O gderliwi świątkowie, o starzy lokaje,
O wielkie, ciężkie kręgi półmisków ze srebra!
Jan, drżący, pochylony, do stołu podaje,
W liberii zwisającej na wychudłych żebrach...
Pachną ptacy, złociści, jak bukiet podani,
Aż osłabł z pożądania świątek małoduszny
I ochrzcił rudym sosem suknię jasnej pani
Świecącej gniewem oczu i ogniem zausznic...
Pomylono półmiski. Toast w uszach tętni! —
Głowę, kulę kościaną w smugi siwopłowe
Położyłby na misie i zasnął najchętniej
Jak święty, co przy uczcie także stracił głowę.