Niebo jest dziś tak samo
jak ongi, jak wtedy — niebieskie!
I słońce jest to samo:
złociste i czarnoleskie!
I lipy tu są, jak przed laty,
na tej samej wyrosłe ziemi...
Brzęczą ich złote kwiaty
pszczołami czarnoleskiemi...
Lecz przeminą te lipy, umilkną
te ptaki w zielonej gęstwinie, —
a o mnie, umarłej lipie,
wieść żyje — i nie przeminie!
Umilkną te złote pszczoły.
Ucichną te głosy ptaszęce —
A moje imię szumiące
pozostanie na wieki w piosence...
I chociaż już mnie niema
od tylu lat na świecie —
żyję! bom dała natchnienie
pierwszemu w Polsce poecie...
Janowi z Czarnolasu
dałam natchnienie radosne —
i przeto — w bezmiarze czasu —
żyję! i kwitnę! — i rosnę!
Jako miód są me kwiaty, —
jak serca — są moje liście...
Szumiałam nad jego głową,
więc szumieć będę wieczyście.
W moim pachnącym cieniu
w gorące letnie upały —
pisał swe wiejskie pieśni,
które będą na wieki trwały...
W moim pachnącym cieniu
w gorące letnie upały —
Orszulki radosne śmiechy
dzień cały rozbrzmiewały...
Przybiegała do swego Ojca
wesoła i uśmiechnięta.
Słowiczem gardziołkiem swojem
szczebiotała, jak małe ptaszęta...
O jakże w okrutnej Ojciec
pozostał po niej żałobie!
A przecież — choć obu nas niema —
żyjemy dziś w pieśni — obie!
Niebo jest teraz tak samo
jak ongi, jak wtedy — niebieskie!
I słońce jest to samo:
złociste i czarnoleskie.
I my jesteśmy te same,
umarłe, a wiecznie żyjące...
Ja — drzewo, i ona — dziecko.
Ja — niebo, i ona — słońce...