W wiosenny dzionek — z najrańszym kwiatem
Otwarłem oczy:
Rąbek srebrzysty mglił się nad światem,
Jak sen uroczy...
To była lekka, powiewna, drżąca
Nocy zasłona,
Biała od blasku gwiazd i miesiąca,
Rosą sperlona.
Przed majestatem wschodniej purpury
Spadała w cienie,
Obłękitniając w świeże lazury
Niebios sklepienie...
Lekkich obłoczków świetne kaskady
Trysnęły w górę,
Z zachodu biorąc cień srebrny, blady,
Z wschodu — purpurę.
W chwilę — poczęty odgłos hosanny
Tony drżącemi
Spotężniał w organ — i w hymn poranny
Zbudzonej ziemi.
Chór dźwięczny, świeży, z gardziołek ptaszych
Płynął w błękity
Nad ciche strzechy sennych chat naszych,
Nad olszyn szczyty...
Coś, jak modlitwa — rzewna rozmowa —
Zgodne serc bicie...
Dźwięk pieszczotliwy, jak lube słowa,
Szeptane skrycie...
Pod czarem pieśni spadła zasłona,
Z cieniów utkana,
Którą przyroda jest oddzielona
Od stworzeń Pana. —
Słyszałem tętna ziemi bijące,
Jak serce młode;
I wypatrzyłem, źródła szumiące
Skąd biorą wodę...
Przemówił do mnie kwiat odemknięty,
Zielony listek...
Gwar traw młodzieńczy — szum lasów święty
Pojąłem wszystek. —
Myśl ma bujała na skrzydłach ważki
Nad wód zwierciadłem;
Wtedy i piosnkę wesołej ptaszki
Łatwo odgadłem.
Ach, czemuż, czemu jej nie słyszeli
Przygięci w trudzie,
Od troski słabi, od smutku bieli,
Ubodzy ludzie?...
Wy, co dźwigacie brzemię rozpaczy,
Bracia biedacy,
Pójdźcie, ja powiem, ta piosnka znaczy:
»Śpiewaj przy pracy!«
Śpiewaj i chwile umilaj znojne
Ducha ochotą,
A zejdą z nieba myśli spokojne,
Skroń ci oplotą...
I nie załamiesz rąk w zniechęceniu
Nad gorzką dolą;
Śpiewaj, bo piersi zgięte w milczeniu
Więdną — i bolą...
Łza się uskrzydla i w niebo leci
Z nutą piosenki —
Aż biednej chaty cienie rozświeci
Uśmiech jutrzenki.
Pieśń — to jest wstęga błękitna, złota,
Co jednym końcem
Wiąże człowieka — garść ziemi, błota,
Z Bogiem i słońcem;
A drugi w cudne łamiąc kontury,
Węzłem zamyka
Szumiące wody i echa góry
I pierś słowika.
A wszechświat, jako harfa dźwięcząca,
Stoi przed Panem...
A wiek po wieku struny potrąca
Skrzydłem złamanem...
Gdzieś wulkan wojny — gdzieś krwi powodzie,
Gdzieś jęków echa...
Słuchaj — już milkną... w rannej pogodzie
Wschód się uśmiecha.
I tylko plamy zostały żrące,
Jako rdza czarna,
Aż je wypali dni nowych słońce
W posiewne ziarna.
Śpiewaj, by głos twój, znalezion w chórze,
W rachubę wzięto,
Kiedy obchodzić Bóg będzie w górze
Żniw ducha święto.
Wtedy dośpiewasz tej pieśni słowo
Wielkie, ostatnie:
»Prawda i wiedza jest nam królową,
My — duchy bratnie...«
Tymczasem niechaj poranne dźwięki
Głos twój odbija,
Łąkowych dzwonków, ptasząt piosenki:
— »Ave Maria!« —