Komary

Co tu ko­ma­rów, o mój miły Boże!
Krwi gdy­by było, wy­pi­ły­by mo­rze.
Owa gieł­dzi­stów roz­ju­szo­na rze­sza,
Co trut­ki rzu­ca i si­dła roz­wie­sza,
Mi­strze fry­mar­ki że­la­znych ko­lei,
Co dla oj­czy­zny wła­sne brzu­chy tu­czą,
Brat­nie mło­ko­sy kwie­ci­stych na­dziei,
Co z abe­ca­dłem już się że­brać uczą;
Apo­sto­ło­wie mnie­ma­néj oświa­ty,
Któ­rych su­mie­nie w sto­sun­ku za­pła­ty,
Owi co­dzien­nych fał­szów no­wi­nia­rze,
Owi kry­ty­ki ciem­ni ba­ka­ła­rze,
Ka­łem cie­ką­ca kro­ni­kar­ska tłusz­cza,
Co oprócz jadu nic z sie­bie nie pusz­cza;
A na­de­wszyst­ko wy­do­by­te z bru­du
Owe fał­szy­we opie­ku­ny ludu,
Co to bez­czel­nie, ło­try bez czci wia­ry,
Sze­rzą wście­kli­znę, aby po­tem dar­mo
Krwi splu­ga­wio­néj na­sy­cić się kar­mą;
Wszyst­ko to, wszyst­ko zgłod­nia­łe ko­ma­ry,
Co nas tną cią­gle, piją krew bez mia­ry.

Czy­taj da­lej: Koguty - Aleksander Fredro