Powieszono zamiast panów
Kapelusze, palta, laski,
A panowie w hucznej sali
Bi ją, śmiejąc się, oklaski.
O, jak lekko tym wisielcom
Gdy pozbyły się nadzienia!
.Wiszą błogo, nonszalancko
Aż do końca przedstawienia.
Między czapką a kołnierzem
Wspaniałego generała
Niema głowy. Jaka szkoda,
Że tu głowa nie została!
Wyrzuciwszy tłuste ciało
Wisi futro wiełkopańskie
I wspomina jak biegało
Po pustyni afrykańskiej.
Koło futra płaszcz jedwabny
W fidrygałach koronkowych
Jeszcze dyszy (przez inercję)
Od dwóch piersi balonowych.
Przy paletku profesorka
Tkwi w rękawie sweater żony,
Pod nim — mokra parasolka,
Nad nim — melon wygnieciony.
Gdy się skończy akt ostatni
.Wielkim wrzaskiem finałowym,
Tłum wybiegnie — i do szatni
Szturm przypuści gorączkowy.
Ale cała garderoba
Z szumem złym opuści szatnię,
Na widownię się poczołga
I obwiśle w krzesłach klapnie.
Zmiętoszone, bezforemne
Na fotelach się rozłożą,
Martwo klaszcząc rękawami,
Dumnym się kłaniając lożom.
A tymczasem służba w szatni
Będzie wieszać panów. Niech tak
Podyndają. Niech czekają
Aż się skończy głuchy spektakl.
Źródło: Jarmark rymów, Julian Tuwim, 1934.