Panienka

Z ruchów była wiewiórką, a z twarzy aniołkiem,
Dołek miała na buzi, a pieprzyk nad dołkiem,
Kiedy się uśmiechnęła ustami z szkarłatu —
Jej wdzięków przybywało, a pogody światu.

Gdy szczebiotać zaczęła byle jakie słówko,
Wydawała się ptaszkiem z przechyloną główką —
W oczach miała fijołki, co pachniały wiosną,
Cała była jak z kwiatów, które w Maju rosną....

Bywało, gdy mi rączki zarzuci na szyję —
Z ustek jej pocałunków słodki nektar piję
I na piersiach mych zwisłą całym ciałem noszę,
W pieszczotach nieustannych znajdując rozkosze.

Kochałem się na zabój w tej mojej panience!...
Boginką mi się zdała w błękitnej sukience.
Mówiła mi: „ty“ krótko, zamiast „proszę pana“ —
I z naiwną prostotą szła mi na kolana.

Mówiliśmy o rzeczach prozaicznych bardzo,
Którymi wielcy ludzie pospolicie gardzą —
Dla mnie jednak czar dziwny miała ta rozmowa,
Gdy z jej ustek najprostsze wychodziły słowa.

Byłbym słuchał i słuchał, gawędząc bez końca,
W najdłuższe dnie od wschodu do zachodu słońca,
I gdyby jej sen czasem nie był przy mnie zmorzył,
Byłbym z moją panienką do świtu gaworzył....

Z ruchów była wiewiórką, a z twarzy aniołkiem,
Dołek miała na buzi, a pieprzyk nad dołkiem,
Kochałem ją na zabój!... wiernie, jestem szczery —
Miała latek... szesnaście?... ach, nie! — tylko cztery.

Czytaj dalej: Choina - Marian Gawalewicz