I nagle, tętniąc krwią, widzialną w skroni,
Jako wąż z krzaków z ramion mych wypadła,
Wyprostowana, ponura, wy bladła,
Cała w warkocza złocistej ustroni!
Koło niej blaski fruwają po błoni
I różnobarwne motyli widziadła,
Nad nią - nichiosów błękitne zwierciadła
I chmur obrazy w ich błękitnej toni!
"Pragnęłam - rzekła - spowiedzią wzajemną
Rozjaśnić dusze, zanim w bólu posną -
A od twych pieszczot, aż w oczach mi ciemno,
A od twych szeptań, aż w sercu mi głośno.
Nędzniej sza jestem od własnego cienia."
(Tak mówiąc, w oczach moich wciąż się zmienia!)