Dziesięć tysięcy metrów nad Kaukazem —
On — człowiek w przepoconej koszuli — w skarpetkach ciężkich od zmęczenia,
Pijąc wódkę z trudem, z mozołem kochając żonę, z bruzdą na czole
Walcząc o niewysłowione piękno swojej twarzy
Trzepotał w samolocie, jak serce w Ikarze, jak serce podchodzące pod gardło:
Mówił Artur:
— Siądź, proszę,
Ona mówiła:
— Nie zjadaj alkoholu!
I szedł Broniewski — na przestrzał twarzy pasażerów, wątroby swojej i płaczu.
I pojąłem:
Od niego zależy lądowanie!
Na twarzy białej Umarłej?
Na profilu Dantego?
Na ościach ryb wyrzuconych i połkniętych przez słońce?
Na głowie pocałowanej
Przez Gwiazdę,
Co wolno przecieka?...