Kancona na przeniesienie
prochów A. Mickiewicza.
Trumna się zbliża, w niej olbrzyma prochy,
A dzwon jak gdyby w sercach naszych bił,
Takie w nich wspomnień budzą się orkany;
Z ócz wszystkich lecą łez rzęsiste grochy,
Czoła się wszystkie kornie chylą w pył...
Oto, po latach, wieszczu ukochany,
Na swojskie wracasz łany.
Wita cię każda z gleby swojskiej brył,
Każda cię sosna pozdrawia u drogi,
Od stepu każdy wiew,
Skowronków swojskich śpiew,
I swojskie błonia, dymy, chaty, progi,
I zbiegający się wkrąg z całej ziemi
Smętku i szczęścia razem pełny lud...
O, niech z popioły twemi
Wróci nam ducha płomienisty wschód!
Jak to niedawno, a jak dawno przecie!
Zda się, że długi upłynął już wiek,
Odkąd odszedłeś w dal jak słup ognisty,
Co Izraela wiódł przez puszcz zamiecie.
Za tobą sercem naród cały biegł,
Uraganowe natchnień twych poświsty
Żywiącym tchem ojczysty
Kraj przewiewały od brzega po brzeg,
Siew na herojów niosąc pokolenia.
Z twej pieśni wstawał czyn
I goił blizny win
Balsamem szczytnym, duchem poświęcenia,
Iż, jak biblijna Ruth dla swej Noemi,
Dla kraju wszystko rzucał młody ród...
O, niech z popioły twemi
Wróci nam ducha płomienisty wschód!
Powiedz — na cichym, cienistym cmentarzu,
Gdzie nie dochodził wrzask paryskich zgraj —
Ileż to razy proch twój drgnął w mogile
Z tęsknoty wielkiej, poezyi mocarzu,
Do ziemi, której utracony raj
Dum, wspomnień, marzeń lał ci w serce tyle,
Że, jako śpiewne Wile,
Pieśni twe w łonie tają cały kraj?
A ten ból tęsknic snadź rósł w kształt kolosu,
Gdy — ach, jak dawno już —
Ucichły echa burz,
I od stron drogich ni ruchu, ni głosu,
I tylko coraz smutniejsi i niemi
Pątnicy bili do cmentarnych wrót...
O, niech z popioły twemi
Wróci nam ducha płomienisty wschód!
I oto Wawel przyjmuje cię dumny:
Śród królów spoczniesz, większy pieśni król,
Którego państwem łona, serca, duchy.
I zadrgną wszystkie sarkofagi, trumny,
Dawny, co ścichał, — znowu wstrząśnie ból
Wszystkich tych prochów królewskich okruchy,
I szmer się zerwie głuchy,
I z burzą dzwonów ponad równie pól
Popłynie wskrzeszać martwe w żywych serca,
Osuszać nędzne łzy,
Zapału krzesać skry,
Płoszyć zwątpienie, co w mózgi się wwierca,
I obojętność, co wciąż woła: »Źle mi!«
A w bezczynności czeka — snadź na cud...
O, niech z popioły twemi
Wróci nam ducha płomienisty wschód!
O, niechaj proch twój mocy będzie zniczem,
Piecem ognistym dla rozpaczy larw,
Ołtarzem, gdzie się rzesze wrzące garną!
Niech, gdy lud z chlubą zwie cię Mickiewiczem,
Dźwięk ten nie będzie jedną z szychu szarf:
Zwij się zapałem, miłością ofiarną,
Nad noc zwątpienia czarną
Wzlotem ku świtom! Nie grobem dla harf,
Które po tobie przyszły, lecz majowym
Na pieśni deszczem bądź,
By przyszłość mogła żąć
Godny twojego plon na łanie nowym,
A gdy dziedziców twych ród się rozplemi,
Obudź też w tłumach dawny pieśni głód...
O, niech z popioły twemi
Wróci nam ducha płomienisty wschód!