Nad mogiłą Kraszewskiego

Autorka:

I.
Rośnie nasz cmentarz!
 Gdzie spojrzeć, na oko,
Wszerz i wzdłuż świata — niewiele nam ziemi;
Ale, o, jakże skopana głęboko
Groby naszemi!
Gdyby w błękity wznieść je na kształt stoga,
Sięgnęłyby — Boga.

Gwiazda, co tak się, jak perła, rozżarza
Iskrami łez tych, co spaść tu nie mogą,
Drży i blednieje, gdy stanie nad drogą
Tego cmentarza...
Bo widzi światło w mogiłach tajemne:
Gwiazdy — podziemne.

Katakumb Romy siostra, ziemia nasza
Tętno po tętnie przesącza serc bicie
W głąb, gdzie się pustym ruchem nie rozprasza
Siła ni życie...
I duchom każe tym, co są gorętsze,
Kochać swe wnętrze.

A wie to sam Pan, co ziemią włodarzy,
Na co mu moc ta kurhanów a kości,
On, co zasiewa wśród wielkich cmentarzy
Ziarna przyszłości...
A wie to sam Pan, co pług swój wiośniany
Puszcza na łany.

A niech nie szuka nikt dróg owych krzywych,
Co są rozstajem — śmierci i żywota,
Bowiem je łączy nić prosta a złota:
»Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych«,
A każde drgnięcie skonu ma odbicie,
Co krzepi życie.

Więc na tej wielkiej dziś stojąc mogile,
Czujmy się w duchu ku rannej gwiazd straży!
Niechaj nam serca ta boleść skojarzy,
Wzmoże na sile.
Biada tym, którym nic nie dają groby
Oprócz żałoby!


II.
 »Stary Wiszu, woju stary!
 Włosy miałeś, jak śnieg, białe,
 Ale młode jeszcze serce,
 Ale dłonie nie zmartwiałe...«
 »Stara Baśń«.

Uderzyły wichrem jęki przez całą ziemicę:
Już odleciał orzeł siwy między swe ojczyce!

Uderzyły jękiem serca, jak rozgłośne dzwony:
Już nie żyje ojciec miły, ojciec nasz rodzony!

Kto podeprze dom nasz stary, ściany mu połata?
Komu będzie miłą w biedzie ta ojczysta chata?

Kto okwieci, kto ozłoci sczerniałe powały?
Kto słoneczne rzuci blaski na ten dach omszały?

Kto zasiądzie u ogniska prawić Stare Baśnie,
Kto rozbudzi, kto zawoła, gdy duch jasny zaśnie?

Kto nam poda chleb braterstwa gorzką łzą zmaczany,
Kto tak przezna wszystkie bole, wszystkie nasze rany?...

Oj, schodził on ziemię naszą od końca do końca,
Oj, przeżegnał pracą swoją w cztery strony słońca.

A na północ szumią boje, Witoldowe boje,
A pod słońce od Wawelu biją żywe zdroje...

A na zachód stoi wieża, Kruświcka strażnica,
A na wschodzie jasna zorza od stepu przyświeca.

Słyszę, słyszę, gęśle złote, gęśle jaworowe
Milkną, cichną, jak westchnienia, jak skargi echowe...

Zapuściła się jaskółka pod strzechę, niebożę;
Skrzydłem bije, gniazda szuka, znaleźć go nie może.

Oj, jaskółko ty czarniawa, żałośliwe ptaszę,
Rozburzone gniazdo twoje i ognisko nasze!


III.
 »Jeżeli wy bez serc — to moje serce
 Za was czuwać będzie«.
 Słowacki.

Kto cię z nas nie znał? Kto cię nie miłował?
Kto duchem twoim, jako chlebem, nie żył?
Kto z wątka twego przędzy swej nie snował,
Nie płakał z tobą i z tobą nie wierzył?...

Ty, jak pelikan, upadłszy na gniazdo,
Głodne i słabe karmiłeś pisklęta,
A pierś twa była miłośnie rozcięta
I krwi świecąca rubinem — jak gwiazdą.

A zaś pojrzawszy na rzesze te ludu,
Co szły za tobą łaknące, ażeby
Słowo twe słyszeć, zdobyłeś moc cudu —
I rozmnożyłeś duchowe swe chleby.

I nikt nie odszedł głodny, kto tę białą
Hostię twych myśli wziął z rąk twych na dobie;
Jeszcze się złomków na przyszłość zostało
Dla tych, co rzesze powiodą po tobie.

O miłujące serce! O ty bratnie,
Krzywdzonym słodkie, krzywdzicielom twarde!
Ty miałeś różne bronie: łzy i wzgardę,
Lecz przebaczenie wszem — było ostatnie.


Ty, jak czarodziej, budziłeś po drodze
Wieniec mar wdzięcznych, co groby oplata,
Sadzałeś na koń pachołki i wodze,
A chłopa brałeś w ramiona — jak brata.

Tyś nas nie rzucił w sieć pustych mamideł,
Ale żyć uczył i cierpieć na ziemi...
I byłeś wzlotem dla wielu tu skrzydeł,
Ty — najsilniejszy pomiędzy silnemi!

Stroskane oczy i niepocieszone
Będą się teraz obracać w błękity,
Gdy wyjdą pługi na łany zroszone
I nie obaczą — gdzie lemiesz twój wbity...

A tak zostanie to między żywemi
Miejsce — po tobie umarłym — nie wzięte...
I pokoleniom, co przejdą po ziemi,
Jak praojcowskie — tak drogie a święte.


IV.
Rozjęczał się, rozkołysał na Wawelu spiż...
W ziemi krzyżów przybył jeszcze jeden czarny krzyż.
Jeszcze jeden wzniósł ramiona nad smętną dziedziną,
Gdzie mniej coraz blasków słońca, a chmury wciąż płyną.

Z dróg tułaczych, z krwawych ścieżek oto wraca już
Ten, co z nami brał w pierś gromy wszystkich naszych burz!
Wraca oto uciszony oną wielką ciszą,
Którą duchy praojcowe synów swych kołyszą.

Już otarty z jego czoła bożych rabów znój,
Dobiegł mety biegu swego, przebojował bój;

Przebojował dnie młodości i swe zeszłe lata,
Została mu domowina, ta dębowa chata!

W cudzej stronie ją ciosano, z cudzych ziemnych drew,
Na sen w niej go nie utulił miły, bratni śpiew...
Na pierś brakło grudki ziemi z rodzinnej krainy,
Nie żegnał go brzeg wiślany, nie żegnał step siny.

Wichrem pomsty go pędziła obca, twarda dłoń,
Jako Syn Człowieczy, nie miał, gdzieby złożył skroń...
Dziś powraca po swą schedę do tej matki ziemi,
Co obdziela dzieci swoje grobami cichemi.

Opłakaneż to dziedzictwo, opłakany dział!
Wyleciały orły młode nakształt złotych strzał,
Wyleciały z gniazda w słońce, ponad czarne chmury,
A wróciły z krwawą piersią, z złamanemi pióry.

O ty ziemio, ty sieroto, przebogata w kir!
Pękły struny szczerozłote twoich srebrnych lir;
Pękły serca, które tobie śpiewały i biły,
Ludzie w tobie pomaleli, porosły mogiły!

O ty ziemio, o ty wdowo, przebogata w łzy!
Wskróś twych łanów i kurhanów idą sine mgły;
We mgłach płyną duchy smętne i duchy tułacze,
Wiatr niedoli je pogania i jęczy i płacze...

A z czemże my wyjdziem, bracia, na swej ziemi próg
Witać tego, co nam wraca z tak dalekich dróg?
Jak uczcimy, jak przyjmiemy Starej Baśni piewcę,
Karmiciela myśli naszych, uczuć naszych siewcę?

Nie rozkwitły wiosną kwiaty w pośród czarnych pól,
Pieśń zgłuszyły jęki dzwonów i zadławił ból...

W ciszy stoim wobec ducha, co idzie z tej trumny,
My — pochodnie zagaszone, strzaskane kolumny.

O! zaszumcie, gęste bory, w pogrzebowy chór,
O! zapłaczcie, rzeki-płuczki, co pijecie z chmur,
O! posypcie łzami, rosy, na ojczyste groby,
0! ściśnijcie wy się, dłonie, w tym domu żałoby!

Rozjęczał się, rozkołysał na Wawelu spiż...
W ziemi krzyżów przybył jeszcze jeden czarny krzyż;
Jeszcze jeden wzniósł ramiona nad smętną krainą,
Gdzie mniej coraz blasków słońca, a chmury wciąż płyną!

Czytaj dalej: Ojczyzna moja - Maria Konopnicka