Na Dunajcu

Autorka:

Wąziutkie nasze łodzie, przepięte łańcuchem,
Lekko mkną po Dunajcu sennym jakimś ruchem,
I tak modrawą falę przecinają gładko,
Jakby ptastwa wodnego żeglujące stadko...
Z lewej i prawej strony dwie ściany skaliste
Wyciągają się ku nam w cienie długie, mgliste:
A Dunajec drga lekko w migotliwe skręty,
Sunąc, jako wąż w trawie piersiami wygięty.
Wiosło uderza miękko, niby pieszczotliwie,
A człowiek ledwo wierzy, że na ziemi żywie;
Bo świat tam, z drugiej strony, do skał gdzieś przyparty,
A widok tylko w niebo błękitne otwarty.

Lecz fala w węższy parów głębiej się już wkrawa;
Aż na skrytym „niedźwiedziu” nagle dęba stawa,
Ciska pianę, jak rumak wstrzymany wędzidłem,
I, jako górski orzeł, skałę bije skrzydłem,
I, jak tur, wściekłem czołem dno przepaści bodzie,
I z stromych barków gniewnie zrzuca nasze łodzie,
I w kółko się okręca, i zżyma i krztusi...
Ejże! zwróci się w biegu i niedźwiedzia zdusi! —

Lecz patrz! góry cofnęły swe kamienne czoła...
Zaśmiała się nad brzegiem góralka wesoła,
I kąpiąc w złotym żwirze bose swoje nóżki,
Wbród podaje pachnące groszki i ostróżki.
Zebrała je porankiem, w Leśniczej, na Rusi,
Nim zwiędną, szumnym Laszkom rozprzedać je musi.
A tuż nad nią źródełko żywej wody bije,
Więc czerpie śniadą rączką i do gości pije.
Ej, Dunajcu! rozmarszcz się, jeśli twoja łaska,
I nie mąć odbitego w twej fali obrazka;
Niechże ja się napatrzę tej bosej góralce!

Niedźwiedź już tylko zdala mruczy coś po walce;
Plusnęły wąskie wiosła w lewą, w prawą stronę;
Łodzie się przytuliły, jak ptaki spłoszone,
A cisza rozmarzona, skrzydlata, pieściwa,
Dunajec, nas i góry w swe rąbki okrywa.
Fala się niby modli, jak harfa zaklęta:
To przed dziczą uchodzi nasza Kinga święta
I stopy swe, znużone podróżą niezwykłą,
Myje w jasnem źródełku, co z skały wynikło...
Orzeł zerwał się z turni jak tatarska strzała...
Z boku tuli się trwożnie jakaś mniszka biała...
Grzmiąca pogoń kopytem po wierchach rozbrzmiewa,
A za siewcą — łan pszenny w oczach się dojrzewa...

Jak cicho! róg góralski echa gdzieś potrąca;
Do snu kładzie się fala u brzegów mdlejąca;
Dzwon z Grywałdu roznosi uroczyste dźwięki...
Wtem na skręcie padł wystrzał, a słowa piosenki
Rozigrane, jak kozy skaczące ze skały,
Z łodzią w zieleń przybraną mimo nas leciały...
„Sława!” rusin przewoźnik gromko się okrzyknął;
Plusk i szum się podwoił, potem mdlał aż zniknął;
Tylko gniewny Dunajec srebrną brózdę gładzi
I długie rozhowory z echem gór prowadzi.

Czytaj dalej: Ojczyzna moja - Maria Konopnicka