Przed jezuitą żołnierz jeden się spowiadał,
Prosząc, żeby pokutę za grzechy mu zadał;
Między inszymi na się powie też tę winę,
Będąc jeszcze bezżennym, że miał konkubinę.
Pojźrawszy w oczy z kozłem, spowiednik mu rzecze:
"Wyżeń ją, bo odpustu nie otrzymasz, człecze!".
Na to ów: "Jąć uczynić rozkazanie muszę,
Ale weźmijcie, ojcze, jej na swoje duszę,
Bo albo do zamtuza uda się najpewniej,
Albo bracia, czym grożą, utopią, i krewni".
Wlazło to księdzu w głowę: "Więc ją za mąż wydać,
Posag, dobry uczynek, do pokuty przydać".
"Gdyby też, jako wszytkich ubogich protektor,
Przyłożył się - rzecze ów - jegomość ksiądz rektor".
Rozgniewany spowiednik: "Ma on na co ważyć
Pieniądze, a nie cudze kurewki posażyć!"
"Cóż, mości dobrodzieju, albo też ma swoje?"
A ksiądz: "Idź precz, zły człecze, bo grzeszysz we troje!"