Puk, puk! otwórz, święty Pietrze!
— Kto tam?
— Ja, miłość.
— Jaka miłość?
— Chrześcijańska.
Święty Piotr uchylił nieco podwoi, ale całkiem ich nie otworzył, gdyż doświadczenie nauczyło go wielkiej ostrożności. Więc przez szparę tylko zapytał:
— A ty tu czego chcesz?
— Schronienia.
— Jak to, schronienia?
— Bo nie mam się gdzie podziać.
— A przecie kazano ci mieszkać na ziemi.
— Ale ludzie mnie wypędzili.
— Bój-że się Boga! więc dla kilku złych ludzi wyrzekłeś się swojej świętej służby i swego posłannictwa?
— Mnie nie kilku ludzi wypędziło, ale wszystkie narody ziemskie.
Święty Piotr roztworzył całkiem drzwi, wyszedł na zewnątrz Raju i siadł przed bramą na kamieniu.
— Cóż się to stało? — zapytał z niepokojem. O! ale widzę, że nie przyszłaś tu sama. Kogoż to z sobą prowadzisz?
— To moje córki: Sprawiedliwość, Litość i Prawda.
— Wypędzono je także?
— Tak. Niema już dla nas miejsca między narodami ziemi.
— Ciągle mówisz o narodach ziemi, ale się przecie zastanów. Ludzie zawsze grzeszyli przeciw tobie, narody zawsze wiodły z sobą wojny okrutne, a jednak nie uciekłaś od nich.
— Ludzie grzeszyli i narody wiodły wojny okrutne, ale w głębi serc miały wiarę i przekonanie, że to ja powinnam być podstawą życia. Teraz ta wiara wypaliła się do cna. Nie zostało z niej ani śladu, święty Pietrze, i dlatego, naprawdę ja już nie mam nic do roboty na ziemi.
— Skądże to poszło? — zapytał święty Piotr.
Miłość Chrześcijańska wyciągnęła ramię ku dołowi, kędy w otchłaniach przestrzeni widać było wirującą kulę ziemską i, ukazawszy na niej palcem ciemną plamę, odrzekła:
— Stamtąd.
Święty Piotr utkwił oczy w ową ciemną plamę, patrzył długo i wreszcie rzekł:
— Widzę... Miasto! a w niem i naokół mnóstwo pomników...
— Pomników tego, któremu na imię było: Nienawiść.
— Tak... Poznaję... To on... i rozumiem.
— Więc puść mnie święty Kluczniku.
— Zaraz. Tylko powiedz mi jeszcze, czy nie próbowałaś pójść gdzie indziej?
— Poszłam na Zachód, ale tam cały kraj w stronnictwach i nawet bracia braci tak nienawidzą, że zupełnie nie było dla mnie miejsca.
— Mogłaś pójść jeszcze dalej — za morza.
— Nie miałam pieniędzy.
— No, a w drugą stronę od miasta Nienawiści?
— Nie miałam... paszportu.
— Nigdzie nie mogłaś?
— Nigdzie.
— Więc gdyby nasz Pan Ukrzyżowany chciał znowu zstąpić na ziemię...?
— Och święty Pietrze, nie puszczono by Go lub wyszydzono.
Nastała chwila milczenia, po czym Apostoł podniósł głowę, spojrzał ze smutnem zdziwieniem na Miłość Chrześcijańską i zapytał:
— Ale powiedz mi wreszcie, co im zastąpi Jego naukę i ciebie?
A ona odrzekła:
— Powiadają, że rynki zbytu.