Leżę dumna,
jak infantka zmarła.
Teraz wreszcie po zabawie
odpocznę.
Czyjaś ręka włos mi z głowy
zdarła,
na ziemi przy mnie
leżą
moje gałki oczne.
Już mnie nie całują,
nie trzęsą,
nie targają
za jedwabne pukle...
patrzę pustką oczodołów,
uwieńczonych rzęsą,
jak przystało
porzuconej kukle,
wprost przed siebie,
w godziny
bezradnością zalane,
i pytam się:
co to znaczy?
Czyż cierpiałam za wiele,
jak na porcelanę,
i żyć zaczynam
z rozpaczy?