Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Do ucha



Płoną policzki - wytrzeszcz oczu,
drżą ręce, nogi - bo - uwaga!
- za oknem - ludzie! na ulicy
jesień rozbiera się do naga.

Ach - moja Barbie złotowłosa
- przy malowaniu swych paznokci
spędziła całe swoje życie
a dzisiaj wszystkie liście złoci.

Skąd jej się wzięło na rozrzutność?
Dlaczego szasta kruszców skarbem?
A ona słodko mi do ucha
- bo jestem twoim złotko garbem.



II

Wierszyk jesienny przetykany złotą nicią porozumienia


Leje z góry. W butach mokro.
Jesień daje w kość. I w gaz.
Jak paskudnie. Jak okro
pnie. Ranyboskie! Pass.

Jadę jutro na Saharę
choć tam nie ma nawet chwastów.
Choć tam czyha Ali Baba
i czterdziestu pederastów.

Lub się kurde - zaloguję
na portalu org. poetką,
transwestytą się poczuję -
nick urodzi mnie kobietką.

Gdy już rozdam pocałunki
wszystkim asom sztuki wiersza,
nie zwlekając, bez ratunku
oddam się jurorom pierwsza!

  • Odpowiedzi 60
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano
o szyby deszcz dzwoni deszcz dzwoni jesienny

ten deszcz ma kolor twoich włosów
do którego starannie dobieraliśmy koszule

najlepiej pamiętam tę żółtą w kratkę
z plamką w kształcie afryki na przedramieniu
(nie pomogła różowa siła vanisha
ani domowe sposoby babci halinki
– wierzyliśmy że to przeznaczenie)

nikt nie przypuszczał że kiedyś będziesz wycierał nią
ociekającą deszczem twarz dziewczyny

deszczem? do cholery, przecież wtedy nie padało


;)
Opublikowano

JESIEŃ


jesień
wciąga się kalesie
garb w kufajce - wcześnie
jesień

ziąb
siąpi w głąb mieszkania
wpływa w miąsz ubrania
ziąb

o rynny
dzwoni deszcz niewinny
dzwon zalicza auto
inny

w szyby
mży trzy po trzy - bach! po
szybach, w kroplach mokra
chyba

jesień
błoto wnosi się w sień
się w sień błoto niesie
jesień

Opublikowano

"Jesienią szerzej oczy swe otwierasz
spozierasz
chlup chlup kapią modre łzy
na szyby w oknie
z błękitnych twych źrenic spijam rosę
proszę
o jeszcze dwa dni zanim podetnę swoje żyły

Czarny Anioł
Czarna Msza
błeeeeeeeeee"


Będzie flaszka?

Opublikowano

POD JESIENNĄ PIERZYNĄ

wiem piersi usta uszka pupa
udzinka plecki boczki pupa
stopki i szyja pięty pupa
kolanka łokcie oczy pupa
miejsce tajemne usta pupa

ty też wiesz dużo piersi pupa
udziska plecy usta pupa
szyja kolana uszy pupa
oczy policzki biodra pupa
sterczące miejsce brzuszek pupa

jak tu nie godzić tyle zgody
jak tu nie zwodzić jak nie wzwodzić

Opublikowano
LEK

Leżę w ciepłym dziś łóżeczku, trochę kaszlę oraz kicham
Przymulona jestem lekko, bo mnie powaliła - grypa.

Przyszła do mnie wczesnym rankiem, budząc lekkim bólem głowy
Ziejąc chłodem spod firanki, rozkazała: „Zmiataj zdrowie”.

Zdrowie w sobie się skuliło, ja się z zimna trzęsę cała,
Za to grypa oświadczyła; „Ja się w tobie zakochałam”.

Wnet przygniotła moje piersi, mówiąc: „Słodko cię przytulę”,
Na dodatek w nosie wierci, i gorączką obejmuje.

Dosyć mam już tych czułości, muszę szybko coś z tym zrobić.
Zamiast kwękać i się złościć aspirynę wezmę sobie.

Mleko z miodem i z cytryną, filiżankę soku z malin,
Wapno i czerwone wino, oraz witaminek parę.

Wszystko sobie aplikuję myśląc „grypo pójdź w cholerę”
I do łóżka się pakuję a tu przyszedł mój Walerek.

Spojrzał na mnie i się śmieje. Potem mówi: „Bez urazy
Zaraz szybko wyzdrowiejesz”...... no i zrobił to z pięć razy.

Nagle gdzieś zniknęła grypa i nie boli już mnie głowa
A Walery zaczął kichać, tracąc w oczach ten swój powab.

Potem poległ na kanapie, mrucząc że z nim źle niestety
A ja szybko palto łapię i chcę pobiec do apteki.

Dzwoni dzwonek. W drzwiach sąsiadka. Mówi: „O ten problem czuję
Będę tak jak dobra matka - ja ci męża przypilnuję”.

Po lekarstwa wnet pobiegłam i w kolejce chwilę stałam,
A na dworze plucha niezła. Już godzina przeleciała.

Szybko z klucza drzwi otwieram , bo kto wie co tu się zdarzy,
A chłop jakby zdrowszy teraz, ona pryszcze ma na twarzy.

Ciut zmieszana zaraz poszła. Chłop ożywił się co nieco.
Chcesz lekarstwo? – warknął "zostaw" - tylko oczy mu się świecą.

Po godzinach zaś za ścianą; sąsiad kaszle i się krztusi
I jak tylko wstanie rano, zaraz do doktora musi.

Wczesnym rankiem ma sąsiadka poleciała do roboty
A mąż w domu, żadna gratka, jest bez woli i ochoty.

A tu z góry pani przyszła, by pożyczyć trochę soli.
Oj to była słodka przystań, no i chłopa nic nie boli.

Bakcyl dalej krąży w bloku, niejednego kładąc typa
Więc uważaj gdy pomagasz, by cię nie złapała grypa
Opublikowano
jesień

dawało wtedy po twarzach
aż odwróciliśmy wzrok
byłaś przemoczona
wkomponowana
w ramkę ze strug deszczu
które musiałem przełknąć

mogłaś odpuścić sukience
sklejenie z twoim ciałem
i szybom w tramwajach
ślinotok spoconych facetów

każda jesień by się zamknęła
widząć takie piersi


-----------------------------------------------------------------
Oj na szybko, chyba za szybko ;) Odliczam się, Panie Stefanie!
Opublikowano

A ja wrócę nieśmiało z moim zrytym utworem :b

Załóż parasolkę!

Z zapleśniałej kamienicy
Wychodzimy na ulicy
Nie zamoknie żaden glan
Bo dwa glany mam
jak założę jeszcze jeden
Razem będzie siedem

Załóż parasolkę, załóż
Nie omijaj płytkich kałuż
Skorupiakiem jest małż

A ssakiem słoń...

Ojojoj.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...