AKT II.
(Pokój jak na początku aktu pierwszego — Cześnik siedzi przy stoliku).
SCENA I.
Cześnik, Papkin, (wchodzi za nim) Wacław, (który zostaje przy drzwiach).
Papkin (rzucając się w krzesło).
A, bierz licho takie znoje!
Ledwie idę , ledwie stoję —
Ależbo to było żwawo!
Diablem gromił w lewo, w prawo —
Ledwie żyję. — Każ dać wina!
A starego. — Wyschła ślina,
Pot strugami ciecze z czoła —
Któż me dzieła pojąć zdoła!
Cześnik.
Ja, bom widział.
Papkin.
Ha! widziałeś? —
Gracko?
Cześnik.
Gracko z tyłu stałeś.
Papkin.
Z tyłu, z przodu, nic nie znaczy,
Dobry rycerz wszędzie straszny.
Cześnik.
Ta bezczelność...
Papkin.
Nie inaczej,
Bezczelności trzeba było,
Aby walczyć z taką siłą.
Cześnik.
Waszeć kłamiesz, Mocium Panie....
Papkin.
Tylko słuchaj, słuchać warto:
Chciałem zdobyć rusztowanie,
Lecz skoczyłem tak zażarto,
Żem się znalazł z drugiej strony
Przyciśnięty, otoczony
Mularzami, pachołkami,
Hajdukami, pajukami.
A — kroć kroci! jak się zwinę!
Jak dwóch chwycę za czuprynę!
Dalej żwawo młynka z niemi —
Jak cepami wkoło młócę;
Ile razy się obrócę,
Po dziesięciu ich na ziemi.
Tak mi rosła wciąż mogiła,
A gdy z murem równa była,
Otworzyłem obie dłonie
I stanąłem na tej stronie.
Lecz co jeszcze...
Cześnik.
Tfy! do czarta!...
Papkin.
Podziwienia rzecz jest warta,
Że uniosłem z sobą jeńca —
Teraz, Panie, czekam wieńca.
Cześnik (spostrzegłszy Wacława).
Cóż to znaczy?
Papkin (ocierając czoło).
Komisarza
Pana Milczka w jassyr wziąłem.
Cześnik.
A to po co? — jakiem czołem?
Papkin.
Ja zabieram co się zdarza.
Cześnik (do Wacława).
Waszeć z Bogiem ruszaj sobie,
I uwiadom swego pana,
Że, jak w jakimbądź sposobie
Mnie zaczepka będzie dana,
To mu taką fimfę zrobię,
Iż, nim rzuci wkoło okiem,
Wytnie kozła pod obłokiem. —
Waść się wynoś szybkim krokiem.
Papkin.
Poświęć się tu czyjej sprawie!
Walcz jak Achil — radź jak Kato,
Pozazdroszczą twojej sławie,
I sto czartów dadzą za to.
Wacław (do Cześnika).
Przebacz, Panie, słów niewiele,
Które wyrzec się ośmielę:
Jesteś gniewny na sąsiada,
Że ci czasem na zawadzie...
Cześnik.
Czasem? — zawsze.
Wacław.
On powiada...
Cześnik.
Niech nie słyszę o tym gadzie.
Wacław.
Czy nie byłoby sposobu,
Ustąpiwszy ze stron obu,
Zapomniawszy przeszłe szkody,
Do sąsiedzkiej wrócić zgody?
Cześnik.
Ja, z nim w zgodzie? — Mocium panie,
Wprzódy słońce w miejscu stanie,
Wprzódy w morzu wyschnie woda,
Nim tu u nas będzie zgoda.
Wacław.
Dzisiaj umysł niespokojny
Za porywczo sąd wyrzeka...
Cześnik.
Od powietrza, ognia, wojny,
I do tego, od człowieka,
Co się wszystkim nizko kłania,
Niech nas zawsze Bóg obrania.
Wacław.
Lepiej nizko, niż nic wcale.
Cześnik.
Brednia!
Wacław.
Ale...
Cześnik.
Niema: ale.
Wacław.
Nie broń Panie mieć nadziei...
Cześnik.
Bronie do kroć sto tysięcy!
I niech o nim nie wiem więcej,
Ni o jego (ironicznie, zmierzając do Wacława) kaznodziei,
Bo się obu, Mocium Panie,
Jakem szlachcic, co dostanie.
(odchodzi we drzwi środkowe)
SCENA II.
Papkin, Wacław.
Papkin.
Diabeł pali w tym Cześniku.
Wacław.
Chcieć ich zbliżyć, czasu szkoda.
Papkin.
Mało zysku, dużo krzyku.
Wacław.
Tych dwóch ludzi — ogień, woda.
Papkin.
Cóż, paniczu, będzie z nami?
Wacław.
Ha! zostanę tu w niewoli.
Papkin.
Brałem jeńców tysiącami,
Co zawiśli od mej woli;
Bom lat dziesięć toczył boje,
Gdzie się lały krwawe zdroje,
Tak, że wkoło na mil cztery,
Jak czerwone było morze. —
Tam zyskałem i ordery,
I tytuły, i honory;
Ale tego być nie może;
Zbyt to szczytne dla nas wzory;
Dziś utarczka jest igraszką,
A twa wolność będzie fraszką.
Wacław.
Ja w niewoli tu zostanę.
Papkin.
Prawo wstrzymać jest mi dane,
Alem zawsze był wspaniały,
Przyjmę zatem okup mały.
Wacław.
Ja w niewoli zostać muszę.
Papkin.
Znaj więc wielką moję duszą:
Jesteś wolny — idź do diaska —
A za wolność dasz co łaska.
Wacław.
Ja zostanę tu w niewoli.
Papkin.
Ale Cześnik nie pozwoli.
Wacław.
Kto mnie ujął, niech mnie trzyma;
Papkin.
Ale, bratku, sensu niema;
Nie daj grosza, a idź sobie.
Wacław.
I pół kroku ztąd nie zrobię.
Papkin.
Idź, bom gotów użyć broni.
Wacław (zawsze z flegmą).
A ja tylko własnej dłoni.
Papkin (na stronie).
Cóż za człowiek, u kaduka!
Samochcący guza szuka,
I mnie jeszcze go nagoni.
(do Wacława) Bój się Boga — idź do czarta.
Wacław.
Nie, nie pójdę — tu zostanę.
Papkin.
A to jakaś ćma uparta!
Wacław (pokazując sakiewkę).
Ale patrzno bratku, co to?
Papkin.
Brzęknij tylko.
Wacław.
Złoto?
Papkin.
Złoto.
Wacław.
Będzie twojem.
Papkin.
Niech Pan siada.
Wacław.
Ale darmo nikt nie daje.
Papkin.
Wielka prawda. — Cóż wypada
Abym zrobił? Gdyż zostaję
W położeniu arcy ciasnem:
Za procentem moim własnym
Trzeba jeździć jak w konkury,
A w kieszeni, panie bracie,
Albo pustki, albo dziury.
Wacław.
Kocham Klarę.
Papkin (na stronie).
Otóż macie!
Wacław.
I chcę zostać tu przy Klarze.
Papkin.
To źle.
Wacław (chowając sakiewkę).
Czy źle?
Papkin (zatrzymując mu rękę).
Niekoniecznie.
Ale Cześnik w tym zamiarze
Będzie pewnie działać sprzecznie.
Wacław.
Niechaj nie wie.
Papkin.
Jak się dowie?
Wacław.
Niech mnie przyjmie.
Papkin.
Trudno będzie.
Wacław (brzęcząc złotem).
Tu początek, koniec w głowie.
Papkin.
A jak Cześnik na mnie siędzie?
Wacław.
Nic nie znaczy.
Papkin.
Ba! jak komu.
(wzruszając głową)
I dla Klary — komisarza. —
Wacław.
Jestem Wacław.
Papkin.
Syn Rejenta!
O dla Boga! i w tym domu!
Waszmość obu nas naraża,
Oba idziem na praszczęta. (Wacław brzęknął sakiewką)
Brzęczy pięknie —
Wacław.
Miej za dane,
Jeśli w służbie tu zostanę.
Papkin.
Ha! srpóbuję. (chce wziąść sakiewkę)
Wacław (odsuwając).
Później nieco. —
Lecz pamiętaj, że z mej wieży
Szybko kulki na dół lecą —
Fiut z wiatrówki — Papkin leży...
Gdyby zdradzić chęć go jęła.
Papkin.
W skrytym toku tego dzieła
Tak postąpię, jak należy,
Niezważając na przymówkę.
Ale Waciu, jak mnie kochasz,
Dzisiaj jeszcze spal wiatrówkę.
Wacław.
Nie trać czasu.
Papkin.
Idę, idę.
(na stronie)
Diabeł nadał tryumf taki!
Coraz głębiej włażę w biedę.
W moim jeńcu mam rywala —
Przykro zblizka — gorzej zdala —
Tamten zamknie, ten zastrzeli —
A bodaj cię diabli wzięli!
(wracając odedrzwi)
A sakiewka?
Wacław.
Zostać może.
Papkin.
W samej rzeczy?
Wacław.
Nie inaczej.
(Papkin wychodzi środkowemi drzwiami)
SCENA III.
Wacław, Klara.
Klara.
Co wyrabiasz, o mój Boże!
Trzebaby mi być w rozpaczy,
Gdybym tylko czasu miała.
Wacław.
Cóż się stało? co się dzieje?
Klara.
Jeszcze mi się w oczy śmieje!
Ja wiem wszystko, bom słuchała —
Chcesz tu zostać.
Wacław.
Cóż w tem złego?
Klara.
Miej rozsądek.
Wacław.
Cóż mi z niego?
Kiedy już jest dowiedzione,
Że rozsądku zwykłą drogą
Niezawodnie połączone
Losy nasze być nie mogą,
Pocóż w dawnej trwać kolei? —
Dalej żwawo manowcami,
Gdzie zadnieje brzask nadziei,
Gdzie mniej ciemno jest przed nami! —
Nie rzucajmy na bok okiem,
Bo przepaści pewnie wkoło,
Śmiałym naprzód idźmy krokiem.
A jeżeli stałość będzie
Towarzyszyć w naszym pedzie,
Mimo sporu — przeszkód wielu,
Dojdziem przecie kiedyś celu.
Klara.
Dobrze mówisz, idźmy śmiało;
Prostą drogą zyszczem mało,
Przekonałeś przyjacielu;
Lepiej mówisz niż dziś rano,
Gdyś ucieczkę z sobą radził.
Ale nużby cię poznano?
Nużby Papkin ufność zdradził?
Wacław.
Nie patrz w przepaść, moja droga,
Tu do serca nachyl skronie;
Prędko zniknie każda trwoga,
Gdy w miłości wzrok utonie.
Klara.
Zostań zatem w imie Boże,
Masz odemnie pozwolenie.
Wacław.
Twoje, Klaro, nie pomoże,
Lubo z życiem równie cenię.
Klara.
I do stryja trafim może,
A to wolą Podstoliny.
Bo wiedz, iż w tej właśnie chwili
Miłość sobie oświadczyli —
Ona skromna, raczka spiekła,
Ale rączkę mu przyrzekła.
Ująć ci ją łatwo będzie,
Pochlebiając w każdym względzie;
Chwal bez miary rozum, cnoty,
Piękność, kształtność jej osoby;
A czem zechcesz, w naszym domu
Tej zostaniesz jeszcze doby.
Wacław.
Z komisarza na pisarza!
Zły coś pozór ztąd wynika;
Ależ znowu, wszak się zważa
Honor służby u Cześnika.
Klara.
Biegnę, powiem Podstolinie,
Że ktoś z prośbą tu ją czeka. —
(podając mu rękę)
Miej nadzieję — złe przeminie —
Chwila szczęścia niedaleka.
(odchodzi we drzwi prawe)
SCENA IV.
Wacław.
Przed godziną z trwogi mdleje,
Za godzinę wzorem męstwa,
To nie widzi podobieństwa,
To ma więcej niż nadzieję. —
O płci piękna, luba, droga!
Twoja radość, twoje żale,
To jeziora lekkie fale:
Jedna drugą ciągle ściga,
Ta się schyla, ta się dźwiga,
Ale zawsze w blasku słońca,
Zawsze czysta i bez końca! —
A my, dumni władcy świata,
Mimo siebie pochwyceni
Za tym cieniem co ulata,
Całe życie, z chwili w chwilę
Przepędzamy jak motyle.
SCENA V.
Wacław, Podstolina (ze drzwi prawych).
Podstolina.
Gdzież suplikant? — O cóż prosi?
Wacław (z nizkim ukłonem).
Tu jest natręt.
Podstolina.
Ty młodzianie?
Wacław (jeszcze nachylony).
Zbyt się winnym może stanie,
Iż tak śmiało wzrok podnosi...
Ha!...
Podstolina.
Co widzę.
Wacław (po krótkiem milczeniu).
Anna!
Podstolina.
Wacław!
Wacław (z pomieszaniem).
Nie wiem wprawdzie...
Podstolina.
To spotkanie!...
Wacław.
Ty więc jesteś Podstoliną?
Podstolina.
Nie wiedziałżeś?
Wacław (jak wprzódy).
Przed godziną...
(na stronie) Co tu mówić! — w jakiej roli —
Podstolina.
Nie wiedziałżeś, że Podstoli
Czepiersiński, mój mąż trzeci,
Niech nad duszą Bóg mu świeci,
Zaślubiwszy mnie na wiosnę,
Już w jesieni leżał w grobie?
Wacław.
Tak, tak, przypominam sobie.
Podstolina.
Oddał ducha na mem łonie.
Wacław (roztargniony).
Oddał? — tak, tak, oddał pewnie.
Podstolina.
Zapłakałam z razu rzewnie;
Nie mieć męża mocno boli,
Lecz i smutek w czasie tonie.
Wacław (roztargniony).
Więc utonął pan Podstoli.
Podstolina.
Któż powiada?
Wacław.
Nie powiada?
Dobrze. — Zatem odejść muszę.
Podstolina (zatrzymując go).
Co on myśli, co on gada! —
Ty szalejesz, na mą duszę!
Wacław.
To być może.
Podstolina (czule).
Ja cię zwiążę,
Ja cię zamknę, drogi książe.
Wacław.
Ach, nie powtórz tego słowa!
Patrz jak wstydem cały płonę
Za studenckie przewinienia.
Ni tytułu, ni imienia
Wacław dalej nie zachowa,
Bo te były —
Podstolina.
Cóż?
Wacław.
Zmyślone.
Podstolina.
.Wszystko?
Wacław.
Wszystko, co do joty.
Podstolina.
I nie księciem?...
Wacław.
Ani trochę.
Podstolina.
Cóż za powód?
Wacław.
Myśli płoche,
Szał młodości — chęć pustoty —
Jednem słowem, coś bez celu,
Jakto każde głupstwo prawie.
Podstolina.
Ależ miłość twa, Wacławie?
Wacław (na stronie)
Siedźże teraz w wilczym dole!
Podstolina.
Ten rumieniec na twem czole
Jak tłómaczyć? — Ja czekałam,
W całej Litwie cię szukałam,
Lecz o księciu Rodosławie
Nikt nie wiedział, nie mógł wiedzieć.
Wacław.
Byłem... młody...
Podstolina (powtarzając ironicznie).
Byłem młody? —
Ale biegły w swojej sztuce.
Wacław.
Tego nie wiem.
Podstolina.
Są dowody.
Wacław.
A to jakie?
Podstolina.
Twoja zdrada.
Wacław.
Żem się zmienił, być to może;
Trudnoż kochać nieustannie!
Lecz gdy karcić mnie wypada,
Czyż przystoi zmiennej Annie? —
Nie szukałaś zbyt daleko,
Nie czekałaś czas zbyt długi —
Podstolemu spadło wieko,
Jużci Cześnik na usługi,
I niech dzisiaj Cześnik ziewnie,
Jutro Krajczy będzie pewnie.
Ja wyrzutów ci nie robię,
Owszem, owszem, szczęść ci Boże;
Lecz co czynić wolno tobie,
Niechże każdy czynić może. —
Gdym więc zmieniał czucia moje,
Szedłem tylko w twoje ślady;
I zdradzaliśmy oboje,
Lub też wcale niema zdrady.
Podstolina.
Jestem wdową, mój Wacławie.
Wacław.
Ja żonaty jestem prawie.
Podstolina.
Któż ty jesteś, ty zbyt znany?
Wacław.
Wacław Milczek.
Podstolina.
Syn Rejenta!
Tu w tym domu...
Wacław (kończąc).
Zabłąkany.
Podstolina.
Jestem trwogą wskróś przejęta —
W oczach ciemno — serce bije —
Jak cię Cześnik tu odkryje!
Jak rywala pozna w tobie!
Wacław.
Ach nie znajdzie go już we mnie.
Podstolina.
Nie zapieraj się daremnie;
Wszak błagałeś Podstolinę,
By do ciebie wyjść raczyła.
Czegoż żądasz?
Wacław.
Niechaj zginę,
Jeśli sam wiem. — Bywaj zdrowa!
Podstolina (zatrzymując go).
Zawsze jeszcze dawna głowa.
Stój, nie odchodź.
Wacław (na stronie).
Ach Papkinie,
Wziąłeś, wziąłeś mnie w niewolę.
Podstolina.
Tyś kochany był jedynie;
Nad sto książąt ciebie wolę. —
Do mych komnat chodź w ukrycie,
Tam bezpieczny będziesz luby,
Bo cię broni moje życie,
Bo z obrony szuka chluby.
SCENA VI.
Podstolina, Wacław, Klara (ze drzwi prawych).
Wacław (ujrzawszy Klarę, boleśnie).
Ach!
Klara (wesoło).
I cóż?
Podstolina.
To jest... —
Wacław.
Nic niema... —
Klara (do Podstoliny).
Czegoż żąda?
Podstolina (na stronie).
Co powiedzieć!
Klara (na stronie).
Dobrze idzie — już z nim trzyma.
(głośno) Nie powinnam może wiedzieć?
Wacław.
O, dlaczego!
Podstolina.
Wielkiej wagi
Jest interes Jegomości,
Działać trudno bez rozwagi. —
Zatem, proszę, nie mów słowa,
Że o jego wiesz bytności —
Później całą rzecz wyłuszczę.
Wacław (cicho do Podstoliny).
Ja odejdę.
Podstolina (podobnie).
Ja nie puszczę.
(głośno) Proszę z sobą Waszmość Pana!
Jego sprawa zawikłana,
Muszę przejrzeć dokumenta.
(do Klary, całując ją w czoło)
A Klarunia niech pamięta
Nie powiadać nic nikomu.
Klara.
Nikt się w tym nie dowie domu...
Podstolina.
Bo nad miarę nam zaszkodzi;
Później powiem o co chodzi.
(odchodzi kiwnąwszy na Wacława, który ze spuszczoną głową za nią odchodzi we drzwi prawe)
Klara (sama).
Śmieszniejszego cóż być może,
Jak gdy zwodzić chce zwiedziony!
Ach, jak Wacław w swej pokorze
Zdał się wzywać jej obrony!
Ledwiem, ledwie śmiech wstrzymała.
Ale hola, hola panno!
Do tryumfu nie masz prawa;
Choć początek dobry miała,
Niewygrana przeto sprawa.
SCENA VII.
Klara, Papkin.
Papkin.
Jak w dezertej Arabii
Złotosiejny wzrok Febowy
Niesie skwarem śmierć lilii,
Aż nakłoni białej głowy;
A zebrana na błękicie
Płodorodna kropla rosy
Wraca zwiędłej nowe życie,
I unosi pod niebiosy —
Równo-władna, równo-czynna
Prezencya twoja miła,
Starościanko miodopłynna,
(z ukłonem) Dla twojego sługi była. —
Jużem blizki był zwiędnienia,
Gdy twe oko wszystko zmienia.
Oby kiedyś dały Bogi,
Abym niosąc odwet drogi,
Nim czas raźniej machnie kosą,
Był twym żarem, był twą rosą. (ukłon głęboki)
Klara (ironicznie całą tę scenę, oddając nizki ukłon).
Równie z rytmu jak z oręża
Tak sławnego dostać męża,
Jest zaszczytem białogłowy;
Ale każdy dziś młodzieniec
Miłośnemi czczemi słowy
Zwykł przeplatać ślubny wieniec,
Trudnoż zawsze dawać wiarę.
Papkin.
Cóż nie wierzyć, wielkie Nieba!
Że się kocha piękną Klarę,
Czyliż na to przysiąg trzeba?
Klara.
Że się kocha — nie potrzeba;
A że zawsze równie będzie,
I przysięga nic nie znaczy.
Papkin.
Ach, na serca mego grzędzie
Niech twe ziarnko bujać raczy;
A zadatek ten twój mały
Puści korzeń wieczno-trwały.
Klara.
W dawnych czasach rycerz prawy,
Lubo zdobion wieńcem sławy,
Lubo staczał krwawe boje,
Nim oświadczył miłość swoję —
Ku czci drogiej swej kochanki
W turniejowe wjeżdżał szranki.
Tam na kopją dzielnic gonił,
Po dziesięciu zsadzał z koni,
I dopiero gdy się skłonił
Wziąść nagrodę z lubej dłoni,
Błagał aby sercu miła
Kochać mu się pozwoliła —
By mu wolno pod jej barwą
Kruszyć kopje, miecze ścierać,
Dla niej tylko żyć, umierać.
Papkin.
Z tego stroju i z tej broni
Marsowego znać piastuna,
Co w rycerskiej zbiegł pogoni
Od bieguna do bieguna.
Oby moja Artemiza,
Światu groźne to żelazo,
Krwią jak gąbka napęcniałe,
Przemówiło choć tą razą
Wam na wiarę, mnie na chwałę —
(z coraz większym zapałem)
Gdzie na skale gród kamienny,
Gdzie działami mur brzemienny,
Gdzie bagnetów ostre wały,
Gdzie sklepienie z dzid i szabli,
Tam był Papkin — lew zuchwały!
Strzelec boski! — rębacz diabli!
Jęk, szczęk, krzyk, ryk, śmierć dokoła,
Tu bezbronny pardon woła,
Tu dziewica ręce łamie,
Matka płacze — dziecię kwili —
Ale spada moje ramie:
Ci co żywi — już nie żyli. —
(Klara parska śmiechem).
Przebacz zapał zgrozo-krwawy
Rycerskiego uniesienia,
Ale widzisz: dość mam sławy,
Brak mi tylko pozwolenia,
Bym w fortunnych stanął rzędzie,
Których celem Klara będzie.
Klara.
Więc zezwalam.
Papkin (klękając).
Przyjmij śluby...
Klara.
Hola! teraz laty próby,
W nich dowody posłuszeństwa
Wytrwałości i śmiałości.
Papkin.
O królowo wszech-piękności!
Ornamencie człowieczeństwa!
Powiedz: w ogień skocz Papkinie —
A twój Papkin w ogniu zginie. (wstaje)
Klara.
Nie tak srogie me żądanie.
Klejnot rycerskiego stanu
Pastwą ognia nie zostanie. —
Lecz powtarzam Waszmość Panu:
Posłuszeństwa, wytrwałości
I śmiałości żądam próby.
Papkin.
W każdej znajdę powód chluby.
Klara.
Posłuszeństwa chcąc dać miarę,
Milczeć trzeba sześć miesiecy.
Papkin.
Nic nie gadać?
Klara.
Tak — nic więcej.
Wytrwałości zaś dam wiarę,
Gdy o chlebie i o wodzie...
Papkin.
Tylko, przebóg, nie zbyt długo.
Klara.
Rok i dni sześć.
Papkin (boleśnie).
Jestem w grobie...
(z ukłonem) Ale zawsze twoim sługą.
Klara.
Zaś śmiałości, w tym sposobie
Da mi dowód, kto dać zechce.
W oddalonej ztąd krainie
Jadowity potwór słynie,
Najmężniejszym trwogą bywa,
Krokodylem się nazywa.
Niech go schwyci i przystawi,
Moje oko nim zabawi,
Bom ciekawa jest nad miarę
Widzieć żywą tę poczwarę.
To jest wolą niewzruszoną —
A kto spełni co ja każę,
Ten powiedzie przed ołtarze,
Tego tylko będę żoną. (ukłoniwszy się, odchodzi we drzwi prawe)
SCENA VIII.
Papkin (po długiem milczeniu).
Krrrokodyla! (ironicznie) Tylko tyle! —
Co za koncept, u kaduka!
Pannom w głowie krokodyle,
Bo dziś każda zgrozy szuka;
To dziś modne, wdzięczne, ładne,
Co zabójcze, co szkaradne. —
Dawniej młoda panieneczka
Mile rzekła kochankowi:
Daj mi, luby, kanareczka. —
A dziś każda swemu powie:
Jeśli nie chcesz mojej zguby,
Krrrokodyla daj mi luby. —
(po krótkiem milczeniu)
Post, milczenie wszystko fraszka,
Straży przy mnie nie postawi —
Ale potwór nie igraszka,
Czart nie Papkin go przystawi.
(idzie ku drzwiom prawym i spotyka się z wybiegającym Wacławem)
Ha!
Wacław.
Co?
Papkin.
Nic.
Wacław (rzucając mu sakiewkę).
Masz — milcz, bo wiesz!
Papkin (chwytając sakiewkę).
Wiem.
(Wacław odchodzi)
(po krótkiem milczeniu)
Wiem — nic nie wiem. — Czy zostaje,
Czy odchodzi, za co daje,
Nie wiem wcale. — Wiem, że złoto,
Wiem, ze dając zrobił ładnie,
Ale nie wiem: od Cześnika
Czy mi na kark co nic spadnie. —
Wiem: jak zdradzę zalotnika,
Że z wiatrówki dmuchnąć gotów;
Ale nie wiem, nie wiem wcale,
Czy na końcu z tych obrotów
Od Cześnika łeb ocalę. —
Wiem i nie wiem — sprawa diabla,
Tutaj kulka, a tu szabla —
Jednak dobrze rzekł pan Benet:
(podrzucając sakiewkę)
Beatus qui tenet.
SCENA IX.
Papkin, Cześnik (ze drzwi środkowych).
Cześnik.
Winszuj Waszmość mi sukcessu!
Dzisiaj moje zrękowiny:
Już finalnie, bez regressu
Słowom dostał Podstoliny.
Papkin.
Ja wiem, jak to przyszło drogo:
Wszakci moją to robotą.
Cześnik.
O! — Waściną! — Patrzcieno go!
Mnie się Waszeć pytaj o to. — (oglądnąwszy się)
Tak mi się tam w dobrą chwilę
Nawinęła snadnie, mile,
Dała zezek, umizg taki,
Żem posunął w koperczaki. —
Ona dalej w ceregiele —
Ni siak, ni tak, tędy, siędy,
A ja sobie coraz bliżej,
Śród chychotek, śród gawędy,
Bliżej... bliżej... Cmok! nareszcie —...
(dobrodusznie) A! zrobiłem wstyd niewieście;
Jak alkiermes wskróś spłonęła —
Mnie konfuzja ogarnęła —
Tak, że wziąwszy za pas nogi,
Chciałem drapnąć za trzy progi. —
Wtedy ona, Mocium Panie,
Zawołała: stój Macieju —
Niech się twoja wola stanie,
Ja przyjmuję ją w pokorze —
Masz ten pierścień — szczęść nam Boże.
Papkin.
Daj go kaci! wielka sztuka!
Cześnik (w złości).
Z rewerencją, u kaduka,
Bo... (wskazuje drzwi)
Papkin.
A zawsześ w gniewie skory. —
Jakieby to były spory,
Gdybym nie miał krwi zimniejszej. —
Ale mówmy o ważniejszej
Teraz rzeczy.
Cześnik.
Ja tak radzę.
Papkin.
Ow młodzieniec od Rejenta —
Co mnie długo popamięta!
Bardzo prosi, czy nie może
Przy Waszmości zostać dworze.
Zdatny, zwinny, wierny będzie,
Lecz co z tego? (tajemnie) mówią wszędzie,
Że za kołnierz nie wyleje.
Cześnik.
Nie wyleje, czy wyleje —
Miejsca u mnie nie zagrzeje:
Bo nie będę z ziemi zbierał,
Co Milczkowi z nosa spadnie...
Chyba, gdyby się opierał,
Chciał zatrzymać samowładnie,
Wtedy przyjmę na przekorę.
Będziesz mógł to poznać snadnie,
Bo imprezę inną biorę:
Za dzisiejszą mą swawolę,
I że w murze tam gdzieś dziura,
Gotów pieniać mnie szlachciura —
Więc krzyżową skończyć wolę.
Pójdziesz wyzwać, Mocium Panie:
Circa quartam niech mi stanie
U trzech kopców, w czarnym lesie.
(do siebie) Jak mu utnę jedno ucho,
A czy z drugiem się wyniesie!
Papkin.
Lepiej pisać.
Cześnik.
A, broń Boże!
Tam objaśnień, tam namowy,
Tam potrzeba tęgiej głowy.
Papkin.
Muszę przyznać się Waszmości:
Od ostatniej mej słabości
Tak zgłupiałem!
Cześnik.
To być może.
Papkin.
Zatem...
Cześnik.
Wykręt nie pomoże. —
Papkin.
Miejże, człeku, Boga w duszy,
Nie wysyłaj nieboraka;
Nim mu w lesie utniesz uszy,
Mnie tam spotka hańba jaka. —
Wszakżeś mówił dzisiaj rano:
Miłe mi jest jeszcze życie,
Gotów otruć, zabić skrycie.
Cześnik.
Skrycie — nie na boskim świecie.
Papkin (niekontent).
Ej tam, co tam!
Cześnik.
Tać ci przecie
Mnie pod nosem łba nie utnie.
Papkin.
Diabeł nie śpi.
Cześnik.
Bałamutnie!
Papkin (pokazując powieszenie).
A nużby mnie.
Cześnik (grożąc).
Niech spróbuje!
Takąbym mu kurtę skroił!
Papkin.
Diabliż mi tam po tej kurcie,
Jak zadyndam gdzie na furcie.
Cześnik (głaszcząc go).
Wiesz co, Papciu, — spraw się ładnie,
A w kieszonkę grubo wpadnie.
(Całuje go w czoło i odchodzi we drzwi lewe. — Papkin ze skrzywioną twarzą i kiwając głową we drzwi środkowe).
KONIEC AKTU DRUGIEGO.