Kiedy na wschodzie wspaniała ukaże
Światłość płomienną swą głowę, ku górze,
Ku świeżej zjawie, jak się wznoszą twarze,
Aby hołd złożyć tej świętej purpurze!
I gdy się wspięła na niebieskie szczyty,
By silna młodość, w pełni lat, człowieka
Wzrok śmiertelnego patrzy w nią, jak wryty,
Złotą jej drogę śledzący zdaleka.
Lecz gdy, jak starość, już zwolna się toczy,
Z ostatniej wyży jej rydwan znużony,
Wraz te przed chwilą tak pokorne oczy
Już sobie innej poszukują strony.
I ty niewidzian rzucisz swe południe,
Jeżeli syna nie zostawisz cudnie.
Sonnet VII
Lo! in the orient when the gracious light
Lifts up his burning head, each under eye
Doth homage to his new-appearing sight,
Serving with looks his sacred majesty;
And having climbed the steep-up heavenly hill,
Resembling strong youth in his middle age,
Yet mortal looks adore his beauty still,
Attending on his golden pilgrimage:
But when from highmost pitch, with weary car,
Like feeble age, he reeleth from the day,
The eyes, 'fore duteous, now converted are
From his low tract, and look another way:
So thou, thyself outgoing in thy noon
Unlooked on diest unless thou get a son.