Słuchawka hebanowa na długim, zielonym
sznurze, w której się tercząc dziwny cud poczyna.
Trzymam ją w lewej ręce, trzymam jak rozkwitłą
różę, jak czarkę pełną najlepszego wina.

Jak muszlę płaską, w której słodka myśl ciekawa
dzwoni, jak małe, ciemne, ciepłe własne słońce.
Miło mieć cud na sznurku i zamknąć go w lewej
dłoni, by dźwięczał z cicha, jak dukat w skarbonce.

Słuchawko hebanowa, azylu u końca
drogi, którą myśl biegnie po zielonym sznurze,
trąbko pełna milczenia i szeptów wśród słodkiej
trwogi, jak przy szeptaniu z swym aniołem stróżem,

czy to wy cud tworzycie, przedmioty, ozięble
czynne, w których głos miły lśni, jak rżnięty diament,
czy też on w sercu moim gra, a wy i wszystko
inne, to tylko życie i pretekst i zamęt?

Czytaj dalej: Miłość (Nie wi­dzia­łam cię już od mie­sią­ca) - Maria Pawlikowska-Jasnorzewska