Błyszczą fale niebieskie, fale zielone,
migoczą,
mrugają, jak setki oczu,
miotają się, jak ryby w sieci,
daleko roztoczonej,
i tańczą, i obiecują
szczęście, co śpiewa i świeci,
szczęście! szczęście szalone...
Płyną fale, ciężkie wagą platynową,
uderzają o brzeg,
światło, rozmawiające cichą, srebrną mową,
płynie w morzu tysiącem rzek.
Szklące się skiby
unoszą lekko w górę meduz blade grzyby —
wicher gorzki i świeży
pędzi wodę na piasków kobierce,
uderza nią o brzeg
i mówi, że tak szczęście niedługo uderzy
o czekające, nieruchome serce.
Grają świateł milczące kuranty:
— czemuż dnie być nie mają, jak świecące brylanty?
Śmieją się wszystkie fale białymi zębami:
— czemuż nie być szczęśliwym dniami i nocami?
Wicher przeszył tęsknotą
ukrytą szczeżuję
stado rybek i muszlę o ustach otwartych,
odmyka księgę morza niebieską i złotą
przewraca jej karty.
Czyta gorzkie nowele, czyta wiersze boże
o miłości i śmierci, ostrzonych, jak noże...
— Bałwan, jak indyk biały,
mokre pióra stroszy,
lecz nie gniewa się na nikogo.
Niebo najwyższą radość odstąpi niedrogo
i nic nie ma przeciw rozkoszy.
Flaga pomostu wieje, z pragnienia aż chora,
każda niebieska strzała chce być strzałą amora,
słońce, jak tęskny kwiatek,
kwitnie w wodnym rowie,
tęsknota, jak puls, bije w wodzie,
Wszystko jest z nami:
piasek chce być sypkim wezgłowiem
dla głów, leżących blisko,
i w głębokiej zgodzie
patrzących w siwe niebo zwężonymi oczami...
Gwiazdki szczęścia na sieciach
brylantowych węcierzy
obiecują, obiecują niezaprzeczenie
że, jak fala o brzegi,
tak krew twoja uderzy
o moje milczące wzruszenie...