Jesienne wichry powieją,
Liść po liściu spada z drzewa,
Smutnym staje stary pień;
Lecz wiosna znowu powróci
Znowu liście się rozwiną
I umają stary pień.
Podobnie w naszéj starości
Opuszczają nas znajomi,
Coraz puściéj koło nas. —
Lecz wiosny dla nich już niema,
Już nie wrócą do przyjaciół
Nowe z nimi spędzać dnie.
Nie wrócisz i ty już nigdy,
Mój ty dobry Alexandrze,
Coś tak nagle zniknął nam.
Zaledwie jeszcze wierzymy,
Oglądamy się za tobą,
Bo za tobą żal nam, żal.
Nie długie było twe życie,
Ale długie troski twoje,
Szczodrze ciernie sypał los.
A jednak nigdy zawiści,
Nigdy złości ni goryczy
Nie mieściło serce twe.
Ze szczupłych twoich dochodów
Oszczędzałeś jeszcze tyle,
Że jałmużnę mogłeś dać;
Z koniecznych potrzeb na życie
Odtrącałeś jeszcze tyle,
Żeś pracować ciągle mógł.
Jedynym twoim spoczynkiem
I rozrywką było jedną
W przyjacielskie kółko pójść.
Tam, kiedy czasem wieczorem
Przy okrągłym naszym stole
Jak domowy chciałeś siąść.
Natenczas w twojéj rozmowie
Tak bogatą, tak swobodną,
Tak wesołą była myśl,
Jak gdyby w przyszłość daleką
Gwiazda szczęścia ci świeciła
I różami kwitnął świat.
Brakować nam też cię będzie,
Ty poczciwy, ty szlachetny,
Alexandrze dobry mój.
Już w kółku naszem nie siędziesz,
Nie uściśniesz naszéj ręki...
Ach za tobą żal nam, żal.