Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

jesteś materią - mozaiką przypadkowych
zdarzeń. ja przypadłością - jestem
krajobrazem. daleko za oknem
mam cień na oczach i gdy tak
półkolem układasz się w wiersze,
wtedy boję się, że możesz
odpłynąć.

w pięści nie przeciekniesz mi między palcami.

Opublikowano

Są byty i ich przypadłości - obok substancji (istoty) są zdarzenia, które pojawiają i znikają nie niszcząc istoty rzeczy, zatem - ontologicznie rzecz ujmując mamy tu fakty materialne obok przypadłości (akcydensy); wiersz podkreśla nienaruszalność istotnej racji bytu, gdyż każda osobowość pozostaje sobą bez względu na zdarzenia; "pięść" jako symbol uchwycenia istoty okazuje się tylko elementem bytu jednej ze stron, i przynależy do peela pozostawionego sobie z otwartym dylematem "posiadania";
"krajobraz" jest częścią świadomości, a sam akt twórczy - wiersz, jest wędrówką w tym krajobrazie, i peel odczuwa niepokój właśnie z powodu czy to zagubienia się w nim, czy zagubienia w nim czegoś-kogoś...
osobiście bardzo mi się podoba, i ma dla mnie artystyczny wymiar poezji;
J.S

Opublikowano

Wiersz czytałam dość dawno i aż się dziwię, że pamiętam te cienie na oczach.
Nie podoba mi się tytuł i ostatni wers.
W miejsce przypadkowych zdarzeń (pospolite) bym dała przypadkowych zderzeń - by pasowało do materii. Tak jak jest - chyba się kłóci znaczeniowo. Poza tym zderzenia w próżni mogą doprowadzić do odpłynięcia.

Niech zgadnę: jesteś ciekawa tych przycisków? ;)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Powodzenia.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Jesień zawsze kojarzy się z rozstaniem, z końcem jakiegoś etapu w życiu, z przemijaniem. Każdy kiedyś przeżywał tego rodzaju melancholie, do których idealnie pasują więdnące liście, deszcze, wiatr. Myślę też, że wrzesień to taki szczególny miesiąc pożegnalny - żegnamy przecież lato - dopiero w październiku można nasycić się z przyjemnością urokami jesieni w pełnym rozkwicie. miłego wieczoru :)
    • Witaj, Florianie Konradzie. Dużo w Twoim wierszu nut dekadenckich, jakby wybrzmiewało w nim przeczucie znikomości wszystkiego, co człowiek tworzy wokół siebie. Po każdym bycie zostają puste miejsca i wciąż nurtuje nas zagadka, jak świat je wypełni. Naturze zawsze można zaufać, dlatego bo wygrywa w starciu ze swoją odwieczną przeciwniczką - cywilizacją. miłego wieczoru :)
    • Wrzesień roztańczył się jabłkiem i wrzosem fioletowym. Jeszcze trochę latem pachnie, lecz mi przychodzą do głowy…   Dni krótkie, które z nim kroczą, mgły, co się kładą rankiem, chwile od deszczu mokre, pustka po rozstaniu z kochankiem.   Wiatr, jak to zwykle we wrześniu, poszarpie zieleń liści, już nie zaszumią tak lekko. Kochanek się nie przyśni.   Wrzesień rozśpiewał się żewnie, szarą pieśnią żurawi, a mi przychodzi do głowy, że jeszcze może rozbawi…   Ostatnim wspomnieniem lata, muśnięciem słońca złotym, i pocałunkiem kochanka pełnym jesiennej tęsknoty.
    • często łapię się na zbytecznym i zatruwającym humor wydreptywaniu w przyszłość. tę najgłębszą: po mnie. bo uwielbiam urbex, a nawet samo oglądanie filmików i zdjęć z wypadów do opuszczonych miejsc. a takim bez wątpienia, prędzej czy później, będzie mój dom. gdy nie starczy, gdy zabraknie. wiem, nie powinienem przejmować się czymkolwiek co nastąpi w czasach, gdy będę górką mięsnego łajna albo cuchnącymi kośćmi. a jednak: potrzeba ochrony miejsca, w którym się bytuje. ochrony postletalnej, hi, hi, że tak pośmieszkuję. zatem: co robić? muszę wytworzyć w sobie złotą opończę, otoczyć nią i tak sięgający gwiazd egocentryzm. i uwarzyć specyficzny drag, silny narkotyk odśrodkowy, którym znieczuliłbym się, zmienił w bezwolne, kroczące na sztywnych nogach zombie co ma kompletnie gdzieś fakt, że nie ma dzieci, więc nikt okien, szklanek, kasetonów po nim w miarę szybko nie przejmie. bo rodzina – daleko. jedynie ewentualni złodzieje tego, co warte wzięcia (czytaj: spieniężenia na alkohol) – bliscy jak zawsze. muszę stać się otępiały na fakt, że kiedyś będę ograbionym do cna nowobiedniakiem. że zapanują zwietrzeliny, może: sprej, zygzaki grafficiarskich psujów. albo spisać (koniecznie para-gotyckimi zawijasami!) ostatnią wolę, gdzie daruję wszystko... komu? czemu? błyszczącemu listkowi, który od wieków spada z drzewa rosnącego w całkiem innym świecie i ciągle nie jest nawet w połowie drogi.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...