Za czarnym i sinym morzem był kraj zbyt cudny,
Obfity w łąki i w mąki, rybny i ludny.
A panował tam król Bobo, wielki wojownik,
A nie dosyć, że wojownik, lecz i czarownik.
Szanowali go poddani l króle bliskie,
I najdalsi monarchowie, i kraje wszystkie.
Więc król Bobo w sławie jaśniał, w skarby opływał,
Wszelkiego bożego dobra wesół używał:
Nic nie robiąc, wcześnie chodząc spać, późno wstając,
Całe dni polując, pijąc, tańcząc, hulając,
Od jednych ziem do drugich swych ziem przejeżdżając.
Pałaców trzysta sześćdziesiąt sześć wybudował,
By każdego dnia w pałacu innym nocował.
Słowem, od początku świata do owej doby
Nie było na świecie pewnie żadnej osoby
Ani też będzie szczęśliwszej od króla Boby. Męskiego potomstwa nie miał król Bobo wcale, Tylko jedną miał córeczkę, na imię Lalę,
Cudnego rozumu, cudnej urody. Ale - Jak była najrozumniejsza, najurodziwsza,
Tak ze wszystkich panien była najnieszczęśliwsza.
Czy rodziła się pod gwiazdą złą, w czarnym roku,
Czyli ją kto zaczarował w jakim uroku,
Czy swą dolę wypatrzyła w czyim złym oku:
Nikt nie wiedział ni powiedzieć umiał królewnie.
Tylko, że jest nieszczęśliwa, wiedziano pewnie,
I że we dnie, i że w nocy płakała rzewnie.
I było też czego płakać, i czego szlochać,
Bo się żaden z kawalerów nie chciał w niej kochać.
Przyjeżdżali królewicze z dalekich stolic,
Odwiedzali ją książęta z bliskich okolic,
Nikt się wdziękom jej do woli nie mógł napatrzyć;
Ale nikt się o jej rękę nie chciał oświadczyć.
Tymczasem królewna Lala rośnie a rośnie,
I nie mogąc dostać męża, wzdycha żałośnie.
Gdy nie siało kawalerów koronowanych,
Rada była pójść za kogo z książąt poddanych.
Swatała się przez swą ciotkę i przez stryjenkę,
Trzem z kolei obiecała posag i rękę.
Każdy za tak wielką łaskę kłaniał się wdzięcznie
I każdy się od wesela wykręcił zręcznie.
Jeden mówił, że wprzódy nim wstąpi w małżeństwo,
Pojedzie sam uwiadomić swoje rodzeństwo
I uprosić u rodziców błogosławieństwo.
Siodła konia, z krajów Boba jedzie co prędzej,
I tyle go też widziano, nie wrócił więcej.
Drugi już się przyrzekł żenić, tylko uprosił,
Aby wprzód po zmarłym ojcu żałobę znosił.
Gdy ją znosił, przyszły druhny po pannę młode,
A pan młody zniknął kędyś jak kamień w wodę.
Słowem, Każdy pan innego szukał pozoru,
Aż po jednym tak uciekli wszyscy ze dworu.
Gdzie jechali, powiadali, że pannę Lalę
Szanują [i że] ją wielbią i cenią, ala
Do żenienia się z nią serca nie mają wcale.
Dlaczego serca nie mają? nie wiedzą sami!
Panna z tylu przymiotami! i z bogactwami!
I królestwo ma w posagu! warto się kusić,
Cóż gdy serca do kochania nie można zmusić.
A było to w owych czasach, gdy jeszcze ludzie
Nie wiedzieli o dzisiejszej brzydkie obłudzie,
Nie rozumieli, że można pannę nie lubić,
A przecież ją dla pieniędzy tylko zaślubić,
A tak i swe, i jej serce na wieki zgubić.
A więc woleli panowie iść na wygnanie
Aniżeli bez kochania na królowanie.
Woleli iść na wygnanie, o wolnym sercu,
Aniżeli bez miłości stać na kobiercu.
Tymczasem królewna Lala rośnie a rośnie;
Dotąd za mąż nie wydana, wzdycha żałośnie:
< Czy prostaka, czy pastucha, znajdzie kochanka,
Ma towarzysza, ma dziatki. Ja tylko biedna
Bez towarzysza, bez dziatek, zostanę jedna.
I nie będzie komu po mnie zapłakać szczerze
I za moja duszę co dzień zmówić pacierze!>>
Tak płaczącej pannie Lali przyszła mysi dzika,
Ażeby pójść wreszcie za mąż choć za kuchcika.
Właśnie wtenczas przed oknami chłopiec niewielki,
Oszarpany, umurzany, płukał rondelki.
< Ja cię z kuchty na wielkiego pana przerobię.
Naprzód rondle rzuć do licha i bież w krynicę,
Umyj dobrze i wyszoruj piaskiem twe lice,
I ręce umywaj poty, aż będą czyste;
Potem przyjdź [tu], a ja ci dam sukni" wzorzyste,
Dam ci kapelusz z piórami, ostrogi srebne,
Złota kieskę tudzież inne sprzęty potrzebne.
Za to złoto kupisz w mieście rumaka z rzędem;
Na nim wielką bramą w zamek wbież wielkim pędem;
Udasz się przed królem, ojcsra moim, za księcia,
A ja dokażę, że ciebie weźmie za zięcia>>.
Gdy królewna tak mówiła, kuchta drżał z trwogi,
Polem, jak stal, tak jej upadł plackiem pod nogi
I podniósłszy głowę z płaczem wolał: < Tak żartujesz, tak urągasz chłopcu biednemu?>>
< Upieczone lecą z nieba tobie do gąbki!
Jeżeli nie zrobisz, głupcze, co ci kazałam,
To nie odżałujesz tego twem życiom całem>>.
< Choćbym chciał zrobić, co każesz, to bym nie zdołał.
Nie wiesz, co to lata młode przeżyć sierotą;
Nie wiesz, co to być kuchcikiem! pytaj mnie o to!
Z rana trzeba iść do lasu łamać gałązki,
Zgarbiwszy się, składać w kupę i wiązać w wiązki,
I na plecach nieść do domu, a tak się silić,
Ze sio trzeba aż do ziemi jak dnga chylić.
Pod ciężarami nie mogłem wyróść na człeka,
Lecz jak źrebię zajeżdżone jestem kaleka.
Przyłamana róść nie może w górę kalina,
I źrebiątko zajeżdżone - wieczna mierzyna.
Chociażbym do dworu wjechał na koniu wielkim,
Poznaliby wszyscy, żem jest lichym karzełkiem>>.
< Powiedz, że ty jesteś rodem z kraju o-Łada.
Stoi w książkach, że jest kędyś kraik malutki,
Którego obywatele zwią się karlutki.
Powiedz, żeś ty syn królewski z tamecznej ziemi!
Królowie, czy są wielkiemi, czyli małemi,
Czy prości, czyli garbaci, są równi sobie>>.
Kuchta na to: <<0 królewno i cóż nędzny zrobię?
Patrz no tylko na ma postać, na ręce moje:
Czyli będą mnie do twarzy książęce stroje?
Od rana do nocy muszę kręcić pieczenie,
Aż jak pieczeń, tak spaliły twarz mą płomienie.
Wieczorami rondle myję, aż dłoń stwardniała,
I patrz, z rąk mych aż do łokcia zlazła pobiała>>.
<
Że ty jesteś syn królewski z murzyńskiej ziemi.
Wiadomo nam, jak tam słońce oblicza smali!
Królowie są wszyscy równi, czarni czy biali>>. Dopiero to słysząc, kuchta aż stracił mowę I zadziwił się tak mocno, aż zaszedł w głowę.
Wlosy targal, ręce łamał, nogami tupał,
A zębami zgrzytał, jakby orzechy chrupał.
Płakał coraz głośniej, ze aż Lalę przelęknął,
W końcu dostał serdecznego śmiechu i jęknął.