Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Rekomendowane odpowiedzi

Dzień słoneczny,

ławka z drewna,

idzie człowiek po chodniku,

choć to jakby po śmietniku

 

Wszędzie ludzie, 

wszędzie gwar,

nikt już nie wie

nikt nie mówi

 

Nikt szacunku nie zna,

ni wdzięczności,                                  

patrzą w ekran, 

jak narkotyk

 

Wszędzie ludzie,

tacy sami,

różnią się telefonami

nikt już nie wie,

nikt nie mówi

 

krew wylana,

pot strząśnięty,

 

I po co się męczył żołnierz wyklęty?

Edytowane przez O_R (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak to jest w dzisiejszych "globalnych" czasach,

Jakoby nie wiedzą co to wis i kaem w lasach,

A człowiek jako w dzisiejszym dobrobycie,

Zapomina jakie to było morowe szycie,

Młodzi ludzie bardzo gęstością znani,

Zalani wiedzą co to chłopcy malowani,

Szacunek każdy zna lub część ma,

Bo musi mieć, no bo jak?

Gdzie młodzieńczy w niebo głosy - Wrzask,

A teraz?

Nowoczesność próbuje przykryć Ich blask,

Gdzie żołnierze naprzeciw czerwonej komunie,

Malowali swoją krwią w sosnowym szumie,

Naprzeciw uzurpacji przez grudniowe szczeble,

Szlify szlifów, które nie były wrześniem błędne,

W geście Pamięci - pójdź zapalić Im znicze,

Nawet pod blokami, gdzie rozgrywało się życie,

Bo jakby nie patrzeć przy chodniku obok,

Ginął Brat, Przyjaciel walcząc w czarną noc,

Gdzie wszyscy spali ponoć w konspiracji,

Nie znając żadnych masowych libacji,

Jak to w dzisiejszych czasach masówki,

Gdzie telefonów jak młode mrówki,

Cała masa, całe masy w rękach,

Ale ta młodzież chodzi w cętkach,

Daj, Boże żeby rysia poznali,

A nie na bokach się rozj*bali

 

Zawsze warto wspomnieć, chłopaków co ginęli w latach swojej młodości, czasem nawet ledwo po szkole podstawowej.

Żeby młodzież wiedziała co się tam działo, jak to wyglądało, a kto koło twojej ulicy w zapomnieniu śpi. 

Na wieczność.

 

Pozdrawiam.

 

Edytowane przez Wolnego (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Wolnego

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Prawda, trzeba też zauważyć, iż na wojnie życie oddało wielu ludzi ,,bezimiennych" tymczasem np. w szkołach 

mówią tylko o najważniejszych postaciach (które oczywiście zasługują na wspominanie).

 

Dzisiaj Polacy są tam gdzie są dzięki milionom ludzi. Aż smutno patrzeć, gdy nie doceniają swojego narodu, który kojarzy im się z wsią i biedą. Polska to coś więcej, a w tym tysiące patriotów którzy oddali za nią życie abyśmy mogli widnieć na mapie jako ,,Polska"...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj - nie czuje tego wiersza -  no i ten żołnierz wyklęty

nie pasuje mi  do owych komórek.

Ale to tylko ja i moje myślenie  -  poczekam na kolejny.

                                                                                                     Pozd.                                                                                    

Edytowane przez Waldemar_Talar_Talar (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@O_R ja to nie wiem po co on się męczył

ale mniemam ze nie mógł inaczej splątany swoimi mentalnymi granicami musiał walczyć o przedwojenny utrwalony w jego głowie ład lub musiał umrzeć często bezpotomnie. Ideowym (choć tylko w idei) potomkiem jego wydajesz się być ty. Niestety nie jestem zwolennikiem promowania żołnierzy wyklętych. Zbyt często w ich szeregach resentymenty narodowościowe czy religijne odgrywały zbyt ważną rolę. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@O_R moze oni po prostu nie mogli inaczej, ze zwyklej uczciwosci wobec przyszlych pokolen. Ponoc dzierzawimy ziemie od naszych dzieci. Zostawili nam kraj z wizja bez hipoteki, myslac o wolnosci, ktora mamy, pod szeroko pojeta definicja.

Niepojete i niematerialne ale jest w narodzie. Fajnie, ze tak przeciagnelas te line historii.Dobry wiersz/Pzdr 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Oczywiście nie było to zupełnie dosłowne :D 

Gdyby się nie męczył teraz bylibyśmy w Niemczech lub w Rosji, albo jeszcze gdzie indziej.

Chodziło o ludzi którzy teraz z tego żartują itp.

Możesz mieć rację, dziękuję i także pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...