Kolumny mdleją cieniami,
bluszcz gryzie słodki jak biel marmur,
błękitne wzgórza pełzają po miękkim morzu,
cisze spadają w dłonie bogactwem za darmo,
w szept mgieł schodzą strumienie w cierpkich błyskach noży.
Można nic nie mówić,
w chmurach się położyć,
wędrować:
w drodze napotkam omdlałą świątynię Nike,
obejmę miękko dłońmi - przyjacielskim splotem,
w góry zmącone echem - pasterskim pokrzykiem,
pójdziemy wolna nad groby zgubionych homerów.
18.X.43r.

Czytaj dalej: Bajka - Krzysztof Kamil Baczyński