Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Jako że 17 września planowana jest premiera Katynia Andrzeja Wajdy, zapewne wielu z nas pokwapi się do kina :) Ze względu na to, że nic nie dzieje się na forum ostatnio, chciałbym spytać Was o filmy, które najbardziej zapadły Wam w pamięć; dramaty, wojenne, horrory-nieistotne. Proszę o tytuły i krótkie recenzje w paru słowach!
Czeka Pancolek i pozdrawia wsiyćkich!

Opublikowano

Maćku; Martwicy nie oglądałem, ale może znajdę czas, żeby nadrobić zaległości! ;)

Messalinie; rzeź polskich oficerów to fakt historyczny, który wymaga szacunku od każdego
Polaka. Nie zgadzam się zupełnie z Twoim postem. Co to znaczy: 'a gdzie ludzie
nie umierali?'?! To że umierają codziennie znaczy, że trzeba przechodzić obok
Katynia obojętnie? Dziwne podejście.

Nicholasie; warto by było najpierw zobaczyć. Jesteśmy początkującymi polskimi poetami, więc
historię naszego kraju powinniśmy cenić nieco wyżej niż inni. Poza tym szmira
przy słowie Katyń...

Andrzeju; zgadzam się z Tobą. Komedie były najniższych lotów, a z recenzją Katynia należy
poczekać. Tym bardziej, że jak sądzę Wajda postarał się, aby oddać klimat
masakry polskiej generalicji.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Co do tych 'wielkich' polskich reżyserów, to zauważam, że kiedyś kręcili lepsze filmy niż teraz (np Hoffman), sam nie wiem czemu.. aaa i jestem Arek a nie Andrzej :)

Hehehe... kurde... cały czas myślałem, że masz na imię Anrzej :) Arku, wybacz Pancolkowi...
Co do reżyserów... hmm... generalnie w polskim kinie ostatnio posucha, dlatego z większą niecierpliwością czekam na Katyń :)
Opublikowano

Nie będę wymieniała tytułów, bo bym musiała tu nasmarować całą stronę, ale lubię komedie i trillery (ale tylko takie które zaskakują) i wiele innych takich jak "Lęk pierwotny" z Edwadem Nortonem, który bardzo zapadł mi w pamięci.

Ale nie o tym chciałam. Chciałam napisać, że ostatnio byłam na "U pana boga w ogródku", który jest kontynuacją "U pana boga za piecem" i muszę przyznać, że to jest to!!! Pomijając moje obawy kiedy widziałam samych ludzi w pewnej kategorii wiekowej wchodzących na salę na ten film.
Film jest poprostu świetny, Jeśli ktoś lubi takie komedie traktujące o zwykłych niezwykłych sprawach i polskich wsiach. Ja uwielbiam. Dobrze jest czasem oderwać się od tego zgiełku i hałasu miasta.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


o boziu, skoro nie może Pan nauczyć się pisać
- niechże Pan używa Worda

/j


zgadzam się z tobą że nadal robie infantylne błędy, nie sprawdziłem wordem, i znów mi się dostało
dzięki za baty
pozdrawiam
Opublikowano

wiesz, kierujemy się punktami zbrodni
nasze polskie podejście to historia
naszpikowana walkami krwiami i tp ...
rżnięcie i rżnięcie

w szwecji nic nie wiedzą o potopie ni w ząb
w belgii nic nie wiedzą o obozach koncentracyjnych
chcesz więcej?
w brazylii piją kawę
a na syberii szable słoniowatych robią karierę

a tu taka rzecz na mnie - tak - mam szacunek
tak - ogromny - ale skończmy z tym wybranym
narodem, ok? nikogo nie zaczepiam
i nie chcę zaczepianym być

MN

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Nie zaczepiam Cię, Messalinie, a koncepcja narodu wybranego jest zarówno dla Ciebie, jak i dla mnie po prostu śmieszna. Belgowie nie muszą wiedzieć nic o obozach koncentracyjnych, ale Polacy i owszem. Niewiedza o takich zbrodniach jak ta katyńska (lub oświęcimska) prowadzi, moim zdaniem, do wtórnej nienawiści. Ty masz pewien pogląd na przeszłość- i dobrze, tyle że Ty ją znasz. Robienie filmów typu Katyń zwiększa szansę, że ktoś kto z wiedzą historyczną ma niewiele wspólnego zastanowi się/pomyśli przez chwilę nad dziejami własnego kraju i ludźmi, którzy poświęcili życie, żeby on mógł teraz żyć w wolnym kraju. Może to i górnolotne, ale w miarę logiczne.
I przepraszam, jeśli pomyślałeś, że Cię zaczepiam ;) To absolutnie nie byłą moją intencją!
Pancolek
Opublikowano

ok - dzisiejsi politycy stwarzają doskonałą atmosferę
żeby się interesować historią, "wolny kraj" - chyba żartujesz,
dziś w Polsce wraca pseudofeudalizm, nawet do poezji
tak - powiedziałbym - śmieszny kraj - nigdy by nie doszło
do owej zbrodni katyńskiej gdyby nie gupie rządy beka
czy ktoś słyszał, że były postulaty aby polskę wchłonął
nasz brat z zachodu? tak, były takie plany a my? cóż siem
bilim - naród z kijami rzekłbym - po co im przypominać
bohaterstwo - lepiej może głupotę na wyższych szczeblach,
to by była dopiero historia - ech, to tak jak ze średniowieczem,
wszyscy włącznie z gupawimi nauczycielami historii powtarzają
że w średniowieczu ludzi kołem ćwiartowali, GŁUPOTA!!!!!!!!!!
to było w tym waszym bzdurnym ODRODZENIU, ech,
cicho, już się tu nie odezwę, bo w końcu o filmie miało być
z ukonikiem i pozdrówką MN

Opublikowano

"Matrwica mózgu" faktycznie jest świetna. Jedna z niewielu horroro-komedii, która się naprawdę udała. Film niskubudżetowy, chyba nawet, ale nie jestem pewien, ten film nie pojawił się w kinach. No i zombie - pychota!

Co do innych tytułów, jest ich masę. Każdy obejrzał po kilkanaście dobrych filmów. Wymienię tylko te, które naprawdę warto obejrzeć.

Siedmiu samurajów - Zadziwiające w tym filmie jest to, że opowiada zwykłą historię, a wciąga jak żaden film. Po prostu - samurajowie uczą wieśniaków obrony przed grabieżcą. Teoretycznie nic ciekawego. A jednak. Przyciąga subtelny humor, idealnie wyważony. Dobra odtrutka na głupawe współczesne komedyjki epatujące jedynie golizną.
Dalej - gra aktorska. Aktor grający rolę Kikuchiyo spisał się znakomicie. Pierwsze sceny z nim, to jak cały czas się drapie. To jest piękne. Zaswędziała go noga, to cap i drze ją ostro. Nie przejmuje się, że jest na planie. To jest tak pięknie naturalne, że nie mam słów.
Ukazanie samurajów jako zwykłych ludzi. Samurajowie to jeden z zawodów, tyle. To mnie zamurowało totalnie. Po tytule spodziewałem się siedmiu latających w powietrzu gości, co to rozdziabują tępymi narzędziami nieprzyjaciela za nieprzyjacielem. Nic z tego. Samurajowie w ogóle (nie chodzi o tych głównych) to również prześmiewcy, ludzie pazerni na mamonę. Ten film jest do bólu realistyczny. Walka w strugach deszczu to nierzadko taplanie się w błocie.
Jeden z najlepszych filmów Kyrosawy, stary, powojenny (rok produkcji 1954). Oryginalna taśma z filmem trwa 7 godzin, ale najczęściej dostępna jest wersja skrócona. Leciał w te wakacje na TVP1 od północy do 3.30 nad ranem.

Amadeusz - grą aktorską przewyższa nawet "Siedmiu samurajów". Film o Mozarcie ze wspaniałą muzyką. Najlepszy film kostiumowy, jaki miałem okazję obejrzeć. A sam Mozart - śmiechem przebija nawet Waldusia z "Kiepskich".

Oldboy - kino japońskie współczesne. Do "Siedmiu samurajów" nie dorasta, ale zaciekawił mnie bardziej. Film opowiada historię człowieka, który zostaje zamknięty na 13 lat sam w pokoju. Po 13 latach zostaje uwolniony. Ma tydzień, by dowiedzieć się, kto i dlaczego go zamknął. Jak dla mnie wstrząsający.

Człowiek z blizną - najlepszy film z Alem Pacino. Opowiada historię kubańskiego emigranta, który staje na czele mafii. Dosyć mocny, choć krwi - co jest plusem - dużo nie ma. Ale gdzieś w jednej z początkoweych akcji jest odcinanie kończyn piłą mechaniczną, więc momenty są. Kultowy film dla czarnych amerykańskich raperów.

Lawrence z Arabii - tylko jedno słowo: nieprawdopodobny!

Człowiek słoń - prostszy film Lyncha. Mój ulubiony. Typowy wyciskacz łez, ale mnie wziął. Choć wiem, że historia tu opowiedziana jest zmyślona (sam człowiek słoń nie).

Gabinet doktora Caligari - rok produkcji 1920, czyli kino nieme. Dostępny na youtube, tylko trzeba znaleźć dobrą, anglojęzyczną wersję (oryginalna jest niemiecka, ale kto umie niemiecki? rzecz jasna - chodzi o napisy). Do filmu dodana została muzyka, by nie oglądało się zbyt drętwo. Najlepszy film ekspresjonistyczny. Wiele ciekawych momentów, jak choćby scena, w której policjanci siedzą na monstrualnie wysokich krzesłach. To aluzja do sytuacji władz w stosunku do ludzi. Do władzy totalitarnej. Dalej - trapezowe domy, poskręcane dachy. Cała sceneria wykonana z tektury, o ile się nie mylę. Scena przebudzenia somnambulika przeszła do historii nie tylko kina grozy, ale całego kina. No i zakończenie, które jest swoistą klamrą. Szczena w dół opada, człowiek nie może uwierzyć, że ten film ma prawie 90 lat. No, ale więcej nie zdradzę.

To tyle pokrótce o kilku tytułach. Świetnych filmów jest więcej. Radzę oglądać stare filmy. Nawet nie wie Pan, ile rewelacyjnych pomysłów zrealizowano. Po takich filmach jak "Gabinet..." człowiek utwierdza się w przekonaniu, że współczesne kino nie serwuje nic nowego, ale odgrzewa stare pomysły.

Pozdrawiam.

Opublikowano

'Marzyciel' - oglądałem parę razy i za każdym dostarczył mi tyle samo emocji.
naprawdę dobry film z Johnym Deppem. gorąco polecam. może wydawać się
dziecinny, ale mnie poruszł.

'Szkoła rocka' - może i mało ambitne, ale dość zabawne. uwielbiam filmy z dobrą
muzyką.

'Chopin. Pragnienie miłości' - dosłownie każdy film o Chopinie wpływa na mnie
niemalże tak samo, ale ten wywarł najlepsze wrażenie. mogę go oglądać
w kółko i wiem, że mi się nie znudzi. podobnie z 'Błękintą nutą'.

generalnie przepadam za filmami muzycznymi, z elemetami historycznymi.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



kolejna po..? aż tak wiele ich było? gorzej chyba jest z polskimi komediami.

Już wolę obejrzeć genialne Wszyscy jesteśmy Chrystusami, czy Dzień Świra (choć to nie komedie), albo nawet głupkowaty Poranek Kojota, niż kisić się w 'romantycznej' mitologii rodem z Pana Tadeusza i innych 'sztandarowych' polskich filmów.
Opublikowano

Jasne. Oldboy jest koreański. Oglądałem go już jakiś czas temu i sądziłem, że jest japoński. Dobrze, że mnie Pani poprawiła.

Co do śmiechu - a co? ;) Wiem, inna jakość, ale zawsze gdy o tym myślę, to mi Walduś przed oczy wyskakuje. A tak szczerze - to chciałem zachęcić do oglądania. Śmiech Mozarta z tego dzieła trudno oddać słowami i porównywaniami do czegokolwiek.

Pozdrawiam.

Opublikowano

Jako filmoznawca, nie mam tu wiele do gadania.

To będzie arcydzieło, bo Bezet grał tam jednego z profesorów UJ
wywożonych w ramach A-B.

Jest off, jest mainstream, jest Wajda. Przedostatni właściwie z wielkich, choć czasem przeginających. Adios.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Stanisław zaproponował mi wyjazd na delegację do Mielca. Mieliśmy wyposażyć w urządzenia gastronomiczne szpitalną kuchnię. Praca miała potrwać ponad miesiąc. Nie miałem innych zajęć, więc się zgodziłem. Wyruszyliśmy w poniedziałek rano jego polonezem truckiem. Droga wiodła przez pustkowia, bo po drodze mieliśmy jeszcze wstąpić do klasztoru sióstr w Jaśle. Trzeba tam było naprawić piec do wypieku opłatków. Na miejscu poszło nam sprawnie. Wypiliśmy herbatę, a obładowani waflami i opłatkami ruszyliśmy dalej, by po południu zameldować się w hotelu. Mielec to spokojne, specyficzne miasteczko na wschodniej ścianie. Czas tam jakby się zatrzymał. Więcej było tam więcej spokoju niż w podobnych miejscach Małopolski. Parki, zieleń, wiewiórki. Zameldowaliśmy się w pokoju — niestety, były tylko dwuosobowe, więc z uwagi na oszczędności musiałem dzielić pokój ze Stanisławem. Nazajutrz pojechaliśmy do pracy. Kuchnia była nową inwestycją, przylegającą do Szpitala Specjalistycznego w Mielcu. Pracowaliśmy od siódmej rano do szesnastej, z przerwą na lunch. Na obiady chodziliśmy niedaleko — do małej, spokojnej knajpki serwującej dobre piwo i golonkę. Stołowaliśmy się tam codziennie, nieznacznie tylko zmieniając menu. A raczej — piwo, bo paleta lokalnych trunków była całkiem spora. W pracy szło nam dobrze. Sprzęty z Włoch przychodziły na czas. Montowaliśmy urządzenia gastronomiczne włoskiej firmy — wszystko z najwyższej półki: wyparzacze do butelek dla niemowląt, piece konwekcyjno-parowe. Cała kuchnia, a właściwie jej układ, była dobrze przemyślana — tak, by zachować najwyższe standardy czystości i BHP. Równolegle pracowały inne brygady: malarze, monterzy, elektrycy od instalacji. My mieliśmy jedynie wyposażyć tę ogromną kuchnię w sprzęt. Do ekipy malarzy przychodziły dwie dziewczyny — całkiem ładne i miłe. Bywały tam codziennie, głównie dla kobiety, która była matką jednej z nich. Zagadałem — ot tak, z ciekawości, co u nich słychać, jakie mają plany na wakacje. Okazało się, że się nudzą, więc umówiliśmy się na weekendowe piwo. Zabrałem też Stanisława — było ich przecież dwie, więc pomyślałem, że i on się rozerwie. Spotkaliśmy się w niewielkiej knajpce obok budynku, gdzie odbywały się dyskoteki. Ela, brunetka o ciemnych oczach, miała w sobie coś, co przyciągało uwagę. Druga, Małgosia, była krótko ściętą blondynką — pogodna, wesoła. Zamówiliśmy po piwie. Rozmowa toczyła się lekko, śmiechy, drobne żarty — wieczór mijał szybciej, niżby się chciało. W pewnym momencie Ela usiadła bliżej, a jej dłoń niepostrzeżenie dotknęła mojej. Knajpka była prawie pusta — może dlatego, że było jeszcze wcześnie. Posiedzieliśmy do ósmej, a potem postanowiliśmy wracać. Stanisław wrócił do hotelu, a ja odprowadziłem dziewczyny. Najpierw Małgosię, by potem zostać sam na sam z Elą. Poszliśmy więc na spacer w stronę stadionu. Na betonowych trybunach usiedliśmy obok siebie. Wokół panowała cisza, z daleka słychać było tylko szum miasta. Siedzieliśmy tak chwilę, blisko, nie śpiesząc się z żadnym słowem. Eli usta przylgnęły do moich. Zaczęliśmy się całować. Było ciemno, wokół nikogo, nad nami tylko gwiazdy. Jest ciepła letnia noc, czuć zapach skoszonej trawy na boisku. Rozochocony zacząłem delikatnie ją pieścić. Przytuliła się, a ja całowałem ją po szyi, po policzkach, aż znowu wróciliśmy do ust. Całowaliśmy się jeszcze chwilę, po czym wstaliśmy i jakby nigdy nic, w dobrych nastrojach kontynuowaliśmy spacer. To był jeden z tych wieczorów, które pamięta się nie przez to, co się wydarzyło, lecz przez to, jak się wtedy czuło. Oboje potrzebowaliśmy bliskości, wsparcia, zrozumienia. Podążając w stronę jej osiedla, odległość mierzyliśmy pocałunkami i przytuleniami. W niedzielę spotkaliśmy się ponownie — tym razem u niej w mieszkaniu. Poznałem jej mamę i babcię. Ela była zgrabna, wysportowana; tańczyła w zespole tanecznym, z pasją i lekkością. Od tamtej pory, gdy tylko mogłem, spędzaliśmy razem popołudnia i wieczory. Po jakimś miesiącu pracy w delegacji odezwała się Magda, która pracowała nad morzem — w Zakładowym Hotelu w Dąbkach. Po którejś rozmowie telefonicznej poczułem w sobie to coś. Pomyślałem więc, że po skończonej robocie pojadę prosto do niej, stopem, w odwiedziny. Dni w pracy oraz czas spędzany z Elą mijały szybko, aż nie wiem, kiedy nadszedł dzień pożegnania. Bardzo się z nią zżyłem. Byliśmy blisko. Obiecałem, że gdy tylko wrócę do Krakowa, napiszę i się odezwę. Spakowałem więc plecak, uścisnąłem rękę Stanisławowi i poszedłem przed siebie. Poszedłem w stronę drogi wylotowej z miasta. Był piękny, letni dzień — właściwie przedpołudnie. Ciężki plecak wżynał mi się w ramiona. Dobrze, że miałem na sobie grubą, skórzaną kurtkę. — trochę amortyzowała ten ciężar. Machnąłem ręką i po chwili siedziałem już w ciężarówce. Kierowca jechał aż do Gdańska, więc mi to pasowało. Rozmawialiśmy o różnych sprawach, a droga i kilometry uciekały. Jechaliśmy trasą 77 w stronę Warszawy. W okolicach Radomia zobaczyliśmy młodą dziewczynę z plecakiem. Podobnie jak ja wcześniej — machała, by zatrzymać podwózkę. Kierowca nic nie mówiąc zjechał na pobocze i zabrał ją na trzeciego do szoferki. Po chwili jechaliśmy już w trójkę, w dobrej atmosferze, rozmawiając i śmiejąc się. Dziewczyna wracała do domu ze stancji. Była wesoła i otwarta. Kierowca chyba to wyczuł — w ogóle tacy jak on często mają nosa. Jedno spojrzenie i już wiedzą, co za człowiek, czy warto go zabrać na pokład. Bo po co im ktoś, kto się nie odzywa, albo ktoś nieprzyjemny, z kogo trzeba wyciągać każde słowo. A tak — luźna rozmowa, czas i droga mijały szybciej. Z okolic Radomia kierowaliśmy się w stronę Warszawy, a potem odbiliśmy na Łódź. Stamtąd prosta już była droga na Gdańsk. Za Łodzią zrobiło się jakby ciszej, bo opuściła nas nasza wesoła autostopowiczka. Koło czwartej rano dojechaliśmy do Grudziądza. Wjechaliśmy gdzieś w pustkowie, na jakąś farmę. Trochę się wtedy przestraszyłem. Kierowca poprosił, żebym poczekał na niego w szoferce. Sam poszedł do czyjegoś domu. Nie wiedziałem, co my tu właściwie robimy. Ale po kilkunastu minutach wrócił i bez słowa ruszyliśmy dalej. W drodze na Gdańsk miałem wysiąść mniej więcej w połowie trasy, żeby dalej łapać stopa i przez Kaszuby przebić się do Dąbek. Do dziś nie wiem, dlaczego nie pojechałem od razu do Gdańska. A stamtąd drogą łączącą się z Koszalinem, nie pojechałem dalej w stronę Dąbek. Ale cóż. Widocznie tak miało być. Wysiadłem więc gdzieś pośrodku drogi między Gdańskiem a Grudziądzem. Stamtąd coraz głębiej zagłębiałem się w pojezierze kaszubskie. Parę kilometrów z leśniczym, parę z jakimś rolnikiem. Nie było ciężarówek, tylko osobowe i terenowe samochody. Z dala co kawałek błyskały tafle jezior — jak flesze, jak turkusowe korale na białej szyi. Im dalej wchodziłem w tę krainę, tym bardziej zachwycało mnie jej piękno. Pomyślałem wtedy, że kiedyś na pewno tu wrócę — by jeszcze raz rozkoszować się tymi krajobrazami. Do Dąbek dotarłem dopiero wieczorem — zmęczony, spalony słońcem. Czułem na sobie cały jego żar. Prosto z drogi poszedłem na plażę, by zmyć z siebie znój dnia. Fale były chłodne, uspokajające. Po chwili znów poczułem się rześki i lekki, jakbym zostawił wszystko w morzu. Z plaży skierowałem się do pobliskiej tawerny rybackiej. Stała na uboczu, z dala od wszystkiego — raczej nie była to ostoja przyjezdnych. Po wejściu poczułem się trochę nieswojo. Wydawało mi się, że wszyscy na mnie patrzą. Zamówiłem piwo i usiadłem w rogu sali, przy małym stoliku. Nie wiem nawet, kiedy podszedł do mnie jakiś facet i zaprosił do swojego towarzystwa. Przyjąłem propozycję. Po chwili siedzieliśmy już razem przy długim, drewnianym stole. Byli tam miejscowi rybacy i ludzie utrzymujący się głównie z turystyki. Piliśmy piwo do późna w nocy, raz po raz śpiewając albo krzycząc coś wesoło przez salę. W końcu jeden z nich zapytał mnie, czy mam gdzie spać. Odpowiedziałem, że nie. Zaproponował więc nocleg u siebie w domu. Do jego chaty dotarliśmy około trzeciej nad ranem — pijani, rozgadani. Drzwi otworzyła nam żona. Spojrzała na mnie zaskoczona i zapytała, kim jestem i co tutaj robię. Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo mój kompan odparł tylko, że „śpi u nas” i kazał jej dać mi pokój. Pomruczała coś pod nosem, ale poszła po klucze, otworzyła drzwi i wskazała łóżko. Na tym skończyła się nasza rozmowa — to był już nasz komunikacyjny Everest. Dalej zaczynało się tylko „ehsencjonalne” podejście do rozmowy — czyli bełkot. U mojego kompana zresztą także. Padłem na łóżko, jak stałem — i to by było na tyle. Poranne przedpołudnie było znowu piękne i słoneczne. Poszedłem do gospodyni, by opłacić pobyt i podziękować za nocleg. Poinformowałem ją, że zostaję jeszcze na parę dni. Okolica była ciekawa — na uboczu, z dala od turystów. Odświeżyłem się, zjadłem śniadanie i wyszedłem na spacer. Droga prowadziła przez sosnowy las, w stronę morza. Pachniało żywicą, w powietrzu czuć było sól i ciszę. Odświeżyłem się i ruszyłem zwiedzić okolicę. Nie mogłem się już doczekać, kiedy dotrę do hotelu, w którym pracowała Magda. Znaleźć go nie było trudno — to był jedyny większy ośrodek w Dąbkach. Zjeżdżali tam pracownicy Zakładów Chemicznych w Oświęcimiu, więc duża część gości pochodziła właśnie stamtąd i z okolic. Magda była jeszcze w pokoju. Na mój widok ucieszyła się, przytuliliśmy się i pocałowali. Pokój dzieliła z dwiema koleżankami, które pracowały razem z nią. Za chwilę musiały wyjść, by obsługiwać gości, więc umówiliśmy się na wieczór. Wieczorem poszliśmy do knajpy — a właściwie do dużego namiotu, który stał tuż przy molo nad jeziorem Bukowo.  
    • @MIROSŁAW C.   I tylko białe płatki snów ukryte w oczach wydają się być ponad …smutną rzeczywistością. Refleksyjny wiersz:) 
    • ona-onej zje no-ano. on-onemu rum. E... no no!   To i mułowi towot? I wołu miot.   A po gnidę dingo, pa!   O, no i Mongołów ognomiono?
    • @Migrena Mój aparat siedzi w nadgodzinach a i tak nie nadąża:) co z tego że system wypluje dokumenty, które po kilka dniach drukowania spakuje się w kilkadziesiąt segregatorów i miesiącami będzie się je analizować, bez wniosków, bo ilość jest za obszerna. Okrutna inflacją danych. Algorytm to ogarnia systemowo, ale to wymaga ogromnych nakładów, a państwo ma tyle zadań, że tej forsy zawsze nie starczy. Aparat to cieszy, że do 10 letniego ksero w końcu dotarł toner, a jak powiedzmy lokalny aparat nie dostanie odpowiedzi od wielkiego big techa z Ameryki bo Hindus z Mandrasu stwierdzi, że nie, do kogo pójdzie na skargę, jak długo będzie to trwało;)  Mała anegdota z praktycznego działania państwa, właśnie dotyczącego konieczności pozyskania pewnej ważnej informacji z Ameryki. Od nas tak daleko nie dodzwonisz się, to za duże koszty, ale z zaprzyjaźnionej instytucji można… pierwszą próba nie udana, ale ktoś pomyślał, że u nich nic i pewnie nie odebrali, więc będzie dzwoniono od nas z nocy, stróż wpuścił, był telefon i znów głuchy… i do kogo na skargę, zasoby są zbyt małe aby za każdym razem literalnie do wszystkiego odchodzić, powierzchownie i do przodu, latać dziury w łodzi, a nie myśleć o budowie nowej.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        To długa treść, choć przeczytałem do końca. Zresztą na tyle wartościowa, że warto było poświecić czas na jej przeczytanie.   Epoka ''Techne'' zostawiła w tyle dyskurs  między-epokowy, na rzecz szybko rozwijającego się wirusa, ponieważ władze stwierdziły, że dzięki niemu będzie można łatwiej kontrolować ludzi — ''może odczytać twoje lęki''. Nie ma co się dziwić, skoro wszyscy (niemal) chodzą pod dyktando narzucone przez zegarki, budziki, smarfony, i do tego jeszcze dochodzi AI.   ''człowiek, który stworzył sieć wszechwiedzy, sam odebrał sens transcendencji'' — tu jest ciekawie, bo nie wiadomo, o jakiego człowieka chodzi: czy o tego, który znalazł ścieżkę do transcendencji, czy o tego, który przez swoje działanie przyczynił się do jej zniszczenia.   Pozdrawiam  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...