W rozkosznym Pozzuoli Sylla się zamyka.
Co mu Roma! Tu wszystko ma, czego potrzeba.
Jak okiem sięgnąć — lazur przesłoneczny nieba,
Kumejskie dziewki śniade i fletów muzyka.
Oto gibkobiodrego ręce niewolnika
Z złotych gron nad Awernem słodkie niosą wino,
Oto srebrzystomodre ostrygi z Lucrino,
Karpie z Fusaro, z Kumów zaprawny combr dzika.
I jedno tylko... morze... To ogromne morze,
Co jęków swych i szumów uciszyć nie może...
Ta otchłań, która szepce wieszczby, jak Sybilla...
Z mirtem słanego łoża[8], od hucznej biesiady,
Porywa się wódz nagle milczący i blady,
Idzie na brzeg, a morze huczy: »Sylla... Sylla!...«