eternal Wind" Rita K. https://www.youtube.com/channel/UCVWCJlRqkwMzHkBT6LqNzpA
  10. gdzieś na dnie głębokiej pamięci snują się gradientowe sznury nadgodzin w przepływie laminarnym spieniony czas przechodzi przez przerwy w pracy by ostatecznie zastygnąć w nietrwały biobójczy plastik
  11. Chciałbym raz jeszcze, a może wiele razy Móc powracać do wydarzeń… do ludzi i ich twarzy, Do chwil, które szybko przeminęły, niczym błyskawica Do widoków, do szlaków, do wypraw, do życia, Jakie było moim osobistym udziałem W którym się ja bawiłem…, ale i cierpiałem. Chciałbym… Lecz wiem, że to niemożliwe Z przyczyny, która trwoży umysły wrażliwe, Albowiem to, co było, już nie istnieje, Co więcej: nie istnieje też to, co się dzieje! Wczuj się, bowiem, wędrowcze, w chwilę ulotną Tę, której właśnie doświadczasz, chwilę bez-powrotną, Czy ona, w jakimkolwiek sensie, naprawdę istnieje? I czy zawiera w sobie coś, co się teraz dzieje? Czy jest realna w jakiejś zewnętrznej rzeczywistości? Czy też wyłącznie w twojej głowie – i tylko tam – gości? Bo jeśli mózg twój kreuje te ulotne obrazy, Oraz doznania twoje wszelkie, myśli i fantasy, To znaczy, że wszystko jest tylko ulotnym wspomnieniem I nie ma na cokolwiek realnego, żadnego, przełożenia. Jak zatem można by wracać do czystej fantazji? Do czegoś, co istniało wyłącznie w wyobraźni? Gdzie to mogłoby zostać zapisane? Gdzie ta informacja? Czy istnieje w liczbach? Kropkach? Albo w spacjach? No dobrze, powiesz. Jest w czasoprzestrzeni, Zawarta na wieczność. I nic tego nie zmieni, Bo chociaż Czas mija, to wespół z Przestrzenią, Tworzy realność. Ze światła i z cieni, Z położeń i pędów. Energii i ruchów, Ze zmian i odczuć. A nawet i duchów, Które dla licznych są też samo realne, Jak barwy i nuty – są: doświadczalne. Mógłbym się zgodzić z takim tokiem myślenia, Ale czy to faktycznie cokolwiek zmienia? Przecież to tylko są… moje dywagacje? Tymczasem minęły kolejne… wakacje! I z każdą sekundą się oddalają, Z prędkością światła - gdzieś przepadają, Bowiem z wyliczeń Fizyków wynika, Że wszystko - z prędkością światła pomyka! Wyobraź sobie, wędrowcze galaktyczny, Środek Kosmosu. Realny. Fizyczny, Ten środek, w którym znajduje się Ziemia, Z którego we Wszechświat nasze spojrzenia Kierują się ku krańcom poznania – Stąd widać, że Kosmos, to wielka Bania. Ogromna! I szybko, uparcie puchnąca, Gdzieś w niebyt się stale rozszerzająca, A my, wewnątrz niej się strasznie kotłujemy, I sprawę z tego sobie, niestety, zdajemy! Chociaż nie wszyscy. O tym chyba dobrze wiecie, Bo nie jesteśmy jednakowi. Na tym dziwnym świecie. I tak, mam własną bańkę. Czaso-przestrzeni. Co ze mną wszędzie podąża. I w tym się nie leni! I ma ona swój środek. Ten jest w mojej głowie. I nie ja tylko. Lecz także każdy inny człowiek Mieszka w swojej bańce. W swej Czaso-Przestrzeni. I choćby nie wiem co, tego faktu nie zmieni. I żebym mógł znaleźć się znowu w przeszłości Cały mój Wszechświat musiałby też w niej zagościć, Ze wszystkimi moimi wspomnieniami i myślami, A także, co mi się nie uśmiecha, z wszystkimi idiotami! Zatem dosyć już tych intelektualnych swawoli, Bo są rzeczy, na które Natura, po prostu, nie pozwoli!
  12. List IV Powiada Pan dzisiaj, że sprawa jest prosta; Że jest we mnie upór. Większy niż osła, Bo starczy bym zmienił swe gusta - i nowa Pojawi się we mnie istota. Już zdrowa, Co bez wysiłku wszystko pojmuje I niczym już więcej się nie przejmuje. I wtedy - Pan twierdzi - ta owa Ona Istota - stanie się: Oświecona! A ja się w nocy biję z myślami, I w dzień, i w południe, i porankami, Gdy tylko zwlokę z wyrka swe ciało I ćwiczę, by ruchem się trochę rozgrzało. Nie mogę pojąć… Wręcz nic nie pojmuję! Dlaczego jestem? I pragnę? I czuję? Dlaczego trapią mnie wątpliwości? A Pan odpowiada, że to są ości, Nie zrozumienia. Nie oświecenia. Żem sobie umysłu jak trzeba nie zmieniał! Żem się w tym względzie za bardzo lenił I stąd te upiory w mózgu mego sieni. Tak twierdzi buddyzm. Taoizm tak knuje. Ale ja nadal nic nie pojmuję. A Pan wciąż twierdzi - i twierdzi uparcie, Że ja, gdybym tylko miał w sobie zaparcie Do zdobywania wiedzy, mądrości, To bym bez trudu zagościł wśród gości Którzy mędrcami się mienią wielkimi, I którzy zowią się - Oświeconymi! I twierdzi Pan dalej, że łatwo przychodzi Człekowi z niewoli się oswobodzić, Z niewoli myśli, odczuć i chuci Jeżeli tylko człek siebie porzuci; Jeżeli tylko zmieni myślenie, I jeśli zrozumie, czym jest - Zrozumienie. A może choć trochę pana zaskoczy, Fakt, że gdym raz pierwszy przejrzał na oczy, Kiedy pojąłem, że patrzę i widzę, Że czuję, że kocham i nienawidzę, To takie przyszło z tym zrozumienie, Iż z tego wynika - moje istnienie! Lecz wiem już, że Pan temu zaprzeczy Bo według Pana nie ma tych rzeczy, Gdyż rzecz sama w sobie po prostu znika Jeśli się tylko przyjrzeć jej z bliska; I nic nie istnieje. Niczego nie ma. A wszystko inne to zwykła ściema. Więc ja nie istnieję?! To kogo Pan pyta?? I gdzie odpowiedź jest na to ukryta? „Kim jesteś?”, pytał Pan nie-istniejącego? Doprawdy, trudno zrozumieć coś z tego…. A czas? Istnieje? Czy nie istnieje? Wszak wszystko przecież w czasie się dzieje; Lecz… Wszystko znika, nim się objawi! Ja ufam, że wiedza może wybawić Z rozterek, tyczących istoty rzeczy, Bo zrozumienie - jak lek - też leczy. Z tej wiedzy wynika, że to, co widzimy, To wszystko, za czym uparcie gonimy, Owszem, istnieje, ale w przeszłości, A przyszłość w przeszłości nigdy nie gości, Ni w teraźniejszości, która, jak wiemy, Jest niczym innym jak połączeniem Między, co było i co zaraz będzie. I tak, w tym powszechnym, ludzkim obłędzie, Niewielu to pojmie, choć bardzo się stara; Bo większość poleci… Lotem Ikara.
  13. "Azaliowy horyzont, paliowe słońce, Przyodziane pięknym, bursztynowym kocem, Obraz ten wyplata wzór dopełniony, Cudnym szmaragdowym kojcem. W którym leżą jaja, piękne, obłe, złote, Jakby zabrane spod czułej matczynej opieki. Gdzieniegdzie skrzydło motyla łopocze, A ja poeta ze skrytością komentuję jego wdzięki. Każde z tychże jaj choć tak podobne, Kompletnie inne, jedne szare, skromne, Drugie w ogrom barw malowane. Fale się odbijają, gdzieś na widnokręgu, Gdzieś w oddali widać, jak kapitan okrętu, Heroicznym aktem próbuje go ratować, Choć, na pokładzie bez śladu zamętu, Mętna woda pochłonie go rychło, Czas kapitulować."
  14. Czas to iluzja trwania i czekania Która delikatnym aksamitem sensu Przykrywa wszystko wokół i usypia Nasze gołe i chude zmysły ludzkie Gdyby była tylko taka moc poza czasem Która zabrałaby nas z powrotem tam I powiesiła momenty jak miliony małych ramek Żebyśmy mogli zobaczyć je znowu jeszcze raz Oh, jakby to było! To trwało, trwa i trwać na zawsze będzie Ciągle, ciągle i bez przerwy! Trawa mokra i zieleń drzew boska Listki w swym powolnym locie pięknie wirujące Przypominają niestety, że kiedyś smutno spadną Przykryją nasze gole i chude zmysły ludzkie Gdyby była tylko taka moc poza czasem Która opowiedziała stare historie nam I pokazała ludzi jak za szafą zdjęcia zaginione Żebyśmy mogli usłyszeć ich znowu jeszcze raz Oh, jakby to było! To trwało, trwa i trwać na zawsze będzie Ciągle, ciągle i bez przerwy! Zatłoczone targi i pełne kolejki Z koszyczków złotych pomarańcze wypadające Upominają się o słodkości i gorycze tych dni Nie możemy poczuć już ich smaku Gdyby była tylko taka moc poza czasem Która przypominałaby nam kolory smaczne I ze skórki twardej obrała jeszcze raz usta nasze Żebyśmy mogli posmakować nas samych znowu jeszcze raz Oh, jakby to było!
  15. Pozdrawiam wszystkich cieplutko :) Tu sam tekst na wypadek gdyby nie było niczego widać na zdjęciu :) "Czemu mam pisać o jakiś stworzonych frazesach? Choć boska postawa przepiękna od dziecka we snach mnie kołysze, A wszelkie stworzenie choćby idealne podlega pysze, nie o nim napiszę w tych wersach! Bo na nic mi realizm, gdy na bakier z przedmiotem, a słowem opisać sto więcej rzeczy mogę, Choć z abstrakcją żem walczył zaciekle, to słodka ta myśl o tej chmury kęsach, Chmury burzowej, co idee zbiera tak różne i tak różne wole, Tak różne przeżycia i różne emocje, tak różne melodie wygrywa flażolet, wolne od siebie jak zole, Czy cel uświęca środki i by ukazać te dźwięki, odrzucimy mowę wieszczą, rzuconą nam we snach? Czy może odrzucimy słowo i jego wdzięki? Czy będzie to wtenczas nadal poezja? Gdy barwne opisy zastąpi, chaotyczna tęcza, gdy człowiek nie będzie się przejmował, Układem rymów w wersach, z czym zostaniemy? Czym się staniemy? Czy ta herezja, Taka dziwaczna, opłaci nam zrzucając nowego barda? Czy będzie jak kokarda, Na torcie, czy gwóźdź do trumny, towarzyszyć ostatniemu z poetów, gdy czas będzie nas chował? Pod milami kwarcu, kwadrylionami ziarenek, kalejdoskopami wrażeń, fraktalami zwierzeń, Czy też pozwoli jej to trwać w swej potędze wiecznie* jakby kwazarami wypełnionej? *Czy wieczność to kolejna znowu abstrakcja, innym sposobem niemożni osiągnąć jej, Niespełnionej?"
  16. "Śniegi dżdżyste jak, Haiku jest szklane acz, nieprzezroczyste." Ogółem to, nie przepadam za Haiku. Pozdrawiam cieplutko, w ten Jesienny wieczór, niedługo nadejdą śniegi :(
  17. adamm1

    nadzieja na słońce

    mòwisz, że ciężuko iść kiedy wiatr wiatr w oczy wieje co raz trudniej nam dziś prosić świat o nadzieję znòw na dworze deszcz mży za oknami szaròwka nie chcą przyjść lepsze sny i twa mina tak smutna wszak nie musi tak być wszystko może się zmienić lepsze dni muszą przyjść, jak zazwyczaj na ziemi wkròtce minie zły czas spośròd łąk wyjdzie słońce noc rozświetli rój gwiazd a dzień kwiaty pachnące wiatr rozpędzi złe mgły z nieba odpłyną chmury choć wciąż trwa okres zły w których dzielą nas mury lepszy czas musi przyjść bramą główną lub furtką chociaż jeszcze nie dziś i też pewnie nie jutro
  18. Deszczową chmurę nawiedziły czasu peryferia. Stwardniałą skórę nasączyła zbiorowa histeria. O bluszczowy wikt z zegarka pożarły się mary. Nie zamknął ich nikt wieczności odprawiający czary. A wściekłe duchy rozlazły się po świecie człowieka. Gryzły jak muchy, wiedziały, że czas już ich nie czeka.
  19. Obserwacje Wszyscy chodzący po parku, których zmęczył trochę spacer, siadali na starannie wykonanej, swego czasu, przez dobrze wyszkolonych cieśli, ławeczce. Była bardzo przydatna. Matki z dziećmi, zakochani, staruszkowie, kobiety niosące ciężkie torby z zakupami, mające przewieszone przez ramię rolki papieru toaletowego - nanizane na szare sznurki, korzystali z wypoczynku, na jaki pozwoliła cudowna ławeczka. Bo to ona godziła się, niejako, na udzielenie wsparcia, strudzonym lub, po prostu, lubiącym „ z jej perspektywy „ podziwiać naturę, niezależnie od pory roku. Postawiono ją wśród drzew, wzdłuż alejki, nieopodal której płynął strumyk i był mały staw. Słuchała latem śpiewu ptaków, obserwowała wiewiórki i zachwycały ją szczególnie wiosną, kaczki pływające, wraz z młodymi, po czystej wodzie. Jeden z samców powiedział nawet: - Kaczor tu, kaczor tam, kaczor rządzi zawsze sam. - To ptaszysko chce władzy. - Pomyślała ławeczka. - Martwię się, bo nasz wybitny poeta bardzo rzadko się mylił. - Ale kaczor, przecież nie może rządzić!? No niby może, ale tylko swoim stadkiem, tak sądzę. Ławeczka, nocą, tęskniła za ludźmi, którzy w dzień, umilali jej czas rozmowami, choć czasami, płakali, kłócili się, ale były i cudowne momenty- kiedyś „ przeżyła „ oświadczyny młodego chłopaka pragnącego ożenić się z uwielbianą przez siebie dziewczyną. Czy wzięli ślub? Tego, niestety, nie wiedziała, to przecież tylko nieruchomy, ale czujący przedmiot. Wszyscy jakby wyczuwali jej niespotykany czar i szanowali za to, co dla nich robiła. Ławeczka trwała latami, pewnej zimnej, ale zalanej piękną poświatą- bardzo tajemniczą- nocy, zauważyła coś okrągłego na niebie. - To chyba osławiony Księżyc? - pomyślała- Tyle lat tu tkwię, a nigdy na niego nie zwróciłam uwagi. Dziwne. – Wiem, czym jest Słońce, gwiazdy, jednak srebrzysty obiekt na niebie, umknął mojej uwadze- Jakże jest piękny…. i, jak człowiek, usnęła. Czy wiecie, że obudziła się dopiero po latach? Nie poznała samej siebie, była pomalowana na niebiesko, zniszczona, poprzypalana papierosami, a wokół niej znajdowało się pełno śmieci. Nie dość tego, ktoś powypisywał na niej różne słowa, nie umiała czytać, przecież nie chodziła nigdy do żadnej szkoły, ale to, co nabazgrolono na jej powierzchni, bolało. Niestety, nie mogła niczym ukoić cierpienia, była wszak tylko ławeczką i tabletki kojące nie wchodziły w grę. Wiadomo. - Co się stało? Właściwie nic, tylko minął nieubłagany czas. Czasy się zmieniły, choć nadal nastawały dni i noce- ale jakieś bezksiężycowe. Dlaczego? - A to ci dopiero się narobiło- usłyszała nagle nasza bohaterka. Przysiedli na niej dwaj mężczyźni- byli oburzeni, głodni i zmartwieni. Milcząc, jak zwykle, dowiedziała się z ich rozmowy, niewiarygodnych rzeczy. Zniknął Księżyc, opisał tę historię Kornel Makuszyński. Jakże się niepokoił, ponieważ jakieś dwa urwisy ze wsi Zapiecek- leniwi, żarłoczni i okrutni ukradli Księżyc, myśląc, że jest ze złota- chyba byli daltonistami? Zabrali jeszcze swojej matce bochenek chleba- a był on taki, że przez jego brak ludzkość w ogóle nie miała co jeść. Koniec świata, czy, co ?- pomyślała ławeczka, choć jeszcze trochę zaspana, pojęła grozę sytuacji. Ale najsmutniejsze było to, że matczyny chleb zamienił się w kamień. Tak to jest, Moi Drodzy- działanie wbrew naturze- szkodzi. Ławeczka kiedyś słyszała podobną historię- o dziewczynie, która podeptała chleb, aby nie ubrudzić sobie nóg, też była okrutna, wyrywała np. muchom skrzydła i zadowoleniem patrzyła, jak biedne stworzenia cierpią i pełzają bezradnie po ziemi, choć były stworzone do latania i stanowiły pokarm dla ptaków. Za ten czyn, jednak, została ukarana- dostała się do Błotnej Wiedźmy i tam dziesiątki lat, stała jako ozdoba, chodziły po niej muszki, które chciała odgonić, ale niestety- one nie mogły odlecieć, przecież wcześniej je okaleczyła. Ale wracamy do ukradzionego Księżyca. Co dalej? Mężczyźni odeszli, wrócili po ciemku do swoich domów. Dobrze, że wkrótce nastał świt- było lato, kaczki, mimo upływu lat, pływały nadal po stawie- oczywiście to potomkowie tych zwierząt, które kiedyś widywała ławeczka. Nadal, pełna strachu, przed tym, co przyniesie bezksiężycowa przyszłość, tkwiła w tym samym miejscu, gdzie ją postawiono przed dekadami. - Co ze mną będzie? – Staję się nieprzydatna, ponieważ, jak zauważyła, coraz mniej ludzi przychodziło do parku, a jeśli nawet jacyś się pojawiali, to bezmyślnie siadali na niej, niektórzy załamywali ręce, inni byli agresywni. Brak Księżyca zaczął wywoływać klęski żywiołowe i wszystko zmierzało ku upadkowi. Aż pewnego, już wrześniowego, ale słonecznego dnia, gruchnęła wiadomość. Wstrząsnęła całym światem, jednak w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Dwaj mali urwisi, opamiętali się – to znaczy przywołali ich do porządku ludzie, którzy nie byli już w stanie znieść tego, co działo się na Ziemi. Otóż wysłali chłopców do Eldorado, gdzie dzieci poznały wątpliwą wartość wszystkich skarbów i pomyślały o dobru swojej planety. Oddały Księżyc, zabrały się do pracy. Zmiana tych młodych ludzi, była, prawdopodobnie podyktowana strachem, a nie dobrą wolą. Nie martwicie się też o naszą obserwatorkę zrobioną z drewna. Odnowiono ją, znowu czuła się szczęśliwa, o ile przedmiot może odczuwać zadowolenie, ten – akurat mógł. Zaczęli pojawiać się w parku zadowoleni ludzie, siadali na usatysfakcjonowanej ławce, nawet nie zdając sobie sprawy, jak bardzo jest wrażliwa i dobra. To już koniec opowieści. Pamiętajcie wszyscy tę historię, nie bądźcie zbyt pewni siebie i dbajcie o to, co was otacza. Indianie - ci z Eldorado - wierzą, że wszystko ma duszę , jakkolwiek możemy ją pojmować. _____________ *( A. Mickiewicz) @Justyna Adamczewska Listopad 2015 r.
  20. To było wcale nie tak dawno, gdy szliśmy razem w dal wpatrzeni. Snułaś przede mną różne plany, wciąż czuję zapach tej jesieni. W twoich aluzjach wieloznacznych widziałem szansę, ale szczerze nie umieliśmy się rozmówić i w naszą przyszłość już nie wierzę. Ale lubię, jak się uśmiechasz do mnie - to jedno zachowam w pamięci; lubię, jak się uśmiechasz do mnie - gdyby tak razem chociaż dzień spędzić... To było wcale nie tak dawno, kiedy zbliżały się wakacje - sądziłem, że cel mamy wspólny - chodziło o to, kto ma rację. Widuję jeszcze cię czasami - na twarzy troska się maluje, a mnie się zdaje wszystko jedno i nie wiem, co naprawdę czujesz. Ale lubię, jak się uśmiechasz do mnie - to jedno zachowam w pamięci; lubię, jak się uśmiechasz do mnie - gdyby tak razem chociaż dzień spędzić... Widuję jeszcze cię czasami - dumna, samotnie naprzód kroczysz. Powoli gasną blaski wspomnień, cud nowy przyciąga moje oczy. Ale lubię, jak się uśmiechasz do mnie - to jedno zachowam w pamięci; lubię, jak się uśmiechasz do mnie - gdyby tak razem chociaż dzień spędzić... 7.04.2018
  21. Gęste drzewko stoi w rogu pokoju pięknie przystrojone otulone w świecidełka mieni się tysiącem kolorów Przyjmuje swoją najlepszą pozę i zamiera w bezruchu pozwala na siebie patrzeć Wszystko ku uciesze swoich obserwatorów Czy ktoś spytał je o własne zdanie? nawet jeśli nie było w stanie udzielić odpowiedzi przecież jest tylko drzewem nie umie mówić a może odpowiedziało? przecież Tylko po swojemu a oni czasem nie rozumieją nawet siebie A może... Wszystko jest mu obojętne wyzbyło się uczuć i już wcale nie protestuje? Wyrwane ze swojego środowiska skazane na śmierć odwleczoną w czasie obserwowało swoich pobratymców siekanych bestialsko nie dając po sobie poznać bólu znikali, dokąd? Teraz zna już odpowiedź nie wie tylko kto był pierwszy i dlaczego?
  22. Wszystko czekało. Nie było się dokąd spieszyć. Czekał pies i jego pan, czekały niezmienne w swojej strukturze zachody słońca. Budynki na starówkach miast, przypływy i odpływy morza, miejsca w których jeszcze nikogo nie było, a jeśli był to tak dawno, że wszystkie drzewa i ścieżki zarosły i nie pamiętały tamtych wydarzeń, kamienice obcych miast i miasteczek, które przeżyły swoich budowniczych i tych, co się w nich awanturowali, śmiali, płakali i przeminęli choć sądzili, że wszystko wokół nich. Dla nich i tylko dla nich śpiewa, tańczy, bawi się i wznosi. Nie było dokąd się spieszyć. On i jego czas łaska, jej brak, kobiety których pragnął i nie pragnął, przyjaźnie, wrogowie, nowe i stare twarze, odkrycia mniej lub bardziej infantylne, plany na przyszłość które nic nie znaczyły, bo przyszłość zawsze miewała swoją sobie jedyną wiadomą opcję ilości oczek na wypadających kostkach. Nie było się dokąd spieszyć. Nie było za kim tęsknić. Prawdziwy świat istniał tam, gdzie była sama ze sobą, kiedy pytała samej siebie, jaka jest. Czego jej trzeba a czego nie potrzeba z całą pewnością i jaka na pewno nie jest i być nie chce. Ten czas nie był stracony. Patrzył na ludzi wokół siebie, na nowe drapacze nieba powstające z pracy ludzkich rąk w celu większej rozdzielczości pola widzenia w kontroli innych. Patrzył na zmieniające się marki aut, dodatkowe promocje na życie mniej bolesne, na życie uatrakcyjnione paletą kolorów zupełnie niepotrzebnych nikomu. Patrzył na ilość kanałów w telewizji, ilość informacji medialnych, na szał kolorów wystaw sklepowych, na narkotyczne zmieniacze czasu i ucieczkę od siebie wszystkich ludzi, których znał, ponieważ nie radzili sobie z tym światem wokół, chcąc mieć tyle, co reszta, nie zostając w tyle w rankingu nowych odtwarzaczy Mp 3 Mp 4 i Mp MilionJeden. Za szybko, za dużo i na skróty do szczęścia z nowym, lepszym zestawem nierdzewnych naczyń czy wybielaczy do pralek automatycznych. Nowej, nowszej, najnowszej kolekcji Dyktatora Mody X i widział, że w tych kolorach blaknie człowiek, Że wraz ze wzrostem przyrostu gospodarczego, rozwoju wymyślnych coraz bardziej sportów ekstremalnych i internetowych strzałów adrenaliny, maleje ludzkie serce coraz bardziej zestrachane, nie wiedzące gdzie ma się podziać i za co złapać, bo samo też stało się towarem w promocji telefonii komórkowej z okazji walentynek czy wielkiej orkiestry świątecznej pomocy. Nie było dokąd się spieszyć. To co ważne nie było w stanie uciec, bo nie było na sprzedaż ani nie podlegało prawom rynku. Było starsze niż wszystkie ceny świata i młodsze niż dziecko pragnące nowej zabawki. To coś czekało i zawsze czekać będzie, niezależnie od tego, czy On miał Jej to przynieść i czy Ona miała dać się tym uszczęśliwić. Niezależnie czy ona miała przyspieszać potok arterii Jego serca przez chwile, chwil parę czy całą wieczność i niezależnie od tego, czy On miał niczym Prometeusz przynieść niegasnący ogień czy tylko małą iskrę, którą potem rozpalić miał inny On, który po nim nadejdzie. Szanował ją tak bardzo, że aż drżał na samą myśl o tym, że może zamiast prawdziwego ognia przynieść jej jakieś sztuczne ognie, zamiast tęczy i prawdziwego śniegu jakąś imitacje w szkle, która wystarczy potrząsnąć żeby zaczęło w niej padać czymś nieprawdziwym, co po kilku razach kompletnie się znudzi. Pomylił się już tyle razy i tyle razy mylono się co do niego, że nie chciał Jej i sobie tego fundować. Widząc ją pragnął, aby była wreszcie z nim blisko, bliżej niż się da, niezależnie od tego co dzieli. Wiedział też, że to czekanie jest po coś i że może być sprawdzianem nie tylko dla Niej, ale i dla Niego. Niepotrzebnie więc zamartwiała się patrząc na zegarek, w myślach snując przypuszczenia o tym, co dziać się z nim może o tej czy innej godzinie. Był z nią, niezależnie od tego, czym się zajmował, w jakim towarzystwie przebywał i mimo najprzedniejszej zabawy w środku, której mógł tkwić, choć przywołanie takiego stanu jakoś niespecjalnie mu przychodziło do głowy. Czekał na spotkanie z Nią, ale było mu tak samo, jak jej, mimo odmiennych warunków w których teraz oboje tkwili i nie wiedział co gorsze i lepsze równocześnie, tkwić w jednym miejscu bez zmiany krajobrazu, snując wyobrażenia o święcie, idealizując go z braku wyjścia czy mieć dostępny cały świat bez radości odkrywania go z inną osobą, którą by się mieć dla siebie chciało, a która przebywając aktualnie na innej planecie nie może go dosięgnąć inaczej jak tylko swoja myślą. Wiedział jedno na pewno, że czuje wdzięczność za to, że czeka, za to że czuje coś czego dawno, bardzo dawno a może nigdy dotąd nie czuł i że ta osoba jest, istnieje naprawdę i myśli o nim codziennie, kiedy patrzy przed snem w żarówkę, okno, bądź powierzchnie własnych powiek.
  23. Cicho, cicho mówią ptaki siedząc na gałęziach zimowych drzew. Otulone śniegiem strząsają płatki ze swych rudych szalików. Cicho, cicho mówią koty, zachowujące zen na codzień. Niezbyt uniosłe, zupełnie nie depresyjne, najwyżej - zmysłowo melancholijne. Cicho, cicho mówi życie, szczęście sączy nam okazjonalnymi kroplami. Przesłodkie są. Jest niemiłosierny czas, beztroski, każe na siebie czekać czasem całe stulecia.
  24. Tak mnóstwo sekund Bez Ciebie Tuż przy mnie Biegnę przez czas Rozbieżności Przez światło Biegnę przez wieczność Przez linie Do Ciebie Biegnę, by Cię znaleźć Zagarnąć Dla siebie
  25. Stracone dni Bez Ciebie U mego boku Bez twych oczu Uśmiechu I krzyku Bez twych ust Radości I żalu Bez twych włosów Miłości I bólu Stracone dni Bez Pięknej Którą pokochałem
×
×
  • Dodaj nową pozycję...