Mędrcy zawiedli nas bardzo. Ograniczony jest rozum.
Lecz jego brak zasadniczy jest, jak noc gwiezdna, bez granic.
Mój głupi milczy o wszystkim, jak milczą kwiaty pachnące,
i jest wysmukły jak jeleń, a w oczach ma uśmiech życia.
Jedynie milczące usta umieją mówić dotknięciem...
Przy egzaminie miłości mędrzec najczęściej przepada.
Słowami kaleczy nędznie miłosny sekret przyrody,
cytuje rzeczy czytane, zepsute zęby wyszczerza.
Mój głupi, nieoczytany -- gdy westchnie -- to wiosna wzdycha,
gdy taśmą zębów zabłyśnie -- skaczą światełka po ścianie.
Intelekt nie zmóżdżył jeszcze pachnących, złocistych tkanek
sandałowego posągu, który nie czytał Bergsona.
Mam w rękach ciało strumienia, pień drzewa, brzemię owoców.
Przyroda z kapryśną laską w ramionach tuli mnie krągłych.
Całując jej piękną skórę jestem sarniątkiem pod łanią
i tu doprawdy powracam po głupich z mędrcem rozmowach.
Mądry wyłysiał nad książką. Tego mu nikt nie powróci.
Idzie od ignorabimus, zgarbiony, do ignoramus.
Obok są tory zielone. Tam głupi konno przejeżdża,
a włosy jego ze słońcem igrają jak równy z równym.
Pożółkły jak nieśmiertelnik, szeleszcząc kartami książek,
załamał się wśród zagadnień, bezradnie zakaszlał mędrzec -- -- --
Jęknął z miłości mój głupi -- odpowiedziały mu koty,
gwiazdy przez niebo przemknęły jak ptaki, jedna za drugą...