O Boże! Boże łaskawy!
W długiéj drodze mego życia
Jak za rękę wiodłeś mnie.
Niesforne błędy młodości
Po ojcowsku przebaczałeś,
Jak na dziecie miałeś wzgląd
I przestrogi a nie kary
W serca lałeś czysty zdrój.
Małżonkę, dzieci, wnuczęta,
Tych klejnotów mojéj duszy,
Skarbów skarby dał mi Bóg.
A jednak, jednak o Panie!
Jestem biedny, bardzo biedny,
W Tobie pomoc, Ty mi daj,
Bo me życie niema zorzy,
Czarny, czarny dla mnie świat.
Miłością tylko oddycham,
Dzieci moje duszą moją,
Męką troska o ich los.
O Boże! Boże! Gwiazdkę nadziei
Rzuć raz jeszcze nad mym grobem,
Przeszlij promyk w przyszły czas,
Co jeżeli nie oświeci,
Niech przynajmniej zdala tli.
Bez światła straszno w tem życiu,
A bez Wiary niema światła,
Wszędzie tylko czarna noc;
Okropne wszędzie zwątpienie,
Co uderza jak uragan
O bezdusznych szczyty skał.
Cicho... cicho... coraz więcéj,
Bo ciemnoty gońcem śmierć.
Ach! umrzeć chciałbym tak chętnie,
Lecz umierać ciężko zawsze,
Pożegnania gorzki żal;
Niepewność, co tam w podróży
Twardéj życia jeszcze czeka,
Czy obronę będą mieć;
Wszystko trwoży o istoty,
Którym chciałbym niebo dać.
Pod Twoją świętą opiekę
Wiernem sercem się oddaję;
Ale jestżem godzien jéj?
Bez skazy kończę mój żywot;
Ale zasług, o mój Boże!
Jakiż skąpy, cichy plon!
Miłosierdzia przeto tylko
Błagać mogę z Twoich rąk.
O Panie!... Gwiazdki nadziei
Dla mych dzieci kornie proszę,
Niech wiosenny zejdzie kwiat,
Coby im kiedyś swobodnie
Bez zawiści, nienawiści,
W cichem życiu wzrastać mógł
I pod świętem Twojem skrzydłem
Uniósł w nieba czystą woń.