Te na niebie rozwiane
atłasy,
długie szale malowane
w pasy,
krwawe hafty, które w oczach
gasną,
frendzla ciemna zmieniająca się
w jasną,
te nietrwałe malowane
szlaki,
te zygzaki zmieniające się
w ptaki,
białe róże zmieniające się
w sępy,
plusz gołębi rozerwany na
strzępy,
te blednące etole
z szynszyli:
to są stroje dla ubrania
chwili,
to ubranie dla szczęścia
uszyte,
w magazynie nazwanym
Błękitem.
Dla minuty tej radości co
będzie,
starczy suknia, którą obłok
przędzie.
Ubierz w szale z obłoków
nadzieję,
co się pierwej rozchwieje,
rozwieje?
Gdzie ta szarfa różowa,
złocona?
A gdzież ręka przed chwilą
chwycona?