Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
Z cyklu: SOLILOKWIA

Przebacz mi, ojcze, popłoch, mówię we wzruszeniu,
spotkałem antychrysta na rynku w Bazylei,
fantom ubrany w ornat, pod wieczór w kościele
zdradził mi tajemnicę - umrę w zachwyceniu.

Szybko wyszedłem na skwer, zabity przez przestrzeń,
nicością otrupiały, w słońcu pinakotek
próbowałem się wieszać - pod gajem jak motyl
z trzepotem odrąbanym od skrzydeł na deszczu.

W jednej chwili pojąłem, że jestem mesjaszem,
tym z grawiur i z podmiejskich procesji złotników,
jestem grozą żelaza, Nazaret skrzydlatym,

tak powstał autoportret z ziaren i ogników,
rozplotłem włosy, ojcze, z wściekłością zatraty,
zalałem twarz werniksem i czekałem świtu.
Opublikowano

W jednej chwili pojąłem, że jestem mesjaszem

Jakoś to mi się kłóci z egzaltacją, rozciągnięciem czasowym i rozbieganiem emocjonalnym wiersza. Skrucha, popłoch, wzruszenie, tajemnica, zachwycenie, nicość, otrupienie, wieszanie, motylowatość, świadomość, zatracenie - dużo tego, za dużo...
To jest bardzo ładny, plastyczny, " smaczny " wiersz, któremu nie wierzę...

Opublikowano

Gębo w niebie, to prawda, zmieniłem akcentowanie. Akcent zazwyczaj pada w tym wierszu na szóstą sylabę przed średniówką i tworzy amfibrach, ale w tym wypadku (słowo "skwer" jest jednosylabowe) zachodzi odstępstwo - przycisk wędruje na siódmą sylabę i powstaje anapest. Myślę, że można ten wyjątek wytłumaczyć transakcentacją, więc wszystko gra. Cieszę się, że miło:).

HAYQ, dziękuję. Spotykanie takich antychrystów leży chyba w naszej ludzkiej kondycji, prawda?

Piotrze, myślę, że rozumiem. Potraktowałeś ten tekst jako dokładną parafrazę biografii Dürera, a że Dürer malarzem świadomym i diabelnie inteligentnym był, to rzeczywiście przeskok między a drugą a trzecią zbitką może się wydawać mało wiarygodny psychologicznie. Wiesz, ja chciałem tu wytworzyć jednak nieco fikcji i zamiast intelektualisty podróżującego po Europie na trasie Niemcy-Włochy, próbowałem sportretować świętego naiwnego, Bożego głupca, jurodiwego. Podobnego trochę do księcia Myszkina z Dostojewskiego. Mam wrażenie, że to stąd ta potrzeba niewiary u Ciebie.

Pozdrawiam.

Opublikowano

Poniżej fragmenty, które wzbudziły mój podziw ;)

fantom ubrany w ornat

Szybko wyszedłem na skwer, zabity przez przestrzeń,
nicością otrupiały, w słońcu pinakotek
próbowałem się wieszać - pod gajem jak motyl
z trzepotem odrąbanym od skrzydeł na deszczu.

rozplotłem włosy, ojcze, z wściekłością zatraty,
zalałem twarz werniksem i czekałem świtu


Jest jednak nadal we mnie wrażenie o którym pisałam Ci przy okazji poprzedniego tekstu.
Masz swój styl, bez wątpienia. Warsztat opanowany do perfekcji, tematy w których czujesz się jak ryba w wodzie, ale może warto spróbować czegoś innego ;)?
Szukałam między Twoimi wierszami jakiejś "prośby o wyspy szczęśliwe" ;) ...
Coś dla baby ;) można prosić ?
Pozdrawiam z pluskiem :))

Opublikowano

Dzięki, Agato:). Rozumiem już, o co mnie prosisz. Na początku myślałem, że chodzi Ci o pewne formalne odświeżenie, stąd sonet, zresztą jeden z cyklu, który napisałem daleko od domu. Dobrze, z chęcią spróbuję napisać "dla baby", zwłaszcza że ostatnio nie rozstaję się z tomikami Wierzyńskiego i Czechowicza.

No i przepraszam za rzadkie odpowiedzi. Byłem ostatnio zaprzątnięty praktykami.

Pozdrawiam serdecznie:).

Opublikowano

w por ównaniu ze środkowym bardzo silnym obrazem:
"nicością otrupiały...
z trzepotem odrąbanym od skrzydeł na deszczu."

końcówka wygląda zbyt lekko a powinna być chyba takim grzmotem pioruna kończącym sonet. albo się mylę...

tak czy inaczej przejmujący i dobrze napisany
pzdrawiam
/b

Opublikowano

Myślę, że masz rację, Bea.2u. Wystudziłem ten tekst w puencie, może zawiniło złe rozłożenie proporcji, może nie dało się już mocniej niż w 6-8 wersach i te linijki, tę siłę rażenia powinienem był zostawić na kodę. Dziękuję za opinię i pozdrawiam.

Opublikowano

Nie widzę tu Durera, sądząc choćby po jego stonowanych, dociekliwych i pełnych introspektywnej głębi obrazach, wątpię, by można go nazwać jurodiwym, a jeśli widział w sobie pierwiastki mesjanistyczne, to na pewno starał się je ciągle weryfikować, a nie "W jednej chwili pojąłem, że jestem mesjaszem". Być może jednak była to chwila słabości, z której głęboko religijny człowiek chce się teraz wyspowiadać, ale, do diaska, dlaczego "mówi we wzruszeniu"? Gdzie tu żal za grzechy? To raczej upajanie się nim(i).

Z tych powodów treść wiersza staje się dla mnie niewiarygodna, więc żadna, a formy bez treści - w przypadku wierszy - nigdy nie pochwalam. Ale może Autor wytłumaczy się z takiego ujęcia tematu?

edit: Może małe sprostowanie, z brakiem treści to oczywista przesada, chodzi mi o to, że jak dla mnie tytuł ma się nijak do wiersza (w tym wypadku jest to istotny zarzut).

Pozdrawiam

Opublikowano

Dziękuję, Maćku. Dobrze, że te słowa padają. Winien jestem wytłumaczenie. Przedstawię swój punkt widzenia. Tylko punkt widzenia.

Jestem świadomy biografii malarza i jego profilu wewnętrznego. Ten wiersz jest jednym z tekstów z cyklu "Solilokwia", a więc - fragmentem "rozmów z samym sobą". Durer jest maską, którą zakłada podmiot liryczny-narcyz, "ja" mówiące, jedną z pięciu masek, jakie chciałbym tu przedstawić. Innymi słowy, artysta to tylko egoistyczny pretekst dla peela, który chce siebie uzewnętrznić. Diagnoza podmiotu wydaje mi się jasna: jest on "człowiekiem bez tożsamości" i przykłada do twarzy maski charakterów wyrazistych, historycznych osobowości, chce, aby sterowali jego życiem, nawet wtedy, kiedy zafałszowuje ich biografie. Jak mówiłem, zamysł widać chyba dopiero w perspektywie całości. Pozostałe utwory poświęciłem Egonowi Schiele, Annie Friede, Edycie Stein i Hansowi Hausteinowi.

Poza tym będę jednak bronił antyrealizmu w poezji. To też propozycja - nie chcę jej faworyzować, ale nalegam, aby była traktowana na równi z pozostałymi wariantami opisu świata przdstawionego. Nie wszystkie wiersze z cyklu są pisane z perspektywy monologu fikcyjnego, celowo mieszam w nich fikcję z autentycznością. "Cytuję dokładnie" życiorys Edyty Stein, ale modyfikuję koleje biografii Hansa Hausteina. I chciałbym wierzyć, że robię to w imię licentia poetica, poza to uprzywilejowanie nie wykraczając.

Pozdrawiam.

Opublikowano

Dobrze, że się wytłumaczyłeś, przyjmuję tę argumentację. Natomiast mam jedno zastrzeżenie - bronisz antyrealizmu i jest to postawa zasadniczo słuszna, nie tylko w poezji, tym niemniej wybór Durera powinien przydać tej "masce" jednak realistycznego, dialektycznego rysu, mam natomiast wrażenie, że u Ciebie ogranicza się on tylko do krajobrazu (słońce pinakotek, procesja złotników, rozplecione włosy). Mógłbyś wybrać choćby Rubensa, a podejrzewam, że wiersz niewiele by się zmienił.

Opublikowano

Maćku, tak, to jest zarzut. Niewiele więcej w tym sonecie ponad nazwę miasta (Bazylea) i kilka włoskich motywów typu wspomniane pinakoteki. Durer "tutejszy" to everyman - równie dobrze mógłby być Rubensem, jak i Hansem Holbeinem. Można to tłumaczyć małym wkładem faktograficznym z mojej strony jako ze strony autora. Ale z perspektywy czasu sam nie wiem, kto wie, może ta szarość Durera da się obronić. Może to rezultat działania tego wampirycznego podmiotu, który wysysa wyjątkowość osoby, a i tak nie wypełnia nią własnej "beztożsamości".

Marto, to wielka radość - móc to czytać. Dla takich chwil...się pisze.

Dobrej nocy wszystkim.

Opublikowano

Karolu piszesz tak, że poruszasz wyobraźnię i wszystkie zmysły, piszesz, zahaczając o wiele płaszczyzn interpretacyjnych, piszesz wiersze trudne, ale wybitne. brak słów, czytam Cię odkąd pamiętam i ani razu się nie zawiodłam :)

dobrego weekendu :)
Marta

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @lena2_  Bardzo mi miło, dziękuję :)

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Uwielbiam Twój styl, jest urzekający:):)
    • Była połowa lipca 2003 roku. Policjanci z sekcji rzecznej warszawskiego posterunku zauważyli na brzegu Wisły zaparkowany samochód marki Skoda. Ten odcinek nabrzeża był zamknięty dla wędkarzy i wczasowiczów ze względu na swoje szczególne walory przyrodnicze. Kiedy policyjna motorówka dobiła do brzegu, jeden z funkcjonariuszy wezwał przez megafon właściciela pojazdu. Nikt nie odpowiedział, więc policjant zeskoczył na ląd i podszedł do zaparkowanej Skody. Samochód był otwarty, a na przednim siedzeniu leżały kluczyki. Nieopodal stał aluminiowy stolik turystyczny z dwoma krzesełkami. Na stole rozłożone były talerze, a na nich pieczone na grillu żeberka, cebula i pokrojony chleb. Znajdował się tam również termos, z którego ktoś niedawno nalał herbatę do szklanek. Wokół miejsca biwakowania nie rosły gęste krzaki, jedynie kilkanaście leciwych wierzb. Policjant, który zszedł na ląd, pracował kiedyś, jako młody milicjant, w wydziale dochodzeniowym. Mocno zdziwił go brak żywego ducha, więc z zawodowej dociekliwości poinformował oficera dyżurnego komendy o swoich spostrzeżeniach. W ciągu dwóch godzin przybył przewodnik z psem tropiącym oraz ekipa techników kryminalistyki. Pies nie podjął żadnego tropu. Kręcił się wokół samochodu i stolika. Policjanci ustalili, że w otwartym pojeździe znajdowały się kluczyki, a na tylnej kanapie leżał aparat fotograficzny marki Canon z obiektywem oraz damska torebka z dokumentami, kluczami i różnego rodzaju przyborami służącymi kobiecie do pielęgnacji urody. W otwartym bagażniku leżały rakietki do badmintona, leżak, latarka akumulatorowa, dwa ręczniki i lornetka marki Zeiss. Kilka metrów od samochodu stał mały, żeliwny grill, wciąż jeszcze gorący. Wczesnym popołudniem przyjechało dwóch policyjnych płetwonurków, a do brzegu dopłynęła łódka ze strażakami, którzy rozpoczęli przeszukiwanie dna rzeki bosakami. Lato tamtego roku było suche, a Wisła bardzo płytka i płynęła niezwykle leniwie. Z dalszej dokumentacji śledczej wynika, że brzeg rzeki był piaszczysty i nie było na nim żadnych śladów świadczących o tym, że ktoś dochodził do wody. W odległości około kilometra od miejsca zdarzenia stał zaparkowany samochód marki Golf, a obok niego przebywali ludzie. Policjanci ustalili, że były tam trzy osoby stanowiące rodzinę: 36-letni mężczyzna, pracownik transportowy hurtowni spożywczej w stolicy, jego żona fryzjerka ich oraz ich 13-letni syn, który razem z ojcem łowił ryby w oczku wodnym oddalonym o kilkaset metrów od rzeki. Ci ludzie zeznali, że nad rzekę przybyli bardzo wcześnie, później widzieli jadący polną drogą srebrny samochód i do czasu pojawienia się pojazdów policyjnych nikogo więcej nie zauważyli. Późnym wieczorem oficer dowodzący odwołał akcję poszukiwawczą. Samochód został odholowany na policyjny parking, a pozostałe rzeczy trafiły do policyjnego depozytu. Już w nocy policjanci odwiedzili mieszkanie zaginionych, ale nikt nie odpowiadał na pukanie. Ustalono, że państwo H. mają 27-letniego syna. Następnego dnia operacyjnie ustalono, że syn od dwóch lat nie mieszka z rodzicami. W czasie zaginięcia rodziców przebywał w Szczecinie, gdzie wynajmował mieszkanie. Dzięki informatorom w Szczecinie policja uzyskała informację, że Andrzej H. zachowuje się w dziwny sposób. Nie był nigdzie zatrudniony, a rozrzucał pieniądze, wydając je na alkohol i kobiety. Chwalił się też, że jego rodzice są bardzo bogaci i wkrótce spodziewa się gotówki. Policjanci powzięli podejrzenie, że syn może stać za zaginięciem rodziców i prawdopodobnie był sprawcą ich ewentualnego zabójstwa. Andrzej H. został zatrzymany na 48 godzin, a następnie sąd aresztował go na miesiąc, uzasadniając to podejrzeniem o zamordowanie rodziców w celu uzyskania spadku. Policjanci weszli do domu zaginionych. Nie było w nim nic nadzwyczajnego ani niepokojącego. Jedna z wersji śledztwa zakładała, że małżonkowie zaplanowali swoje zniknięcie. Poszukiwano motywów. Okazało się, że pan H. od 29 lat był zatrudniony jako technolog w państwowym instytucie badawczym przemysłu spożywczego. Nigdy nie miał dostępu do informacji stanowiących tajemnicę państwową. Jego żona pracowała jako księgowa w dużym zakładzie krawieckim, do którego przyszła przed laty z upadającej firmy PKS-Przewozy Regionalne. W jej przypadku również nie było powiązań z tajemnicami. Rozpatrywano więc możliwość nadużyć finansowych, ale szybko ustalono, że zaginiona obliczała jedynie zarobki pracowników pracujących w systemie akordowym. Ustalono, że małżonkowie H. byli bardzo spokojnymi sąsiadami, solidnymi pracownikami i kochającymi rodzicami. Z zeznań syna, Andrzeja H., wynikało, że jedynym pozazawodowym zajęciem ojca było czytanie książek o tematyce marynistycznej, związanej szczególnie z bitwami morskimi w II wojnie światowej. Mama zaś nie zajmowała się niczym, co mogłoby stanowić powód zainteresowania organów śledczych. W toku czynności śledczych ustalono, że zatrzymany syn zaginionych ukończył Politechnikę Warszawską i wyjechał do Szczecina, aby podjąć pracę w agencji reklamowej zagranicznego koncernu farmaceutycznego. Dwa miesiące wcześniej został zwolniony z powodu zmiany rynku reklamowego firmy, która go zatrudniała, otrzymując sowitą odprawę. Wizja tej odprawy stała się przyczyną plotek w jego środowisku. Przez znajomego miał już zapewnioną pracę w firmie kreującej wizerunek osób publicznych. Firma ta również mieściła się w Szczecinie. Podejrzany miał również niepodważalne alibi na dzień zaginięcia. Ustalono też, że syn państwa H. był bardzo związany uczuciowo z rodzicami. Uznano więc, że powody aresztowania nie były wystarczająco uzasadnione. Andrzeja H. zwolniono z aresztu. Odebrał on od policji samochód rodziców i zapakowane w papierowe worki ich rzeczy. Śledczy nie znaleźli sprawców porwania czy zabójstwa, nie mieli żadnego motywu uzasadniającego ich nagłe zniknięcie, ani żadnych pomysłów na dalszy kierunek śledztwa. Zostało ono więc zamknięte. Kiedy giną ludzie, policja poddaje ich życie drobiazgowej analizie. Poszukiwane są także okoliczności odbiegające od szablonowego życia naszego społeczeństwa. W przypadku tego zaginięcia policja nie znalazła niczego takiego. W roku 2007 w Komendzie Głównej Policji powstało Biuro X. Zatrudnieni w nim funkcjonariusze, uznani za wybitnych fachowców, mieli za zadanie ponownie zmierzyć się z nierozwiązanymi przestępstwami. Jedną ze spraw, której trudności rozwiązania postawili przed sobą policjanci, była sprawa zaginięcia państwa H. Pierwszą czynnością śledczych było rozesłanie za zaginionymi międzynarodowych listów gończych. Podczas oglądania nagranego przez policję filmu z czynności nad brzegiem Wisły, oglądających go funkcjonariuszy zaciekawił stojący na składanym turystycznym stoliku nieduży mosiężny dzwonek o nietypowej konstrukcji. Ponieważ wszystkie rzeczy zaginionych oddano ich synowi, policja zwróciła się do niego z prośbą o wypożyczenie dzwonka. Dwa dni później policjant z Biura X wszedł z synem państwa H. do ich mieszkania. Okazało się, że Andrzej H. nie był tam od ponad trzech lat. Dzwonek znajdował się w policyjnym worku, w tym samym, w którym wydano rzeczy zaginionych. Dzwonek miał całkowitą wysokość około 17 cm, a mała rączka do jego trzymania przypominała uchwyt laski. Korpus dzwonka wykonany był z czerwonożółtego metalu, a jego serce z metalu o nieco innym odcieniu. Przedmiot nie posiadał żadnych oznaczeń producenta. Sam dzwonek, ze względu na miejsce jego znalezienia przez policję oraz swój dziwny kształt, sprawił, że śledczy postanowili podążyć jego śladem. Jeden z nich odwiedził wrocławskiego hobbystę, o którym policja wiedziała, że posiada największą w Europie kolekcję dzwonków. Ten sześćdziesięciopięcioletni kolekcjoner powiedział, że ma taki dzwonek w swojej kolekcji. Porównano oba dzwonki. Jedyną różnicą było to, że na dzwonku kolekcjonera znajdowały się dwa malutkie znaczki: jeden przedstawiał literę W, a drugi niewielki, wybity później, równoramienny krzyżyk. Natomiast na dzwonku znalezionym nad Wisłą widniał symbol nieskończoności i maleńka cyfra 7. Z dokumentacji prowadzonej przez hobbystę wynikało, że kupił go za dwadzieścia dolarów podczas pobytu na Ukrainie w roku 1993, na terenach, które po wojnie zostały utracone przez Polskę . Kupił go od starego Ukraińca mówiącego po polsku w małej wiosce o nazwie Lisic. Według sprzedawcy dzwonek został zrabowany z polskiego klasztoru sióstr zakonnych, który w 1939 roku zburzyli Rosjanie. Hobbysta zanotował również w swojej dokumentacji, że według starej legendy dzwonek służył do zwabiania zabłąkanych dusz ludzkich, które miały się do niego dostawać przez niewielki otworek w jego korpusie. Takie otworki znajdowały się w obydwu dzwonkach. Kolekcjoner dzwonków był bardzo zainteresowany zakupem znaleziska i mocno nalegał na podanie adresu właściciela. Adresu oczywiście nie uzyskał, a policjanci wrócili do Warszawy. Następnie śledczy odwiedzili wiekowego księdza, który według informacji z miejscowej kurii mógł znać legendę o zbłąkanych duszach, ponieważ przed wojną był wikarym we Lwowie. Kiedy okazano księdzu dzwonek, ten speszył się bardzo i na dłuższą chwilę zamilkł, po czym łamiącym się głosem stwierdził, że o takiej legendzie nigdy nie słyszał. Dzwonek był dziwny jeszcze z jednego powodu. Jego drewniana rączka wydzielała bardzo silny zapach podobny do potartych palcami liści piołunu. Przesłuchano technika kryminalnego, który cztery lata temu zbierał odciski palców z naczyń, sztućców, talerzy, termosu, samochodu i jego wnętrza. Pamiętał on, że czuł wtedy bardzo wyraźnie dziwny zapach pochodzący od tego dzwoneczka. Nie przywiązał wówczas do niego żadnego znaczenia. Po dwóch miesiącach ponownej analizy śladów i tropów oraz z powodu braku odpowiedzi o odnalezieniu zaginionych w którymkolwiek z państw świata, policjanci z Biura X ostatecznie poddali się. Uznano, że zniknięcie małżonków H. ma charakter osobliwy. Bardzo trudno jest w dzisiejszym zbiurokratyzowanym, cyfrowym i technologicznym świecie zniknąć niepostrzeżenie. Małżonkom H. udało się to znakomicie.          
    • łzy pocieszycielki gęsiego i truchtem biegną niestrudzone tam gdzie myśli smutne   każda jest samotna gdy się w oku kręci lecz wspólnie obmyją czym się duch zaśmiecił   jakże ich nie kochać kiedy najwierniejsze szóstym zmysłem czują które tulić wiersze    
    • @Naram-sin Czym jest "autentyczność" królu...
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...