Do moich przyjaciół

Dajcie mi pokój z przyjaźni imieniem,
Dawno ja w przyjaźń nie wierzę.
Nie jedną kupił gorzkich łez strumieniem
Zwodzony podle, kochany nieszczerze.
Dajcie mi pokój moi przyjaciele,
Bo przyjaźń wasza jest próchnem świecącym,
Z daleka tylko obiecuje wiele —
Z bliska jest — śmieciem błyszczącym.

Dajcie mi pokój — nie mówcie już o niej
Człek idąc w lata ułudzenia traci —
I ile włosów upadnie mu z skroni,
Tylą zawodów doświadczenie płaci.
Nie chcę przyjaciół, bo na cóż się zdali?
Aby szydzili kiedy skorzystali,
I jak zdobywca, co odkrył świat nowy,
Jego mieszkańcom pościnali głowy,
Biada tym, których dusza się otwiera,
Jak kwiat gdy słońce na niego spoziera,
Bo kwiat uwiędnie i dusza zboleje,
Gdy słońce zajdzie — zawiodą nadzieje.
Na cóż się zwodzić, na co łzy wylewać —
Lepiej nie wierzyć, o lepiej nie wierzyć,
Lepiej nie kochać, lepiej nie spodziewać.
I lepiej może swych złudzeń nie przeżyć.
Bo z młodu tylko, dopóki świat nowy
W swych zasłon jeszcze uroku,
Młodemu stawi się oku,
Bo z młodu tylko świat wasz jest różowy.
Lecz idźcie w lata, będziecie powoli
Tracić coraz wiarę młodą,
Im dłużej zwodzony, temu gorzej zaboli
Kiedy nadzieje zawiodą.
I nim twojego kresu dojdziesz człecze
Zielone liścia i kwiaty różowe,

Doświadczenie z ciebie zwlecze.
Będziesz jak drzewo uschłe, co podnosi głowę
I czeka tylko, aż pień bez żywota
Piorun niebios pogruchota.
Dajcież mi pokój, z przyjaźnią w tym świecie,
Dajcie mi pokój! Przyjaciół jest wiele
Lecz pytam się was, powiedźcie mi przecie —
Kto z was przyjaciel, moi przyjaciele? —

 Omelno, d. 26 Maja 1838.

Czytaj dalej: Zima - Józef Ignacy Kraszewski