Żebyż tu słonko już raz wyjrzało
I w Morskim Oku skąpało lice,
Żebyż to lato z śnieżnych serdaków
Rozdziało Giewont, Krywań, Łomnicę....
Żebyż to znowu wrócić na hale,
W skaliste turnie, w lesiste stoki,
Kędy szarotki gwiazdą na skale,
Wstęgą w dolinach błyszczą potoki....
Gdzie z poetycznych snów i dumania,
Z melancholijnych marzeń tęsknicy
Tatrzańskiej dziewy budzą pytania:
„Nie kupiąm malin?... nie chcąm żętycy?“...
Żebyż to znowu w te Tatry sine,
Jak ptak ulecieć wyżej i wyżej,
W zakamieniałej baśni krainę —
Z dala od świata — w nieba pobliże!...
Góry, — fantazji Bożej okruchy,
Potężne w niemym swym majestacie,
Wy, jak modlitwa wznosicie duchy
I ludzkim piersiom więzy zwalniacie!