Był lutnią, w której dusza ludu śpiewa.
Nie mówił: naród! — ale był nim cały;
w nim jego burze złotowłose grzmiały.
łkał smutek stepów, modliły się drzewa.
A że był zrodzon już na grobie chwały,
więc nie tryumfu pieśń szerokozewa,
lecz ból, ból morzem z strun się jego zlewa,
krwawy, gdy blizko — w oddalach już biały...
I jeśli jeno kiedy w dniach ucisku
naród, co niegdyś był szalonym królem,
zgnieciony żalem, obłąkany bólem
płomię swe w jednem zestrzelił ognisku
i jak człek jeden westchnął gdzieś ze spodu
duszy — to On był westchnieniem narodu!