O dolce far niente!
O dolce far niente!
O wczasy! O spoczywania!
Powiew na niebie obłoki rozgania,
Brzemieniem deszczu wzdęte.
Ruszył się liść na drzewie,
Boży go oddech potrąca —
W ślad za nim piersi tych liści tysiąca
W głośnym rozbrzmiały śpiewie.
Zmilkły, nim serce człecze
Zdołało pojąć ich nutę...
O tajemnice, zaledwie odczute!
Niedowidziane odwiecze!
Po górach śniegi leżą,
Słońce je rychło zamęczy:
Topnieją w oczach — patrz! u tej przełęczy,
Tam, pod tą skalną wieżą!...
Zrywa się nagła burza,
Dalekie gdzieś słychać grzmoty —-
Nad złotym jaskrem krąży motyl złoty,
W kielich się jego zanurza.
Minęła bokiem, stroną,
Konają słabe jej echa —
Ziół swych błękitem moczar się uśmiecha,
Krase kosaćce płoną.
Podaj mi chętne dłonie,
W uścisku swym zamknij moje:
Niemal zawstydzony przed tobą dziś stoję,
Że śmiałem sięgnąć po nie.
O dziwy niepojęte!
O nieba szafirze gładki!
O ócz patrzących wieczyste zagadki!...
O dolce far niente!
O dolce far niente!...
Ci śpieszą się do miasta,
Tamci zaś idą gdzieś w pole,
A ja na progu swoim usiąść wolę —
Gnuśność żywota wzrasta.
Księgę do ręki biorę —
Wczytam się w mądrość człeka,
Zapisywaną od wieka do wieka...
Snać wziąłem ją nie w porę:
Gołębie się strzepnęły,
Zabrały mi wszystkie myśli...
Jedni już z targu, drudzy z pola przyszli,
Nie dziwią mnie swymi dziełami...
Kurz podniósł się na drodze —
O, stóp on mych nie opyli,
A jeśli, umiem go strząsnąć tej chwili,
Po ścieżkach wyśnionych chodzę.
W głąb idę może ciemną,
A może nadzwyczaj jasną...
Po co się pytać, czy gwiazdy mi zgasną,
Ty, czuję, dążysz ze mną.
Dwie tęcze się zjawiły
Na widnokręgowym kresie:
Jak dumnie łuk ich ponad ziemię pnie się,
Siedmioma barwami opiły!
Napój to z winnic słońca —
Pić rozwartymi go usty,
A potem w górę podnieść kielich pusty:
Trzeba go chłonąć bez końca...
O dolce far niente!
Ty duszy najdroższe mienie!
Ślepoto oczu i jasnowidzenie,
W godzinie wczasów poczęte!
O dolce far niente!...